"Żegnały mnie złorzeczenia i groźby. Dziś wiem, że postąpiłem słusznie" [LIST POLSKIEGO RATOWNIKA]

Potrzebujesz porady?Umów e-wizytę459 lekarzy teraz online

SPIS TREŚCI

  1. Ratownik medyczny, który napisał list do redakcji Medonetu, pięć lat temu wyjechał do Wielkiej Brytanii. W Polsce na karetce przepracował 10 lat
  2. Rekrutacja na stanowisko ratownika trwała długo, wymagała zdania wielu egzaminów, jednak udało się. "Dzisiaj wiem, że postąpiłem słusznie i nie żałuję mojej decyzji" – pisze dziś mężczyzna
  3. Jak opisuje ratownik, na początku pensja nie jest duża, jednak po kilku latach pracy wzrasta do kwoty, za którą można przyzwoicie żyć z samego tylko etatu
  4. Ratownik na Wyspach przepracowuje 37,5 godziny tygodniowo. Daje to ok. 150 godzin w miesiącu. W Polsce to często 300–400 godzin i więcej
  5. Jak ocenia obecny system ratownictwa medycznego w Polsce, jak reagują ratownicy brytyjscy? Opisał w liście do Medonetu
  6. Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.

Kiedy kilkanaście lat temu zaczynałem pracę w Polsce nie do końca było wiadomo, kim jest ratownik medyczny. Nie było jeszcze żadnej ustawy czy rozporządzenia, które by to regulowało i w każdej karetce był lekarz.

Kiedy odchodziłem z pracy zmęczony ciągłym dyżurowaniem grubo ponad 350 godzin miesięcznie (trwający 30 dni miesiąc liczy łącznie tylko 720 godzin), żegnały mnie złorzeczenia i groźby mojej kierowniczki po oznajmieniu jej, że w przyszłym wakacyjnym miesiącu nie wezmę kilkuset godzin dyżurów na karetce. To był ostatni raz, kiedy zmieszano mnie z błotem z racji zawodu, który wykonuję. Odchodziłem z jej gabinetu z zaciśniętym gardłem. Nie wiedziałem, co będzie dalej, co mnie czeka za granicą. Czy jako ratownik medyczny z ponad 10-letnim stażem pracy będę umiał dostosować się do wymagań zagranicznego pracodawcy?

Dzisiaj wiem, że postąpiłem słusznie i nie żałuję mojej decyzji.

"Rekrutacja trwała długo, ale udało się". Pierwsze dni pracy w Wielkiej Brytanii

Wieloetapowy udział w międzynarodowej rekrutacji, pokazanie swoich zdolności w języku, którego nie używam na co dzień, zrozumienie akcentu, zdanie prawa jazdy kategorii C1 – to wszystko wymagało ode mnie bardzo dużo samozaparcia i poświęcenia. Moja rodzina wspierała mnie. Żona pilnowała dzieci, kiedy siedziałem w sypialni z książkami, aby jak najlepiej opanować język, terminologię, testy.

Rekrutacja trwała długo, jednak udało się – otrzymałem list od mojego przyszłego pracodawcy z ofertą pracy.

Polski ratownik medyczny w UK

Fot. Archiwum "Ratownik Na Wyspach"

Kiedy pierwszy raz stanąłem przed drzwiami jednej ze stacji pogotowia, w której przyszło mi się szkolić, zanim nacisnąłem dzwonek musiałem wziąć kilka wdechów. Nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać. W tych czasach moja wiedza o systemie ratownictwa medycznego w UK była znikoma.

Zostałem bardzo miło przyjęty. Spodziewałem się, że będę miał kontakt z pacjentami niemal od razu. Tymczasem zaczął się trwający ponad trzy miesiące okres szkolenia. Sam kurs uprawniający do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych trwał cztery tygodnie, nie jak w Polsce – kilka godzin.

Kurs ten zmienił moją filozofię, jeżeli chodzi o dostrzeganie zagrożeń i bezpieczne prowadzenie pojazdu uprzywilejowanego. Zmienił również mój bardziej agresywny styl jazdy, który nabyłem w Polsce na bardziej stateczny i bezpieczny (byłem samoukiem, w kraju pierwszy dyżur jako kierowca-ratownik wyglądał tak, że mój zmiennik wręczył mi klucze, złożył życzenia, by karetka wróciła cało na dyżur i… musiałem sobie radzić).

"System bardzo mnie zaskoczył". Jak wygląda praca ratownika medycznego na Wyspach?

System, w którym się znalazłem, podchodzący pod narodową służbę zdrowia (NHS), zaskoczył mnie bardzo, a praca jako ratownik medyczny okazała się tak odmienna od polskiej, że w wielu przypadkach musiałem się jej nauczyć od nowa.

Dostosowanie i zaakceptowanie systemu pracy, w którym przyszło mi działać, zajęło mi ponad rok. W tym czasie wielu moich kolegów wróciło z powrotem do Polski. Uważam, że na świecie nie ma idealnego systemu ratownictwa medycznego. System brytyjski też nie jest idealny. Coraz częściej jest on przeciążony natłokiem zgłoszeń i staje się niewydolny. Z drugiej strony jesteśmy w stanie zaoferować pacjentom różne formy pomocy niedostępne w Polsce.

Podczas pracy

Fot. Archiwum "Ratownik Na Wyspach"

Wracając do ratowników medycznych. Praca w Wielkiej Brytanii jako paramedic jest bardzo doceniana społecznie. Często spotykamy się z bardzo ciepłym przyjęciem przez społeczeństwo. W wielu miejscach np. kiedy stoimy w kolejce po przysłowiową kawę, ludzie nas przepuszczają i nie widzą nic złego w tym, że pełniąc dyżur, jesteśmy obsłużeni przed nimi.

Standardowy tydzień roboczy dla ratownika medycznego zatrudnionego w NHS wynosi 37,5 godziny, przy czym podczas każdego dyżuru mamy jeszcze pół godziny bezpłatnej przerwy na posiłek.

"Można żyć przyzwoicie z samego tylko etatu". Zarobki, możliwości rozwoju

Pensja paramedyka nie jest duża, jednak po kilku latach pracy wzrasta ona do kwoty, za którą można żyć przyzwoicie z samego tylko etatu. Początkujący ratownik medyczny w UK zarabia ponad 25 tys. funtów rocznie plus dodatki. Ratownik medyczny ze stażem pracy np. siedmioletnim zarabia już ponad 39 tys. funtów rocznie plus dodatki. Minimalna płaca w Wielkiej Brytanii przy takiej samej liczbie godzin tygodniowo (37,5 godziny) wynosi niecałe 17,5 tys. funtów rocznie.

Ratownik medyczny w Wielkiej Brytanii może rozwijać się w różnym kierunku. Może wybrać ścieżkę nauczania przyszłych adeptów i rozpocząć pracę na uniwersytecie, dochodząc nawet do stopnia profesora paramedyka. Z drugiej strony, jeżeli chce się mieć kontakt z pacjentami, można dojść do stopnia konsultanta paramedyka lub wybrać ścieżkę swojego rozwoju w podstawowej opiece zdrowotnej. Wówczas jako tutejszy "felczer", że użyję tego porównania, mogę przyjmować mniej skomplikowanych pacjentów w przychodni, wypisać samodzielnie kilkadziesiąt recept, skierować pacjenta na badania itp.

Podczas pracy

Fot. Archiwum "Ratownik Na Wyspach"

Jeżeli tylko ktoś chce, zawsze może wziąć w pracy lepiej płatny dodatkowy dyżur lub kilka dyżurów w ramach etatu. To jednak zależy tylko od pracownika.

Agresja ze strony pacjentów. "W UK nie jest jej tak dużo, jak w Polsce"

Praca ratownika medycznego wiąże się z agresją pacjentów – czy to w UK, czy w Polsce, czy w jakimkolwiek innym kraju. Uważam jednak, że w UK tej agresji nie jest tak dużo, jak widziałem w Polsce. Od wielu lat pogotowia na Wyspach starają się ograniczyć przemoc czy to fizyczną, czy słowną w stosunku do ratowników.

W karetkach i na zewnątrz zamontowane są kamery. Każdy ratownik ma swoje radio. Po wciśnięciu przycisku ratunkowego jego lokalizacja jest przekazywana do dyspozytora, który wysyła na miejsce policję. Dyspozytor może też prowadzić nasłuch tego, co dzieje się na miejscu zdarzenia, by przekazać niezbędne informacje policji. Ostatnio zostaliśmy również wyposażeni w kamery nasobne, dzięki którym możemy nagrać akt agresji, który będzie stanowił dowód w czasie procesu sądowego.

Problemy z dziąsłami ma 99 proc. Polaków. Jakie są skutki? Wyjaśnia lekarz

"Po ponad pięciu latach pracy mogę powiedzieć: nie żałuję"

Wielokrotnie rozmawiałem o polskim systemie z moimi brytyjskimi kolegami. Zawsze reakcja była taka sama. Kiedy brytyjscy ratownicy słyszą, ile leków możemy podać i jakie procedury możemy wykonać, zaczynają im się świecić oczy. Jednak kiedy schodzimy na temat pieniędzy, ewentualnego samozatrudnienia czy braku procedur od razu słyszę odpowiedź, że współczują, ale nie mogliby pracować tam, gdzie z normalnego etatu nie są w stanie utrzymać siebie i rodziny. I dodatkowo narażając się, wykonując skomplikowane procedury bez szkoleń i wyraźnych wytycznych. Pokazują podejście do swojej pracy, które jest bardzo pragmatyczne.

Po ponad pięciu latach pracy mogę powiedzieć, że nie żałuję. Nie czuję nad sobą żadnej presji. Kiedy nie mam zmiany, po prostu zamykam karetkę i idę do domu. Mam świadomość, że jeżeli ktoś z mojej rodziny będzie potrzebował mnie w domu, mogę zawsze poprosić o wolne ze względu na nagłą sytuacje rodzinną i wiem, że dostanę to wolne i będę mógł zejść z dyżuru. Jeżeli spotka mnie jakaś traumatyczna sytuacja, wiem, że zostanie mi zaoferowane wsparcie i w razie potrzeby zostanę skierowany do psychologa. W Polsce nie miałem takich luksusów.

"Ratownicy w Polsce dalej pracują ponad siły"

Aby godnie żyć lub nie zostawić ludzi bez opieki, ratownicy pracują na dyżurach 300– 400 godzin, czasami i więcej. Nadal w Polsce są miejsca, gdzie stawki dla ratowników medycznych wynoszą niewiele ponad 20 zł za godzinę, a z tych pieniędzy ratownik musi zapłacić sobie ZUS, ubezpieczenie, zapłacić za różnego rodzaju kursy, zakupić odzież roboczą itp. To zmęczenie odbija się często na podejściu do pacjentów, frustracji i złości.

Brak wsparcia psychicznego, brak snu, odpoczynku potrafi zniszczyć człowieka. Wówczas sypie się wszystko i zdrowie, i życie rodzinne.

W polskim systemie musi się dużo zmienić – podejście do pracownika, wynagrodzenie. System na Wyspach, w którym pracuję uwidocznił mi wiele problemów, które jeszcze Polski nie dotyczą, ale dotkną polską ochronę zdrowia za kilka lat. Problemów, o których w Polsce się nie rozmawia i nie zdaje sobie sprawy z ich powagi. Aby stawić im czoła, polski system ratownictwa medycznego wymaga, moim zdaniem, gruntownej przebudowy.

Napisz do nas!

Chcesz nam opowiedzieć swoją historię lub zwrócić uwagę na powszechny problem zdrowotny? Czekamy na Wasze historie pod adresem: listy@medonet.pl. #RazemMożemyWięcej

"Trzymam kciuki za polskich ratowników medycznych. Mam nadzieję, że dopną swego"

Kiedy zaczynałem pracę w polskim ratownictwie medycznym był wielki niedosyt pracowników na rynku. W ciągu kilku lat doszło do nadmiaru ratowników, co bardzo często powodowało obniżanie stawek i stanie w miejscu. W chwili obecnej znowu dochodzi do bardzo dużych braków w kadrze. Znam naprawdę wielu znakomitych ratowników medycznych z wiedzą i doświadczeniem, którzy uciekli z systemu do lepszego życia. Polscy ratownicy medyczni, tak jak ja, nie chcąc rezygnować z pracy w zawodzie, wybrali emigrację. Można ich spotkać chyba w każdym kraju Europy.

Od kiedy zacząłem prowadzić mojego bloga, chcąc przybliżyć ludziom system ratownictwa medycznego w innym kraju, bardzo wielu ratowników zwróciło się do mnie z prośbą o informacje, jak można zacząć pracę za granicą. Ogrom z tych ludzi to studenci, którzy są na drugim, trzecim roku i którzy, piszą wprost, że na pewno nie podejmą pracy w Polsce. To przerażające. Za kilka lat może się okazać, że deficyt ratowników w Polsce pogłębi się jeszcze bardziej, a to spowoduje już totalny paraliż systemu.

Trzymam kciuki za polskich ratowników medycznych. Zbyt długo był to zawód upokarzany i mieszany z błotem. W końcu to wszystko musiało pęknąć. I mam nadzieję, że dopną swego. Nie tylko dla ich własnego dobra. Uważam, że na tym będą w stanie skorzystać również pacjenci, bo ta profesja ma szansę stać się na powrót atrakcyjnym zawodem.

Może cię zainteresować:

  1. W Europie Zachodniej ratownicy zarabiają nawet trzy razy więcej niż w Polsce
  2. Była pielęgniarka tłumaczy, dlaczego jej koleżankom często brak empatii
  3. Ochrona zdrowia na skraju załamania. "280 placówek może zostać zamkniętych"

Treści z serwisu medonet.pl mają na celu polepszenie, a nie zastąpienie, kontaktu pomiędzy Użytkownikiem Serwisu a jego lekarzem. Serwis ma z założenia charakter wyłącznie informacyjno-edukacyjny. Przed zastosowaniem się do porad z zakresu wiedzy specjalistycznej, w szczególności medycznych, zawartych w naszym Serwisie należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem. Administrator nie ponosi żadnych konsekwencji wynikających z wykorzystania informacji zawartych w Serwisie. Potrzebujesz konsultacji lekarskiej lub e-recepty? Wejdź na halodoctor.pl, gdzie uzyskasz pomoc online - szybko, bezpiecznie i bez wychodzenia z domu.

Rekomendowane dla Ciebie