Mercedes sam zadzwonił po wypadku na policję? Tak, ale nowe auta potrafią jeszcze lepsze sztuczki

Mercedes po kolizji wsypał swojego kierowcę i sam zadzwonił na policję – takie nagłówki obiegły niedawno media w Polsce. Niektórzy byli wręcz przerażeni, że nowe auta potrafią aż tyle. Tyle tylko, że to jedynie malutki wycinek tego, co są w stanie zrobić dziś auta bez udziału kierowcy.

Jeśli ktoś przegapił tę druzgocącą wiadomość, to streszczam. Kierowca Mercedesa A 45, będący – jak się później okazało – pod wpływem narkotyków – podczas idiotycznych zabaw na parkingu podziemnym, uderzył w filar i zaparkowane auto. Kolizja aktywowała system wzywania służb, co zaowocowało pojawieniem się policji zanim ktokolwiek zdążył uprzątnąć bałagan.

Czyli tak – system sam przypadkiem doniósł na swojego kierowcę, choć oczywiście jego zadanie jest w teorii nieco inne. Ma alarmować służby wtedy, kiedy wykryte zostaną odpowiednie warunki (np. kolizja albo dachowanie), żeby uniknąć sytuacji, gdzie pasażerowie auta są poszkodowani do tego stopnia, że nie są w stanie samodzielnie wezwać pomocy.

I nie – to nie jest już system zarezerwowany dla samochodów luksusowych.

Tak, bohaterem niedawnej kolizji był drogi Mercedes A 45, ale… obstawiam, że część osób nawet nie wie, że w ich samochodach znajdują się podobne systemy. Tak, nawet w tych wielokrotnie tańszych od Mercedesa.

System awaryjnego i automatycznego wzywania pomocy, eCall, jest bowiem od kwietnia zeszłego roku obowiązkowym wyposażeniem wszystkich nowo homologowanych aut osobowych. Homologowanych jest przy tym o tyle ważne, że jeśli auto zostało wprowadzone na rynek wcześniej, a dalej pozostaje w sprzedaży, nie musi mieć tego systemu.

I tak np. jest on obecny bez dopłaty, obowiązkowo, w każdej Skodzie Scali. W Citigo nie znajdziemy go w ogóle. W Fabii jest elementem wyposażenia opcjonalnego, bo Fabia swój lifting przeszła na początku 2018 r., więc Skoda nie musiała tego systemu oferować bezpłatnie. Tak samo w Octavii, która swoje paskudne podwójne oczka nabyła jeszcze w 2017 r. Ale dość o Skodzie.

Dla współczesnych samochodów samo wezwanie pomocy to bowiem zaledwie jedna z wielu funkcji, w których wyręczają nas z obowiązków. Niektóre robią większe wrażenie albo dużo bardziej przydają się na co dzień.

A co takiego potrafią? Między innymi…

… zmienić głośność radia.

Tak, można się śmiać, że to drobnostka i rozwiazanie niezbyt zaawansowane technicznie. Ale tylko do momentu, kiedy z auta, które samo reguluje głośność, wsiądziemy do takiego, które tego nie robi.

I nagle podczas dłuższych podróży, kiedy jedziemy szybciej – musimy sięgać do pokrętła głośności. Kiedy zwalniamy – musimy zrobić to znowu.

A jako że jest to rozwiązanie stosunkowo proste, jeśli jest – przeważnie działa doskonale.

Przydatność: obowiązkowe!

… utrzymać nas na pasie ruchu

System, który na początku – szczególnie, gdy był zaledwie piszczącym asystentem – denerwował, żeby z czasem wyewoluować w coś naprawdę sensownego. Mało tego – nie tylko sensownego, ale i dostępnego nie tylko dla najdroższych samochodów, ale też i tych z niższej półki.

Niestety nie jest to jeszcze rozwiązanie na tyle dojrzałe i doskonałe, żeby polecić jego zakup absolutnie każdemu. Wręcz przeciwnie – nadal można trafić, niezależnie od półki cenowej – na system utrzymania pasa ruchu, który będzie pływał między liniami. Z drugiej strony – w niektórych niedrogich autach działa bardzo dobrze.

Warto więc przetestować go, zanim wydamy na niego kilka tysięcy złotych. Nawet jeśli miałby nas uratować przed zaledwie jednym nieplanowanym zjazdem poza krawędź pasa albo drogi.

Przydatność: jeśli działa prawidłowo – super.

… utrzymać odstęp od auta przed nami

Ten system, czyli adaptacyjny tempomat, można z kolei polecić i kupować ciemno, szczególnie jeśli ktoś często jeździ po polskich drogach, gdzie klasyczny tempomat nie ma racji bytu.

I tak – utrzymanie odległości od poprzedzającego auta nie działa idealnie w przypadku każdej marki. Ale nawet wtedy, kiedy działa trochę gorzej, potrafi być na dłuższych trasach zbawieniem.

A jeśli połączymy adaptacyjny tempomat z właściwie działającym systemem utrzymania pasa ruchu i np. kamerą skanującą znaki z ograniczeniami prędkości, nawet najdłuższe podróże nie powinny być nam straszne.

Przydatność: obowiązkowe na dłuższe trasy.

… zwalniać na zakrętach i przyspieszać na prostych

Z drugiej strony – przydałoby się trochę udoskonalić ten adaptacyjny tempomat, szczególnie jeśli korzystamy z niego poza autostradami, gdzie wszystkie łuki są odpowiednio łagodne.

I tak np. Mercedesy potrafią dostosować naszą prędkość nie tylko do limitów i prędkości auta przed nami, ale i do drogi, którą się poruszamy. Na bazie danych z GPS i map ustalają, z jaką prędkością najlepiej byłoby pokonać dany zakręt, po czym lekko hamują i po wyjściu z zakrętu powracają do pierwotnie zadanej. Tak samo potrafią zwolnić np. przed rondami.

Przydatność: przeważnie i tak jest w pakiecie.

Mercedes sam zadzwonił po wypadku na policję? Tak, ale nowe auta potrafią jeszcze lepsze sztuczki

… zmienić pas na naszą komendę

Kolejny system, który doskonale uzupełnia adaptacyjny tempomat. Jedziemy autostradą, trafiamy na wolniej jadący pojazd, zwalniamy, zaczynamy się nudzić albo niecierpliwić. Czy musimy przejąć kontrolę nad autem? Niekoniecznie.

W modelach niektórych marek (Tesla, Mercedes) w takiej sytuacji wystarczy włączyć odpowiedni kierunkowskaz. Auto samodzielnie sprawdzi, czy może zmienić pas (kamera do monitorowania martwego pola plus radar) i rozpocznie manewr, przyspieszając do maksymalnej zadanej prędkości. Po wyprzedzeniu znowu wrzucamy kierunkowskaz i lądujemy na swoim pasie.

Idealnie.

Przydatność: kliknięcie zamiast skręcenia kierownicy – wasz wybór.

… przewidzieć wypadek – nawet jeśli stoimy

W podstawowej wersji system ostrzegania o potencjalnej kolizji z przodu jest już właściwie standardem w nowych samochodach. Za szybko zbliżamy się do przeszkody – dostajemy dźwiękowe i graficzne ostrzeżenie, że coś warto byłoby jednak zrobić, na przykład zacząć hamować.

Jeśli mamy system w lepszej wersji, zacznie on automatycznie hamować albo przygotuje hamulec do natychmiastowej reakcji z naszej strony. Czego by nie zrobił – mamy większe szanse na przeżycie.

Rozwiązania te mogą być jednak nawet bardziej rozbudowane. Przykładowo mogą w przypadku bardzo wysokiego ryzyka kolizji domknąć okna, ustawić fotele w bezpiecznej pozycji i dopiąć pasy.

Niektóre monitorują zresztą nie tylko przestrzeń przed autem, ale i dookoła niego. Jeśli zbliża się kolizja boczna, nasz fotel przesunie się bliżej środka auta, natomiast boczek od strony drzwi zostanie napompowany. Jeśli ktoś za szybko zbliża się do naszego auta stojącego na światłach, najpierw aktywowane zostaną światła awaryjne, żeby go ostrzec, a jeśli i to nie pomoże – zaciągnięte zostaną hamulce, żeby zminimalizować szansę najechania na tył kolejnego pojazdu.

Przydatność: wolałbym to mieć na pokładzie

… ominąć przeszkodę

Może nie do końca zrobi to jeszcze za nas, ale zdecydowanie ułatwi cały manewr. Jeśli zostanie wykryty gwałtowny ruch kierownicą, mający na celu np. ominięcie pieszego wchodzącego na drogę, samochód automatycznie wspomoże nas – zmieniając siłę wspomagania albo dohamowując odpowiednie koła – najpierw w tym, żeby udało się pieszego ominąć, a później w tym, żeby w kontrolowany sposób wrócić na właściwy tor jazdy.

Przydatność: wysoka. Nie każdy jest mistrzem kierownicy.

… zjechać na prawy pas i zatrzymać auto

Jeden z chyba ciekawszych systemów wprowadzonych w ostatnich latach i dostępny m.in. w samochodach grupy VAG. Jak działa?

Jeśli auto uzna, że kierowca zasłabł albo z jakiegoś innego powodu nie jest w stanie dalej prowadzić auta, najpierw próbuje go wybudzić. Gdy to się nie uda, rozpoczyna się powolne wyhamowywanie auta, włączenie światła ostrzegawczych i – jeśli będzie taka możliwość – zjazd na skrajny prawy pas, gdzie nastąpi pełne zatrzymanie pojazdu.

Robi wrażenie – i działa.

Przydatność: wolałbym nigdy nie testować

… świecić tak, żeby nikogo nie oślepić

Kolejny system, który kiedyś działał kompletnie do niczego, a dziś warto go mieć. Choć też idealny nie jest ani zawsze, ani w każdej sytuacji.

Jak to działa? W najprostszym układzie na bazie danych z przedniej kamery samochód automatycznie zmienia światła mijania na drogowe, kiedy nikt nie jedzie przed nami albo nie nadjeżdża z naprzeciwka. Jeśli zmienią się warunki na drodze, na odpowiedni czas światła znów przełączane są na mijania, żeby później wrócić do poprzedniego stanu. Automatycznie może być też zmieniany zasięg światła i jego rozłożenie na drodze – uwzględniając chociażby naszą prędkość czy warunki.

W bardziej rozbudowanej wersji, czyli reflektorów matrycowych, przełączanie między światłami drogowymi i mijania nie jest nawet konieczne. Samochód potrafi sam ustalić, gdzie jest pojazd przed nami i wyciąć go z zasięgu świecenia. Tym samym nie tracimy z oczu tego, co znajduje się dookoła, a inni kierowcy nie są oślepiani. No, przeważnie nie są.

Nawet jednak i to rozwiązanie da się rozbudować. Chociażby w niektórych modelach BMW czy Audi system wykrywający pieszych (w połączeniu z kamerą termowizyjną) przekazuje dane na ich temat właśnie do systemu sterowania reflektorami, czego efektem jest podkreślające obecność pieszego np. na poboczu mrugnięcie.

Przydatność: abstrakcyjnie wysoka. Podobnie jak cena.

… uczyć się, dokąd i jak jeździmy

To akurat głównie domena Tesli. Samochody tej marki stale wymieniają między sobą informacje, ucząc się m.in. tego, jak lepiej rozpoznawać konkretne obiekty na drodze albo jak zachowywać się w danym miejscu czy sytuacji.

W rezultacie każdy z samochodów Tesli jest potencjalnie tak inteligentny (a przynajmniej przewidujący), jak każdy z pozostałych. Jeśli jeden z nich popełni błąd (nawet jeśli chodzi o ręczną korektę jazdy w określonym pasie ruchu), pozostałe mogą potencjalnie nigdy więcej podobnego błędu nie popełnić. To oczywiście spore uproszczenie, bo do uczenia maszynowego potrzebne są gigantyczne ilości danych, ale… w końcu kilkaset tysięcy Tesli jeździ na co dzień po drogach.

Przydatność: zobaczymy, kto wygra wyścig w drodze do pełnej autonomii jazdy

… rozmawiać z innymi samochodami

Wymieniając się przy tym informacjami. Takie rozwiązanie testowało m.in. Volvo i Mercedes, po czym ostatecznie nawiązano porozumienie, w ramach którego auta tych marek, a także BMW i Forda, będą się za jakiś czas wzajemnie informować o ewentualnych zagrożeniach.

Przykłady? Jeśli kilka kilometrów przed nami wydarzy się kolizja, auto powiadomi nas o tym fakcie, przy czym informacja ta będzie pochodzić z innego samochodu. Np. uczestniczącego w kolizji albo gwałtownie przed nim hamującego. Dowiemy się też, że m.in. o tym, że przed nami jest śliska/trudna nawierzchnia – bo w aucie jadącym kilka kilometrów przed nami zadziałały systemy ratujące właśnie z takich opałów.

Szkoda tylko, że system ten będzie się rozwijał raczej powoli, a jego przydatność będzie uzależniona całkowicie od tego, ile nowych aut pojawi się na drogach. I jak nowe będzie nasze auto.

Przydatność: wysoka, ale kiedyś. Bardzo, bardzo kiedyś.

… wyręczać nas w sprawdzaniu auta

To akurat trochę niebezpieczna sprawa, bo przestajemy samodzielnie monitorować stan naszego auta. Po co sprawdzać regularnie poziom napompowania opon, skoro parametr ten wyświetlany jest na ekranie? Po co sprawdzać poziom oleju, skoro coś tam pokazuje się przy uruchamianiu silnika na wyświetlaczu? Po co właściwie sprawdzać cokolwiek, o ile odpowiednia kontrolka nie zaświeci się na desce rozdzielczej?

Niestety, jak to bywa w przypadku każdego systemu, zawsze może trafić się jakiś wyjątek. Jakiś błędny odczyt, który zaburzy wyniki, prowadząc tym samym do niebezpiecznej sytuacji.

I tak samo, jak przy adaptacyjnym tempomacie czy asystencie pasa ruchu nie możemy zapomnieć o tym, że to jednak my mamy kontrolę nad autem, tak samo i w tym wypadku trzeba przynajmniej raz na jakiś czas trochę się ubrudzić i przejrzeć te elementy auta, które możemy przejrzeć samodzielnie. Ot tak, dla bezpieczeństwa.

Przydatność: nie dajmy się zwariować.

Samo wzywanie pomocy nie robi więc wielkiego wrażenia.

Aczkolwiek dobrze, że jest. Z drugiej strony lepiej by było, gdyby jakiś system był w stanie wcześniej zapobiegać idiotycznej jeździe.

Choć w ogóle najlepiej by było, gdyby ludzie nie potrzebowali żadnego z tych systemów…