Dowód na to, że o nawiedzonych domach nie napisano jeszcze wszystkiego

Sager upodobał sobie elementy, które można określić mianem „wyświechtanych”, ulubione motywy thrillerów, które widzieliśmy już wielokrotnie, bo nie brakuje w jego książkach seryjnych morderców, tajemniczych śmierci, podglądactwa w sąsiedztwie, obsesji, a także… zagadek zamkniętego pokoju i budynków skrywających tajemnice. W tym nawiedzonych domów. Jednak gdy Sager bierze na warsztat to, co znane i lubiane, robi to, by rozmontować schemat i znaleźć nowy sposób na opowiedzenie dobrze znanej historii.

„Wróć przed zmrokiem” to na pierwszy rzut oka klasyczna opowieść o nawiedzonym domu i rodzinie, która pada ofiarą nadprzyrodzonych sił. Dziwne szmery, stukania, gasnące światła, kroki rozlegające się piętro wyżej są zaledwie wstępem do dramatycznych wydarzeń, które później zostają opisane w książce, rozbudzając wyobraźnię publiki. Czy przemoc i tragedia są owocem demonicznej działalności, czy wyrządzone zło to efekt ludzkiego postępowania? A może tak naprawdę nic się nie wydarzyło i cała historia to próba zyskania rozgłosu i zarobienia pieniędzy? Rodzące się pytania są wodą na młyn dla Sagera, który postanawia nie tyle stworzyć historię i osadzić w niej swoich bohaterów, co wysłuchać historię swoich bohaterów i spróbować ją zrozumieć, pod każdym kątem. Czy bohaterowie ubarwiają i zmyślają, czy może mówią prawdę? Która odpowiedź okaże się prawdziwa?

Jest w „Wróć przed zmrokiem” coś, co sprawia, że powieść przypomina serial „Nawiedzony dom na wzgórzu”, który można obejrzeć na Netfliksie. Sager stworzył podobną atmosferę, wykorzystał koloryt, który sprawił, że oczyma wyobraźni nietrudno zobaczyć dekoracje i scenerie użyte przez Flanagana. Podążając podobnym tropem (konfrontacja z trudną przeszłością rodziny w domu, który stanowi źródło jej tajemnic), pisarz postanowił wykorzystać konwencję opowieści o nawiedzonym domu, by przedstawić historię, która jednocześnie jest jej w pełni wierna, ale i z drugiej strony próbuje ją negować. Autor zaciera granicę między tym, co realne, a tym, co nadprzyrodzone. Czytelnik tak naprawdę do samego końca nie wie, co dzieje się w posiadłości Baneberry Hall i jaka jest tego przyczyna. Czy trzyma w ręku thriller, czy może pełnokrwisty horror? Na tym poziomie lektura „Wróć przed zmrokiem” jest świetną rozrywką, bo autor wprowadza sytuacje, które można odczytać dwojako, opowiedzieć się za ingerencją duchów (czy może nawet demonów), albo ludzką. Bohaterowie również snują własne przypuszczenia na temat dziwnych zjawisk, które rozgrywają się w domu, ale błądzą tam samo jak czytelnik. To wahanie i niedopowiedzenia związane ze zjawiskami paranormalnymi mogą przywodzić na myśl takie historie jak masakra w Amityville czy bogaty katalog opowieści Eda i Lorraine Warrenów albo z drugiej strony – film The Boy. Sager wplata w fikcyjną historię dość mocno osadzone w rzeczywistości pytanie, czy wśród różnych dramatów, szczególnie tych, które zamieniono w popkulturowe maszynki do zarabiania pieniędzy, należy doszukiwać się podłoża nadnaturalnego i potwierdzenia, że duchy i demony istnieją, czy może da się to racjonalnie wyjaśnić? I co by nam pozostało, gdybyśmy postanowimy oczyścić te historie z nagromadzonych plotek i sensacji? Czy nadal byłyby tak samo straszne?

Mimowolnie podejmuje się tego zadania Maggie, główna bohaterka „Wróć przed zmrokiem”, która po śmierci ojca postanawia wrócić do rodzinnej posiadłości i odnowić ją przed wystawieniem na rynku. Kobieta robi to dość niechętnie, bo z domem wiążą ją same trudne doświadczenia – pewnej nocy cała rodzina uciekła z posiadłości, przekonana o tym, że tam straszy. Dramatyczną historię opisał później w książce ojciec Maggie, zamieniając ich życie w popkulturowy twór dla fanów horroru. Dla Maggie Książka (bo tak nazywa dzieło ojca) jest tematem tabu, tak samo, jak posiadłość Baneberry. Jednak powrót i kolejne osobliwe wydarzenia zmuszają ją do rozwikłania tajemnicy tamtej traumatycznej nocy.

Dowód na to, że o nawiedzonych domach nie napisano jeszcze wszystkiego

„Wróć przed zmrokiem” podzielono na dwie płaszczyzny narracyjne – jedna należy do Maggie, a druga to z kolei wyimki z Książki. Przeszłość i teraźniejszość przeplatają się, tworząc pełną historię posiadłości. Razem z Maggie zastanawiamy się, ile prawdy zawarto w „Domu grozy”, gdy kobieta odkrywa tajemnice domu i sekrety własnej rodziny. Rozdziały z Książki pogłębiają nasz niepokój i ubarwiają opowieść, nadając jej dodatkowego wymiaru, można nawet powiedzieć — realizmu. Sager ciekawie miesza różne elementy, które znamy z popkultury – z jednej strony fikcyjne horrory oparte na faktach/inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, a z drugiej książki, które określane są mianem literatury faktu, ale bardzo mocno powiązane są z horrorami, które dzięki nim powstały. Pisarz początkowo buduje napięcie powoli, by w finale eskalować. Porównując tempo wydarzeń prowadzących do finału oraz samo zakończenie, można dojść do wniosku, że autor za mocno docisnął gaz, starając się powiązać i domknąć wszystkie wątki jednocześnie. Klimatyczne wydarzenia wieńczy natłok wyjaśnień, jakby gorączkowa ucieczka z posiadłości opisana w Książce musiała korespondować z równie gorączkowymi wyjaśnieniami obecnie, co jest w moich oczach jedynym niedociągnięciem. W takiej sytuacji odkrycie prawdy, jakakolwiek by ona nie była, wymaga dłuższej chwili na przetrawienie otrzymanych rewelacji.

„Wróć przed zmrokiem” to rarytas dla osób uwielbiających wszelkiej maści opowieści o nawiedzonych domach, książki sygnowane nazwiskami Warrenów i upiorną literaturę faktu w ogóle, oraz filmowe uniwersum „Obecności”, ale nie tylko – ta powieść może stanowić także drzwi do gatunku dla osób, które do tej pory obawiały się przekroczenia progu. Ta tematyczno-gatunkowa hybryda stara się uchwycić to, co najbardziej przyciąga i fascynuje nas w takich historiach, przyprawiając o szybciej bijące serce.

Po takiej historii pozostaje tylko czekać na kolejną powieść Sagera – tym razem „Zamknij wszystkie drzwi”. Bo w Domu grozy nigdy nic nie wiadomo…

Natalia Karolak

Popieram[3]Tweetnij