Podejrzane kontakty z Bogami – Listy ateistów 3.0 Menu Menu Zamknij POLITYKA Konto Konto Zamknij Konto Zamknij Szukaj POLITYKA Facebook Twitter Instagram iOS i Android Aplikacja Fiszki fiszki

Ostatnio często słyszy się z szlachetnych ust hierarchów KK, że Pan Bóg nie życzy sobie stosowania metody „in vitro” w prokreacji i stąd te wszystkie szantaże i groźby ekskomuniki dla „miłośników” tej metody. Mnie zawsze intryguje wtedy sprawa – skąd oni wiedzą, że taka jest wola Boga? W piśmie świętym jawnego zakazu takiego zapłodnienia nie wyczytałem, wręcz przeciwnie – niektórzy ludzie zastanawiają się obecnie poważnie nad tym, czy dogmat o „Niepokalanym Poczęciu” nie sugeruje metody „in vitro” (może bez „vitro” jako materiału probówki, tylko czegoś bardziej szlachetnego?). Kto w XXI wieku ma jeszcze sprawdzalne metody kontaktów audio-wizualnych z „Istotą Najwyższą”?

Nie piszę „z Bogiem”, bo ten sam problem pojawia się od wieków w wielu religiach. Pojawiali się zawsze wybrańcy Bogów, którym dany Bóg (dla wyznawców à priori jedyny prawdziwy, reszta to barachło lub wróg) oznajmiał swą wolę, a oni przekazywali te informacje dalej, zapisywali je, zawierali pakty z Bogiem (Izraelici – naród wybrany, bo zgodził się jako jedyny naród na podane przez Jehowę warunki) itd. Tak powstał mit o kamiennych tablicach ze Słowem Bożym, które Mojżesz mozolnie taskał z pewnej góry, został spisany Koran w języku Boga – „trochę” zbliżonym do arabskiego i chyba też „Księga Mormonów” (tego dokładnie nie pamiętam). Tora, Talmud i Nowy Testament pojawiły się już głównie dzięki inwencji ludzi, ale nie można wykluczyć kontaktów z odpowiednimi Bogami przy ich powstawaniu. Pan Bóg przemawiał według biblii z niektórymi ludźmi (Mojżesz, Noe, Lot…, później z apostołami), a niedawno temu regularnie z Panią Gronkiewicz-Waltz, gdy konsultowała z Duchem Świętym ważne decyzje finansowe jako prezes NBP.

Pojawienia się (objawienia) rozmaitych postaci świętych (Lourdes, Fatima… itp.) nie są możliwe do udowodnienia, można wierzyć, można nie wierzyć. Tak długo jak Pan Abp Hoser nie pokaże mi nagrania na DVD ze swego spotkania z Bogiem, w którym uzyskał ww. informację, będę nieufny jak ów Tomasz, który chciał coś włożyć, aby uwierzyć. Nie wiem, czy Wszechmocny Bóg chrześcijański w ciągu wieków zmienił swe poglądy na tematy geofizyczne i kosmiczne (bo zapomniał, jaki Świat stworzył miliony lat wcześniej), tzn. od płaskości i spoczynku Ziemi i ruchu Słońca wokół niej do aktualnej wersji szkolnej, bo hierarchowie KK mordowali tych, którzy byli innego zdania też twierdząc, że ich informacje pochodzą od Boga. Może jest tak, że i wtedy świadomie kłamali i dziś kłamią, bo tak im wygodnie, a żadnych rozmów z Bogiem nie prowadzili, choć nie bardzo rozumiem dlaczego tak postępowali i postępują? Problem „mordowania” zapasowych komórek zapłodnionych jest chyba nie jedyną sprawą ważną, zresztą trzeba by udowodnić, że dusza ludzka (nawet pokalana) mieści się już w tak małym tworze biologicznym. Jeśli dusza się pojawia choć o kilka sekund później niż moment przebicia błonki jajeczka przez „wybrany” losowo plemnik (dziabniecie paskudnym ostrzem, widoczne ostatnio często na obrazie pod mikroskopem), wtedy trzeba totalnie zmienić podejście do sprawy „życia”. Wtedy chronione musi być każde życie, też zwierząt i roślin, bakterii i wirusów.

Zawsze śmieszyła mnie argumentacja jaroszy, że nie wolno się pożywiać trupami zwierząt, bo łamie się ich prawo do życia. Przypominam sobie wtedy, że rośliny też żyją i walczą zaciekle o przeżycie w każdych warunkach, nawet wykazują reakcje obronne, może nawet strach? Proszę dotknąć gałęzi mimozy i obserwować reakcję rośliny. Czym można się więc żywić, jeśli prawie wszystko żyje? Na gruncie religii sprawa jest prosta – podobno Pan Bóg na odchodnym z raju powiedział prarodzicom, że mają korzystać ze stworzonej dla nich natury, nie precyzował tego dokładnie, ale stworzył naturę tak, że jedne istoty chcąc żyć, muszą pożerać inne, które zresztą też chcąc żyć, pożerają inne żywe istoty – ten długi łańcuch pokarmowy natury. Tu świetnie pasuje dowcip z PRL-u. Kierownik Zoo polecił pracownikowi: „Zanieś lwu kilka orzechów”. Zdziwiony pracownik pytał – dlaczego lwu orzechy? „Nie mieliśmy etatu lwa tylko zakupiliśmy go na etat wiewiórki”.

Ja poszedłbym dalej – żałuję milionów moich plemników, które natura (z woli Pana Boga?) zamordowała podczas mojego długiego życia, ja też uważam, że to były bardzo żywe istoty (chyba ludzkie?), pod mikroskopem tak pięknie machały ogonkami, a mam tylko dwie córki. Gdzież ta reszta moich wspaniałych plemników – zamordowanych dzięki zlej konstrukcji ciała człowieczego – kobiecego (przez kogo?). Dowcipnisie żartują, że to wina złej organizacji pracy Stwórcy, bo do stworzenia człowieka zabrał się dopiero na koniec po ogromnych trudach stworzenia kosmosu, kiedy już był bardzo zmęczony, a wiadomo, że wtedy łatwo o pomyłki w konstrukcji tak skomplikowanego urządzenia.

Podejrzane kontakty z Bogami – Listy ateistów 3.0 Menu Menu Zamknij POLITYKA Konto Konto Zamknij Konto Zamknij Szukaj POLITYKA Facebook Twitter Instagram iOS i Android Aplikacja Fiszki fiszki

Nie tylko nasza religia ma kłopoty ze słowem świętym, gorzej jest u mahometan. Kościół chrześcijański w ciągu wieków wielokrotnie zmieniał „outfit” językowy Pisma Świętego, pozwalając na przekłady (plus interpretacje – nawet fałszerstwa) i dopuszczał różne języki w liturgii. Nie znam się specjalnie na tym, ale chyba zaczęło się od aramejskiego, wiele wieków królowała łacina (mam do dziś sentyment do takiego obrządku) i nie zaakceptowałem liturgii narodowych, które teraz obowiązują. Jako dziecko sądziłem, że Panu Bogu najlepiej odpowiada łacina i dlatego chętnie się jej uczyłem – i fragmenty liturgii na pamięć, ale ze zrozumieniem, czym się różniłem od milionów wyznawców islamu!

Koran jest pisany w „języku Boga”, który tylko przypadkowo przypomina arabski. Na całym świecie mahometanie klepią na pamięć sury Koranu bez zrozumienia, bo to nie oni mają rozumieć tylko Allah, do którego się zwracają. Skąd ja to wiem? Ostatnio w TV o tym fakcie poinformował jakiś znawca problemu islamu, ale ja to dużo wcześniej wiedziałem. Mam rzecz niedozwoloną – świętokradztwo – tzn. tłumaczenie Koranu na język niemiecki. We wprowadzeniu autor przekładu opowiedział znamienną historyjkę: na tureckim uniwersytecie koranicznym pewien bystry student zwrócił uwagę wykładowcy, najwybitniejszego współczesnego znawcy Koranu, że są w Koranie błędy ortograficzne i gramatyczne.

Allah przekazał Mahometowi początkową wersję Koranu przez Archanioła Gabriela, ale jak powstały „doróbki”? Pewnie dyktował Mahometowi tekst Koranu – i ten pewnie miał już komputerowy program sprawdzający pisownię (to ostatnie to już tylko mój domysł) – więc biedny student sądził, że Koran został spisany po arabsku i Mahomet był trochę niedouczony w tej materii – rzecz ludzka! Profesor z oburzeniem odrzucił uwagę studenta o błędach – nie może być błędów, bo Koran jest pisany w języku Boga, a nie po arabsku!!! W związku z tym nie ma też poprawnych tłumaczeń tego Boskiego przekazu, wszystkie pseudotłumaczenia to nielegalne podróbki, dlatego nie rozumiem tego rejwachu o palenie odrobiny papieru w USA – chyba że chodziło o oryginały, pisane też na jakimś świętym podłożu (może papirusie?). Chyba nie, bo to było trochę później niż słowa Ra, Amona, Atona lub innych bogów egipskich.

Musze powiedzieć, że to stanowisko „znawcy” Koranu mnie zmroziło, boję się wszelkiego fanatyzmu, który nie pozwala na stosowanie logiki, która w tym przypadku podpowiadałaby mi, że prorok był zwyczajnie dysortografikiem lub dyslektykiem – nic zdrożnego – mój wnuk ma takie same kłopoty, o zięciu nawet nie wspomnę. Chodzą słuchy, że z prorokiem było jeszcze gorzej – podobno był analfabetą!

Wracam do „baranów in vitro”. Świeżo „zagrzany” – pardon – upieczony kardynał zabrał głos w tej sprawie – może po konsultacji z najwyższym szefem? Trochę osłabił ten Boży zakaz i już nie wyrzuca posłów à priori poza nawias społeczności katolickiej za ewentualne uchwalenie „złego prawa” – uratował tym samym honor Gowina. Nie rozumiem tylko, dlaczego KK z jednej strony uważa, że wszystko, co się dzieje na świecie, jest zgodne z wolą Boga, a w przypadku chorób nasłanych przez Boga hierarchowie szukają ratunku nie w niebie, ale w klinikach medycznych. Bardziej uczciwi są ci, którzy traktują słowo Boże dosłownie i tylko w modlitwie do Boga szukają pomocy, nie zgadzając się na działalność ludzką lekarzy. Obłudą trąci podejście nawet tak wspaniałego człowieka jak nasz papież, który wybiórczo akceptował te osiągnięcia medycyny, które mu pasowały do skostniałego światopoglądu a innych nie zaakceptował z przyczyn moralnych i wołał cierpieć. Ja bym powiedział: „Albo rybka, albo pipka – tertium non datur!”

Antonius