Chińskie Nio wjeżdża do Europy. Wymiana akumulatorów na stacji to tylko początek

MATEUSZ LUBCZAŃSKI• 9 miesięcy temu• 19 komentarzy

Chińczycy wchodzą do Europy. Nio, młodziutka, ale wyjątkowo ambitna firma motoryzacyjna z Państwa Środka, zaczyna ekspansję, stawiając pierwsze kroki w Norwegii. Asem w rękawie może być chociażby wymiana akumulatorów zamiast ich ładowania na trasie.

Postawienie pierwszego kroku w Norwegii to przemyślane rozwiązanie. Gdzie indziej kierowcy przyjęliby z otwartymi ramionami chiński samochód elektryczny (firmy aspirującej do rywalizacji z Teslą), jeśli nie w bogatym kraju, gdzie ponad połowa aut wyjeżdżających z salonu to pojazdy na prąd? Nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że państwowy Norges Bank zainwestował w chińską markę. W końcu, Nio stawia na coś zdecydowanie więcej niż sam "czysty" wizerunek pojazdów.

Europa to specyficzny rynek, który wymaga indywidualnego podejścia. Dlatego też centrum designu Nio działa w Niemczech, a za działania na rynku norweskim odpowie Marius Hayler, który wcześniej odpowiadał za sprzedaż w Jaguarze i Land Roverze. Nie jest więc on amatorem.

Chińskie Nio wjeżdża do Europy. Wymiana akumulatorów na stacji to tylko początek

Amatorem nie jest też samo Nio. Choć zostało utworzone w 2014 roku, już w kwietniu tego roku mogło pochwalić się sprzedaniem stutysięcznego pojazdu. Od razu firma zaczęła też rywalizować w Formule E, wyścigach elektrycznych bolidów, gdzie Nelson Piquet Jr. zgarnął mistrzostwo. W 2017 roku EP9, supersamochód mający 1360 KM, pobił rekord na torze Nürburgring w kategorii pojazdów elektrycznych (choć po chwili stracił tytuł na rzecz Volkswagena).

Ale co ze zwykłym klientem?

Strategia sprzedaży przez Internet sprawdziła się w Chinach, ale sam Hui Zhang, wicedyrektor marki w Europie zauważył w rozmowie z angielskim pismem "Autocar", że "dwie trzecie klientów z Europy nie kupi auta bez jazdy testowej". Dlatego też w Oslo powstanie salon, który oprócz sprzedaży samochodów ma być miejscem spotkań – tak jak np. punkty Audi czy Volkswagena w Warszawie. Marius Hayler podczas konferencji prasowej nie mógł przestać powtarzać, że auta Nio są "wysokiej jakości" i "premium".

Nio ma jednak asa w rękawie, który robi wrażenie bez marketingowych sztuczek. Zamiast opierać się na sieci ładowarek na trasie, Nio podmienia akumulatory w swoich pojazdach. Jeszcze w pierwszym kwartale tego roku marka chwaliła się, że taką procedurę wykonano 2 miliony (!) razy, a jeden z kierowców odpowiadał za 650 z nich. Cała operacja trwa tyle, ile tradycyjne tankowanie. Wystarczy zaparkować w odpowiednim miejscu, a całą resztą zajmuje się stacja. Takie pomysły pojawiały się w Tesli, ale ostatecznie to Chińczycy brylują na tym polu.

Zobacz, jak wygląda wymiana akumulatorów:

Ich plan jest ambitny – jeszcze w tym roku na drogach mają pojawić się SUV-y nazwane ES8, które mają akumulator o pojemności 100 kWh i mogą przejechać nawet 500 km na jednym ładowaniu. Później w ofercie ma pojawić się sedan ET7. Oprócz napędu elektrycznego wyróżnia się systemami "samodzielnej" jazdy. Wystarczy spojrzeć na jego czujniki umieszczone tuż nad szybą. O ile wszystko to brzmi wspaniale, nie wiadomo jeszcze, czy Nio nie odbije się od ograniczeń prawnych, co przydarzyło się już kilku firmom w Europie. Nawet autopilot Tesli – wbrew nazwie – jest tylko systemem wspomagającym kierowcę, a nie układem całkowicie autonomicznym.

Najnowsze

Test: Kia EV6 - kompaktowy (super) samochód

Ferrari wbiło się w barierki. Groźny wypadek na S10