Bezwzględne morderstwa papieży. Trucizny, duszenie, śmierć głodowa

Mord zadomowiony

Mord popełniony z motywacji politycznej zawsze narusza boskie prawo "nie zabijaj". Ale na tyle mocno zadomowił się w repertuarze ludzkich zachowań, że w niektórych przypadkach zyskuje sankcję moralną. Najczęściej wtedy, kiedy ręka sprawiedliwości pozbawia życia "tyrana". Jak w naszych czasach choćby libijskiego dyktatora płk. Muammara Kadafiego.

Annały, które przez wieki zarejestrowały antynomie ludzkich przypadłości, przypominają, że wbrew prawu boskiemu, mord polityczny zagościł także w administracyjnym centrum, aspirującym do roli jedynego depozytariusza boskiego nakazu "nie zabijaj" — w Watykanie.

Stolica Piotrowa niejednokrotnie w przeszłości okazywała się miejscem wysłania Głowy Kościoła w zaświaty: trucizną, sztyletem, a raz nawet młotkiem. Nie licząc oczywiście tych nieszczęśników, którzy w liczbie dwóch tuzinów zginęli w niejasnych okolicznościach lub w niemal takiej samej liczbie życie oddali za wiarę.

Wśród tych ostatnich palmę pierwszeństwa dzierży książę apostołów św. Piotr, podług tradycji ukrzyżowany na Wzgórzu Watykańskim, zgodnie z życzeniem głową w dół. Jego bezpośredni następcy: Linus, Anaklet i Klemens zgodnie z duchem czasu również zginęli z rąk pogańskich Rzymian. Przy czym Klemens w tym towarzystwie został szczególnie wyróżniony, gdyż utopiono go z krzyżem na szyi.

Jako pierwszy na drodze klasycznego mordu politycznego zginął w 882 r. Jan VIII. Usunięty w niepamięć, choć zasłużony dla dialogu ekumenicznego z bizantyńskim prawosławiem i dla nas Słowian, bo jako pierwszy dopuścił język słowiański do liturgii. Jakby nie bacząc na te zasługi, jego krewni próbowali go otruć, a gdy trucizna nie zadziałała, pomogli sobie młotkiem. Skutecznie, gdyż narzędzie głęboko wbiło się w mózg. Uczony mnich-kronikarz z Ratyzbony, najlepiej o sprawie poinformowane źródło w Europie, motywację papieskich krewniaków wyjaśnił ich pazernością: Skokiem na papieski skarbiec i tron.

Foto:© Creative CommonsKról Franków Zachodnich Ludwik II Jąkała (z prawej) przyjmuje papieża Jana VIII

Gwałtowna śmierć jakby upodobała sobie imienników Jana VIII. Papieże Jan X i Jan XI zostali uduszeni w więzieniu, odpowiednio w latach 928 i 935.

Do spisku przeciwko Janowi X, uduszonemu poduszką, ochoczo dołączyła jego była kochanka Marozia, rozsierdzona faktem porzucenia na rzecz nowej metresy Teodory. Dwie dekady później Jan XII (955-964), wybrany jako pryszczaty nastolatek, punkt ciężkości pontyfikatu przesunął na obszary swoich zainteresowań: blasfemię, kazirodztwo, hazard i cudzołóstwo. Za wyjątkową aktywność na tych polach oraz za „picie za zdrowie szatana” został złożony z tronu (963). Rok później, gdy z jedną szlachcianką uprawiał harce w alkowie, grzesząc przeciwko przykazaniu „nie pożądaj żony bliźniego swego”, dopadł go mąż-rogacz i zasiekał na miejscu.

Szymik: będę przed sądem walczył z diecezją o sprawiedliwość

Sufit na głowę

Jakby nad ewangelicznym imieniem Jan niezmiennie ciążyło jakieś fatum, to Jan XIV umarł z głodu w lochu (984), a Jan XVI został pozbawiony tronu i oślepiony (998). W tym towarzystwie tylko Jan XXI mógł mówić o szczęściu, bo uniknął skrytobójstwa i zginął, gdy sufit zawalił mu się na głowę.

Oprócz Jana XII także Leon III, niepozorny, prosty i skromnego pochodzenia (karierę w Watykanie zaczynał od pilnowania szat liturgicznych w bazylice na Lateranie), miałby miejsce na podium wśród tych papieży, którzy byli poskramiaczami kobiecych serc. Właśnie w odwecie za kawalerskie wyczyny uwodzenia mężatek dopadli Leona zwolennicy jego poprzednika na Piotrowym Tronie, zrzucili z konia podczas procesji w 799 r. i zawlekli do klasztornego lochu. Tam go oślepili i wyrwali język. Papież wykazał się nie lada odwagą, bo zimą przez przełęcze alpejskie czmychnął do króla Franków Karola Wielkiego, pod którego protekcją doczekał swoich dni.

Mniej szczęścia doświadczył Stefan VI, który postanowił uderzyć w stronników swojego poprzednika Formozusa, przyśpieszając mu po śmierci sąd boży. Nakazał wyciągnąć nieboszczyka z grobu, ubrać w szaty pontyfikalne i posadzić na ławie oskarżonych. W makabrycznym procesie udowodnił trupowi winy i skazał na karę śmierci przez utopienie w Tybrze. Wcześniej nakazał odrąbać śp. Ojcu Świętemu głowę i palce prawej ręki, którymi świętokradzko błogosławił wiernych.

Obsesja odwetu na Formozusie obróciła się przeciwko Stefanowi, kiedy wiatr nastrojów w Rzymie zmienił kierunek. Zwolennicy Formozusa okrzyknęli go męczennikiem, a Stefana wpakowali do lochów, gdzie został otruty w 897 r. Identycznie dopełnił się los Leona VI, który padł od trucizny już w siódmym miesiącu pontyfikatu.

Listę mordów na papieżach głębokiego średniowiecza zamyka Lucjusz II. Zginął w 1145 r. jak biblijny Szczepan od uderzenia kamieniem. Tyle że ten rzucili w niego zwolennicy świeckiej władzy w Rzymie, gdy podczas wojny domowej w Wiecznym Mieście Stefan szturmem próbował zdobyć wzgórze kapitolińskie, siedzibę senatu.

Foto: Materiały prasoweProf. Arkadiusz Stempin wydał właśnie książkę "Większe zło. Polityczne zabójstwa, krwawe zamachy, kościelne spiski"

Dwóch papieży z późnego średniowiecza, silnie skonfliktowanych z prominentnymi przeciwnikami, zeszło gwałtownie z areny dziejów, w czym współcześni doszukiwali się wspomożenia losu ludzką ręką. W obydwu jednak przypadkach — Klemensa V i Aleksandra VI — historycy twardo opowiadają się wyłącznie za wyrokami losu.

"Papieżu Klemensie (…), Królu Filipie, zanim rok minie, powołuję was przed sąd boży po sprawiedliwą karę. Przeklęci! Przeklęci! Wszyscy przeklęci po trzynaste pokolenie waszego rodu" — zdążył wypowiedzieć ledwo dosłyszalnym głosem dochodzący pod siedemdziesiątkę wielki mistrz templariuszy Jakub de Molay, gdy płomienie na stosie obejmowały jego ciało. Wierny, choć pyszny syn Kościoła, ongiś chrzestny córki francuskiego króla Filipa Pięknego, dzielił los heretyków, czarownic i mistycznych sekciarzy, wszystkich uchylających furtkę przed wlaniem się do świętej doktryny Kościoła niebezpiecznych pomysłów.

Bezwzględne morderstwa papieży. Trucizny, duszenie, śmierć głodowa

W jaką herezję popadli templariusze? Jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II włoska historyk Barbara Frale znalazła w Tajnym Archiwum Watykańskim przez wieki uważany za zaginiony tzw. Pergamin z Chinon. Zawierał on protokół przesłuchań czterech najważniejszych członków zakonu, jakie legaci Klemensa przeprowadzili w bajkowo położonym nad Loarą zamku. Z protokołu wynika, że zarzuty o herezję delegaci papieża wyssali z palca.

Czym się więc bracia w habitach z czerwonym krzyżem na płaszczach narazili? Zgromadzili największe w Europie skarby i utworzyli autonomiczną enklawę władzy, sól w oku papieża i chronicznie cierpiącego na brak pieniędzy króla. Nagłym atakiem, podobnym do skoku tygrysa, Filip w ciągu jednej nocy aresztował wszystkich templariuszy. I skonfiskował ich majątek.

Krok ten uzasadnił ich rzekomymi heretyckimi praktykami. Mroczna lista obejmowała kult diabła, homoseksualizm, sodomię "deptanie krzyża, trzykrotne go opluwanie, oddawanie nań moczu", oraz składanie przeorowi "sromotnego pocałunku - w usta, penis i pośladki". Filip, najpotężniejszy władca Europy, wymusił na siedzącym w jego kieszeni papieżu Klemensie V zgodę na proces. Podczas przesłuchań standardowymi torturami, zrywaniem paznokci, wkładaniem stóp do ognia, przykręcaniem śrub do palców, wydobył od templariuszy przyznanie się do winy.

Zgodnie z rzuconą przez wielkiego mistrza klątwą na sądzie bożym papież Klemens V znalazł się po miesiącu z niewielkim okładem, a król Filip, choć w kwiecie wieku, idealnie w przeciągu roku. Mało tego, fatum ciążące nad potomkami króla aż do 13 pokolenia, spełniło się już 14 lat po jego śmierci, gdy panująca od 978 r. dynastia Kapetyngów wygasła, pomimo że Filip Piękny pozostawił aż czterech synów. Zostali oni jednak otruci, nim spłodzili męskiego potomka. Historycy śmierć Klemensa V składają jednak rzeczowo na karb dyzenterii (raka jelita grubego), a króla Filipa IV, wariantowo – wylewu krwi do mózgu, albo upadku na polowaniu.

Papieski ojciec chrzestny

Z kolei Aleksander VI Borgia, wzór mafijnego ojca chrzestnego, obdarzony nienasyconym apetytem na kobiety, realizował szaleńczy plan: przekształcał Państwo Kościelne w dziedziczną monarchię Borgiów. W tym celu najpierw zawarł pakt z diabłem - współcześni zaklinali się na wszelkie świętości, że widzieli go, jak z dwoma demonami konferował przy głównym ołtarzu rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore. Potem, już w realnym wymiarze, do spółki z synem Cezarem Aleksander założył gangsterski syndykat. Po każdej nocy z Tybru wyławiano zwłoki kardynałów, prałatów, czy baronów. Z innymi wrogami ojcowsko-synowski duet rachunki wyrównywał zgodnie ze specjalnością domu - trucizną w winie lub w słodyczach. Czy Aleksander zginął od broni, którą wojował? Niewykluczone, bo w ciągu dwóch tygodni z okazu zdrowia zamienił się w nieboszczyka. A nic nie zapowiadało takiego nieszczęścia. No, może poza jednym wydarzeniem, kiedy przez okno do apartamentów papieskich wleciała sowa i padła bez życia. Co Aleksander uznał za zły omen.

Według najbardziej powszechnej wersji Aleksander i Cezar chcieli otruć bajecznie bogatego kardynała Adriano Castellesiego, który w jeden z sierpniowych dni 1502 r. podejmował ich w podmiejskiej winiarni. W pewnym momencie jednak stracili rozeznanie, który puchar należy do kogo. Dlaczego jednak aż cały tydzień upłynął od wypicia trunku do momentu wystąpienia śmiertelnej choroby? "Otóż Borgiowie nie tylko wiedzieli, jak przyrządzić truciznę nieznaną dla reszty świata, ale potrafili ją podać tak, aby zadziałała natychmiast lub z kilkutygodniowym opóźnieniem".

Nim pochowano Aleksandra, wystawione na katafalk w bazylice św. Piotra ciało, jakby na dowód otrucia, spuchło, a twarz coraz bardziej sczerniała, aż nabrała "koloru czarnej tkaniny. Twarz i nos obrzmiały. Usta były szeroko otwarte. Język, który podwoił swoją objętość, wypełniał je całe", zanotował naoczny świadek. Dwóch barczystych grabarzy musiało je siłą upychać do trumny, zgniatając tiarę. Wszelkie legendy o paktach z diabłem Aleksandra zdawały się potwierdzać w tym widoku. Za otruciem przemawiałby także pożądany przez wrogów Borgiów dalszy bieg wydarzeń. Ich imperium rozsypało się jak domek z kart. Jakby przeczuwając ten kolaps, czuwający przy konającym papieżu służący odarli jego apartamenty z kosztowności, wynieśli nawet tron papieski, znikając pośród ciemnych ulic Rzymu. Historycy jednak wskazują na bardziej trywialną przyczynę odejścia do Stwórcy, któremu Aleksander tak źle służył przez 11 lat pontyfikatu - przenoszoną w szczycie lata przez komary z doliny Tybru do miasta malarię.

Między Klemensem V a Aleksandrem VI jeszcze jeden papież zakończył żywot w wielce podejrzanych okolicznościach - po objedzeniu się dwoma melonami. Paweł II spożył je na kolację, po czym rozmawiał jeszcze z architektem, który watykański obelisk miał przenieść tam, gdzie stoi dziś, czyli na plac przed bazylikę św. Piotra. Zaraz potem pontyfeks udał się na spoczynek. Rano znaleziono go martwego w łóżku. Co nikogo nie zmartwiło. Szydzono jedynie z papieża, że odszedł bez ostatniego namaszczenia i komunii, co podsycało tylko pogłoski o mordzie. Szeroki front niechęci ożywcze soki czerpał z niebywałej pychy i wyniosłości okazywanej przez papieża otoczeniu. Oprócz odpychającej osobowości Paweł II zraził do siebie wyjątkową bezczynnością. Nie kiwnął nawet palcem, by ponownie zmontować ligę antyturecką, nad czym się pocił jego poprzednik.

Flirt Piusa XI z Mussolinim

W bliższych nam czasach podejrzenie o usunięcie papieża na drodze zamachu ciąży na osobie Piusa XI (1922-1939). Achille Ratti, choleryk o niewyparzonym języku, nim zasiadł na tronie piotrowym jako biblista (z profesji), a alpinista (z zamiłowania), zarządzał jedynie biblioteką watykańską. W 1918 roku intelektualistę wysłano jako nuncjusza do Polski. Gdy w 1920 r. zbliżała się bolszewicka nawałnica, Ratti jako jedyny zagraniczny dyplomata pozostał w Warszawie. "Wracaj natychmiast do Rzymu", zbeształ go papież Benedykt XV, "Potrzebuję dobrych dyplomatów, nie męczenników".

Mól książkowy wyciągnął wnioski. Kiedy sam został papieżem, wszczął negocjacje z Leninem, marząc o wielkim misjonowaniu Rosji. A Traktatami Laterańskimi z Mussolinim zakopał topór wojenny z Włochami. Ba, w geście pojednania otworzył zatrzaśniętą na głucho przez sześć dekad bramę Pałacu Laterańskiego. Ze swojej strony Pius XI uznał państwo włoskie ze stolicą w Rzymie. Dla poprzedników jak włożenie kopyta przez szatana do kościelnej kruchty. Wszak raptem 60 lat wcześniej wojska włoskie zdobyły Rzym. Król Viktor Emanuel położył kres tysiącletniemu państwu papieskiemu i wcielił je do Włoch. Za to zuchwalstwo ówczesny papież (również Pius, tyle że IX, nie XI) ekskomunikował monarchę.

Ten nie za bardzo się przejął, a dzień triumfu rzymskiego uczynił świętem narodowym. Przez sześć dekad tego dnia patrioci włoscy świętowali, podczas gdy w Watykanie odprawiano msze żałobne. Ale dzięki epokowej ugodzie z państwem włoskim papież Ratti i jego następcy stawali się rządcami mini-państewka – wystarczającego papieżom tylko na to, by mogli pochować swoje zwłoki – rechotał Benito Mussolini, antyklerykał do szpiku kości.

Dyktator dorzucał jednak kontrahentowi w pakiecie dwie dalsze korzyści: wynosił katolicyzm do rangi państwowej religii w Italii, a Watykanowi przelał sumę 750 mln lirów i obligacje włoskie warte miliard lirów. Pieniądze miały rekompensować wielkie straty terytorialne Stolicy Apostolskiej. Dawne państwo kościelne zajmowało przecież jedną czwartą Półwyspu Apenińskiego, a obszar Watykanu, przyznany teraz w traktatach, nie przekraczał wielkością sześciu boisk piłkarskich. Choć w zamian Watykan uzyskał status odrębnego państwa, nawet z prawem wydawania własnych tablic rejestracyjnych "CSV". Pretekst dla złośliwców, którzy skrót tłumaczyli "se Cristo vedesse" (gdyby Chrystus to widział). By upamiętnić 11 lutego, Watykan ustanowił dzień świętem narodowym, który obowiązuje do dziś.

Wspólnota interesu Piusa XI i Mussoliniego polegała na wspólnocie wartości. Obydwaj pogardzali demokracją. W świecie pełnym syjonistów, masonów, bolszewików i socjalistów Mussolini, odurzony narkotykiem władzy, śnił o faszystowskim imperium, papież o państwie wyznaniowym. Jeszcze przed zawarciem traktatów powstał w Italii klerykalno-faszystowski mix. Za liczne przywileje dla katolicyzmu: finansowanie kleru, religia w szkołach, zakazy dla kobiet noszenia krótkich spódnic, dekoltów, sukni bez pleców, czytania frywolnych książek i oglądania hollywoodzkich filmów Mussolini zażądał wysokiej ceny: Pius XI swoim autorytetem musiał wzmocnić faszystowski reżim.

Papież ubezwłasnowolnił więc katolicką partię i masowy ruch laikatu Akcję Katolicką, by nie rzucały kłód pod nogi dyktatorowi w urządzaniu Italii na modłę faszystowską. Sprawa damskiej garderoby urosła do kitu spajającego sojusz. Watykan uporczywie domagał się od Mussoliniego zakazu uczestniczenia dziewcząt w zawodach gimnastycznych i występu półnagich tancerek w burlesce. Dyktator, prywatnie libertyn, bez szemrania spełniał papieskie zachcianki. Co jednak wyrzucono świętymi drzwiami, wracało trywialnie oknem. I tak właściciele kin, by zwabić publiczność, wpuszczali podczas przerw na scenę roznegliżowane dziewczyny.

Ale alians w końcu się posypał. Mussolini, niewykształcony, butny antyklerykał z rozbudowanym ego, nie przeskoczył własnego cienia. W Akcję Katolicką walił jak w bęben. Ta zaś, oczko w głowie Piusa XI, miała stać się zarzewiem ponownej chrystianizacji Italii. Bojówkarze Duce napadali na biura Akcji Katolickiej zamykali, nie odmawiając sobie przyjemności deptania papieskich portretów.

Jeszcze bardziej Piusa XI i Mussoliniego poróżniła kwestia żydowska. Dyktator, ulegając zwierzęcemu rasizmowi, i to akurat za namową swojego pośrednika do papieża, jezuity Ventruriego, który karmił go wizjami spisku żydowskiego, wykopywał między sobą a Rattim przepaść. Papież reprezentował klasyczny antyjudaizm teologiczny, nie podszyty rasowym antysemityzmem. Kiedy Duce siłą rozwiązał katolickie młodzieżówki i rasowymi ustawami unieważnił małżeństwa między katolikami a żydowskimi konwertytami, Pius XI przejrzał ona oczy.

Po jego interwencji Mussolini wpadł w histerię: "Watykańskie mumie straciły rozeznanie", wrzeszczał w swoim gabinecie. Dotknięty chorobą serca i cukrzycą 81-letni Pius XI, zobligował młodego wiekiem jezuitę z USA Johna La Farge’a, by za plecami Kurii, napisał encyklikę piętnującą rasizm. W najbliższym otoczeniu papieża spodziewano się nawet, że Ratti zerwie stosunki z Italią Mussoliniego. Na dzień ogłoszenia encykliki wyznaczono 11 lutego 1939 r., okrągłą, 10-tą rocznicę traktatów.

Dzień wcześniej papież zmarł na zawał, połączony z nieżytem oskrzeli i płuc. Następca, Pius XII, tekst schował głęboko do szuflady. I nie wyciągnął go do końca swojego pontyfikatu. Czy śmierć Piusa XI była zbiegiem przypadku? W latach 1970. pojawiły się pogłoski, ze papież został otruty na zlecenie dyktatora, który chciał zapobiec papieskiemu wystąpieniu. Spekulację podsyca kuriozalna okoliczność: W noc poprzedzającą śmierć nad Ojcem Świętym czuwał lekarz Francesco Petacci, ojciec zielonookiej kochanki Mussoliniego z kręconymi włosami, które codziennie nawijała sobie na wałki.

(sp)