Z pieniędzy do nędzy - rp.pl

Tam takie sytuacje wydają się nie od wyobrażenia. U nas najbardziej utytułowany klub koszykarski, 17-krotny mistrz Polski, z dnia na dzień, tuż po rozpoczęciu sezonu, zaprzestaje działalności. Surowe prawa rynku czy raczej przyziemne gierki i brak wyobraźni wrocławskich biznesmenów, polityków i samorządowców?

Reklama

„Cała Polska w cieniu Śląska”, takim hasłem wrocławscy kibice witali swoją drużynę w jej złotym okresie, gdy w sezonach 1998-2002 zdobywała pięć kolejnych tytułów mistrzowskich. I nie było w tym cienia przesady. Śląsk Eska, Zepter Śląsk, Zepter Idea Śląsk, Idea Śląsk - nazwy zmieniały się w rytm pojawiania się nowych głównych sponsorów - rządził w krajowej koszykówce. W sezonie 2000/01 jako pierwsza drużyna w historii ekstraklasy wygrał wszystkie 36 spotkań sezonu zasadniczego, a w całych rozgrywkach przegrał tylko jedno z pięciu finałowych spotkań z Anwilem Włocławek. Koszykarze z Wrocławia zdobyli 17 złotych medali mistrzostw Polski (pierwszy w 1965 roku), 6 srebrnych, 14 brązowych, 13 razy zdobywali Puchar Polski i dwukrotnie Superpuchar.

Na arenie międzynarodowej Śląsk w ostatnich latach trzykrotnie awansował do ćwierćfinału Pucharu Saporty i jako pierwszy polski zespół dostał się do rozgrywek elitarnej Euroligi, w której grał przez trzy sezony.

Dzięki drużynie w Wrocławia kibice koszykówki mogli oglądać w kraju czołowe europejskie drużyny - Aris Saloniki - z Nikosem Gallisem i Royem Tarpleyem, Real Madryt z Dejanem Bodirogą, Panathinaikos Ateny z Dino Radją i Byronem Scottem czy Kinder Bolonia z Predragiem Daniloviciem i Antoine’m Rigaudeau.

„Klub przeszedł w minionej dekadzie naturalną ewolucję”, wspominał Maciej Zieliński, jeden z najlepszych polskich koszykarzy, który grał w Śląsku od początku lat 90. z przerwą na studia i grę w amerykańskim uniwersytecie Providence. „Wiadomo - na początku był WKS Śląsk, klub wojskowy. Po zmianie ustroju początki były ciężkie. Po roku wyjechałem do USA. Gdy wróciłem, przyszli nowi sponsorzy. Pojawił się w klubie Grzegorz Schetyna. Wszystko zaczęło się rozwijać w dobrym kierunku”.

Reklama

Objęcie funkcji prezesa klubu przez Schetynę, byłego przewodniczącego Niezależnego Stowarzyszenia Studentów, potem sekretarza generalnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego, posła Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej, oznaczało nowe czasy dla wrocławskiej koszykówki.

W połowie lat 90. dzisiejszy wicepremier był współwłaścicielem Radia Eska i ono stało się głównym sponsorem klubu. Finansowało kontrakty zawodników zagranicznych, wypłacało premie. Z czasem pojawiali się inni, jeszcze bogatsi sponsorzy. Otworzyły się nowe możliwości. Zatrudniono zagranicznego trenera Andreja Urlepa, który na mistrzostwach Europy 1997 prowadził reprezentację Słowenii, a nie tak dawno - Polski. Z belgijskiego Charleroi wykupiono kontrakt Adama Wójcika. To też była nowość - najlepszego polskiego koszykarza grającego zagranicą potrafiono nakłonić do powrotu do kraju. Zagraniczni szkoleniowcy pozostali już regułą w klubie. Oprócz Urlepa we Wrocławiu pracowali także Muli Katzurin, były trener reprezentacji Izraela, a obecnie naszej drużyny narodowej, Włoch Pier Luigi Bucchi, Chorwat Jasmin Repesa czy ostatnio słynny litewski zawodnik, minister i szkoleniowiec Rimas Kurtinaitis.

Klub stać było na zatrudnienie takich gwiazd jak Łotysz Raimonds Miglinieks, Litwini Ginataras Einikis i Dainius Adomaitis, Rosjanin Andriej Fietisow, Amerykanie Michael Hawkins i Lynn Greer. Za rządów Schetyny koszykówka przestała być w klubie tylko sportem - stała się biznesem.

Budżet rósł systematycznie. W ciągu czterech lat od 1997 roku powiększył się o 250 procent. Jego budowanie ułatwiały sukcesy zespołu i ...skład rady nadzorczej klubu. W 2000 roku przy okazji przekształcania klubu ze spółki z.o.o. w sportową spółkę akcyjną do jej prezydium obok prezesa Schetyny, posła Unii Wolności, na wiceprezesów powołano Piotra Żaka, posła AWS i Jerzego Szmajdzińskiego, przewodniczącego klubu parlamentarnego SLD. Szerszy front wpływów trudno sobie wyobrazić.

Z pieniędzy do nędzy - rp.pl

„Rozszerzyliśmy radę nadzorczą po to, żeby Śląsk nie kojarzył się z jedną opcją polityczną. Jeśli mamy wyjść poza krajowe opłotki, wejść do Europy, budować z roku na rok większy budżet, to nie możemy mieć barwy politycznej. W pracy na rzecz klubu opcje polityczne są drugorzędne” - mówił wówczas „Rz” Grzegorz Schetyna. I z satysfakcją przytaczał wyniki badań wykazujących, że najbardziej rozpoznawalnymi klubami sportowymi w Polsce są Legia Warszawa w piłce nożnej i Śląsk Wrocław w koszykówce. Dziś wicepremier Schetyna i wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowianiec, w złotych czasach wiceprezes zarządu Śląska, przyglądają się agonii swego byłego klubu z perspektywy rządowych stanowisk.

W 2002 roku Śląsk zdobył swój ostatni mistrzowski tytuł. Dwa lata później w finałowej rywalizacji z Prokomem Treflem Sopot musiał uznać fakt, że oto narodziła się nowa koszykarska siła. Decydujący mecz zespół z Wrocławia przegrał na własnym parkiecie w Hali Ludowej. Od tamtej pory drużyna z Trójmiasta pięciokrotnie sięgała po złote medale. Hasło „Cała Polska w cieniu Śląska” zaczęło brzmieć fałszywie.

Reklama

Schetyna, pochłonięty wielką polityką, uznał, że pora wycofać się z koszykarskiego biznesu i pozbył się udziałów w Śląsku. Przed sezonem 2006/07 klub przejął biznesmen Waldemar Siemiński, właściciel firmy ochroniarskiej Ascopol, wiceprezes Dolnośląskiej Izby Gospodarczej. „Chciałem oddać drużynę komuś, kto zagwarantuje, że klub wciąż będzie się rozwijał, komuś, kto sprawi, że marka, jaką jest Śląsk, nie straci na wartości” - tak brzmiała rekomendacja od Schetyny.

Jakże nietrafiona. W niespełna trzy lata klub - ikona polskiej koszykówki, zniknął z ligowego rejestru. Przez dwa sezony Asco Śląsk Waldemara Siemińskiego zajmował trzecie miejsce w ekstraklasie. Prowadzili go trenerzy z nazwiskami - Andrej Urlep, potem Rimas Kurtinaitis, słynny koszykarz, wielokrotny medalista mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, minister sportu Litwy i członek sztabu szkoleniowego litewskiej reprezentacji. Początkowo wydawało się, że trzyletni plan nowego właściciela, który zakładał powrót na szczyt, ma szanse powodzenia. Szybko jednak pojawiły się niepokojące oznaki: wycofanie zespołu z rozgrywek Pucharu ULEB, konflikt z kibicami i dziennikarzami.

25 czerwca br. Siemiński nieoczekiwanie poinformował, że nie chce już być właścicielem koszykarskiej spółki i zaproponował, by klub przejęła gmina Wrocław za 1,5 mln złotych. Zapowiedział, że w przeciwnym wypadku nie zgłosi zespołu do rozgrywek. „Siemiński nie zniszcz Śląska!”, „Pomóż Śląskowi, Dutkiewicz pomóż Śląskowi!” - skandowali kibice podczas ulicznej manifestacji, ale ani prezydent miasta Rafał Dutkiewicz, ani radni Wrocławia nie dali się przekonać. Postulat właściciela koszykarskiej sekcji nazwali szantażem.

Nie był on tak zupełnie oderwany od rzeczywistości, skoro tego samego lata Rada Miejska Wrocławia hojną ręką dofinansowywała pierwszoligową drużynę piłkarską Śląska. Zrezygnowano z uzgodnionej już fuzji z Groclinem Grodzisk, co załatwiałoby chociażby sprawę transferów. „Zbudujemy wielki Śląsk sami” - obiecywał prezydent Dutkiewicz, a jego rzecznik prasowy Marcin Garcarz informował, że do końca roku futbolowy klub otrzyma od władz miasta 7,5 mln złotych na funkcjonowanie oraz zakup zawodników, przy łącznym budżecie ok. 13 mln złotych. Za czteroletni kontrakt Sebastiana Mili zapłacono 1,5 mln złotych - tyle, ile chciał Siemiński za cały koszykarski Śląsk.

Rozmowy władz Asco Śląska z właścicielem spółki telewizyjnej ATM Tomaszem Kurzewskim w sprawie przejęcia klubu także nie dały efektu. Groziło, że klub nie zostanie zgłoszony do rozgrywek, chociaż Polska Liga Koszykówki specjalnie dla Śląska kilkakrotnie przesuwała termin. Powstał nawet pomysł przechytrzenia Siemińskiego i zgłoszenia do rozgrywek koszykarskiej sekcji dawnego WKS Śląsk, by zachować pierwszoligową ciągłość dla Wrocławia.

Siemiński jednak nie dał sobie dmuchać w kaszę. W sierpniu zaskoczył wszystkich kolejny raz, zgłaszając do ekstraklasy drużynę Basco Śląsk Wrocław, a PLK zgłoszenie przyjęła. Dwa dni przed rozpoczęciem rozgrywek właściciel klubu zdecydował, że drużyna będzie rozgrywać mecze w Brzegu Dolnym, 50 km od Wrocławia, co dodatkowo rozwścieczyło kibiców. Wcześniej klub nie zapłacił za wynajem hali Orbita. Pod koniec września jego dług przekroczył 350 tys. złotych, mimo że miasto przekazało na ten cel prawie milion złotych.

Reklama

Ostatnią nieoczekiwaną decyzją był wniosek do sądu o stwierdzenie upadłości spółki i oficjalne wycofanie drużyny z rozgrywek ekstraklasy. Zaledwie w dwa tygodnie po rozpoczęciu rozgrywek. Akurat to posunięcie wydaje się logiczne w strategii Waldemara Siemińskiego. Właściciel klubu wystrychnął na dudka samorządowców Wrocławia, kibiców i władze polskiej koszykówki. „Nie przyjęliście moich propozycji, to postawię na swoim”.

„Asco - Basco - Fiasko” - tej treści transparent trzymali kibice w Brzegu Dolnym w minioną środę podczas ostatniego meczu Śląska w ekstraklasie. Maciej Zieliński, były znakomity koszykarz tego klubu i reprezentacji, a dziś radny Wrocławia z mandatu Platformy Obywatelskiej, zapowiada wprawdzie szybkie odbudowanie drużyny, ale trzeba będzie na to poczekać przynajmniej jeden sezon. Ten już jest stracony, a przecież to właśnie we Wrocławiu ma grać reprezentacja Polski w fazie grupowej przyszłorocznych mistrzostw Europy. Miasto nad Odrą znów miało być naszą koszykarską stolicą. Szybko nie będzie.