Czy w Polsce istnieje "obrona konieczna"? Polskie sądy skazują obrońców

„Przygotowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości nowelizacja, która obowiązuje od początku 2018 r., uzupełniła dotychczasowe regulacje o obronie koniecznej zapisem odnoszącym się do ochrony wartości szczególnej dla każdego człowieka, jaką jest bezpieczeństwo we własnym domu. Zgodnie z ustawą, nie podlega karze ten, kto odpiera zamach związany z wdarciem się do mieszkania, lokalu, domu albo ogrodzonego terenu przylegającego do mieszkania, lokalu, domu, nawet jeśli przekroczy przy tym granice obrony koniecznej. Odpowiedzialność karna w takim przypadku grozi jedynie, gdyby przekroczenie granic obrony koniecznej było rażące” – poinformowało nas biuro prasowe Ministerstwa Sprawiedliwości.

Obrona konieczna? Wszystko zależy od interpretacji

Była to słynna i zrealizowana obietnica ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Wiele nadal jednak zależy od interpretacji sędziów. A ci z kolei często zamiast zastosowania casusu obrony koniecznej, orzekają wywodząc wyrok z artykułów Kodeksu Karnego mówiących o nieumyślnym spowodowaniu śmierci, lub przekroczeniu granic obrony koniecznej. Taki właśnie wyrok wstrząsnął ostatnio mieszkańcami województwa łódzkiego.

„Wyrok czterech lat pozbawienia wolności usłyszał mężczyzna, który bronił siebie i żony we własnym mieszkaniu. Jak ustalił sąd - napastnik wyważył drzwi i wtargnął do lokalu. Sąd skazał mężczyznę, bo ten przekroczył zasady obrony koniecznej” – informowała niespełna trzy miesiące temu TVP Łódź.

Skazany mężczyzna kład się z żoną spać w ich własnym domu, w którym przebywało jeszcze dziecko. Napastnik włamał się do mieszkania rodziny i pobił zarówno mężczyznę, jak i jego żonę. Był silniejszy. Obrońcy udało się w końcu sięgnąć po nóż i obronił rodzinę i siebie. Mężczyźni mieli wcześniej konflikt, ale to włamywacz jest obecnie na wolności, a obrońca został skazany. Mało tego, Prokuratura Rejonowa w Zgierzu domagała się 12 lat pozbawienia wolności dla broniącego rodziny mężczyzny.

Czy w Polsce istnieje

„Będę się odwoływać. Będę robiła wszystko, żeby ratować męża. Są nagrania z rozmowy z policją. Nasz syn krzyczał, że zabiją mu tatę, mąż stał w mojej obronie, napastnik wszedł do nas do domu i chodzi po wolności, a mój mąż ciągle w areszcie. To jest sprawiedliwość?” – powiedziała mediom pani Emilia, rozżalona żona skazanego mężczyzny.

Sprawa Tomasza G.

Tu przynajmniej sąd zdecydował się na uznanie, że w ogóle doszło do obrony koniecznej. Mniej szczęścia miał Tomasz G. Tym razem miejscem tragedii był Bytom, gdzie także doszło do kłótni pomiędzy znajomymi, dwoma mężczyznami. Jednym z nich był Tomasz G., a drugim Bartosz Zając. Po wyjściu z restauracji Zając obrażał Tomasza G. i jego rodzinę, opluł go, a następnie zamierzył się nie niego sugerując uderzenie. Tomasz G. odepchnął lub uderzył napastnika (tego nie rozstrzygnął sąd), a kompletnie pijany napastnik przewrócił się. I tu rozpoczął się sytuacyjny dramat. Niefortunny upadek (a nie cios) spowodował uderzenie głową o trotuar lub betonowy kosz. Śmierć nastąpiła następnego dnia w szpitalu, jak twierdzą biegli, być może na skutek niewłaściwej opieki lekarskiej. To wszystko jednak nie przekonało sądów pierwszej i drugiej instancji, by skorzystać z artykułu mówiącego o obronie koniecznej. Tomasz G. został skazany na karę bezwzględnego pozbawienia wolności z powodu nieumyślnego spowodowania śmierci. Sentencja brzmiała nieubłagalnie: 20 miesięcy w zakładzie karnym.

Zdaje się, że do wyroku cegiełkę dołożyły media. Cały mainstream pisał o śmiertelnym ciosie zawodnika MMA (Tomasz G. z Bytomia stoczył w życiu jedną zawodową walkę i przegrał ją). Zresztą, do dzisiaj TVN produkuje materiały o Tomaszu G. Skąd ta uwaga głównie opozycyjnych mediów? Być może ma to związek z tym, że zmarły był kuzynem rządzącego wówczas Bytomiem Damiana Bartyli. Reasumując, Tomasz G. bronił się, unieszkodliwił atak osoby z ważnymi rodzinnymi konotacjami, a śmierć nastąpiła na skutek niefortunnego upadku pijanego agresora. Jednak to obrońca ma iść do więzienia jak pospolity przestępca.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zrealizował swoje obietnice dotyczące obrony koniecznej. Jednak jej zastosowania domagał się bezskutecznie w sądzie obrońca Tomasza G., mec. Adam Gomoła, który znany jest głównie z bycia przedstawicielem procesowym rodziny właśnie obecnego ministra sprawiedliwości.

Mecenas Gomoła uważa, że „obrona konieczna to emanacja starej rzymskiej zasady, że prawo nie powinno ulegać przed bezprawiem”. Adwokat odniósł się również bezpośrednio do sprawy Tomasza G. „Nie chciałbym wierzyć, że sąd ulegał tu presji mediów, ale czasami tak bywa, że presja mediów nie sprzyja rzetelnemu osądzeniu. A pamiętajmy, że presja mediów była tak daleko posunięta, że nie tylko nie brano pod uwagę obrony koniecznej Tomasza G., ale pisano o sprawie jako o zabójstwie” – mówił niedawno adwokat. Obecnie Tomasz G. może liczyć jedynie na akt łaski prezydenta Andrzeja Dudy, do którego taki wniosek został skierowany.

Jedno wydaje się pewne, pomimo nowelizacji Kodeksu Karnego z 2017 r., realizacji hasła „Mój dom, moja twierdza”, a także prostej zasady, że obrona konieczna musi być przede wszystkim skuteczna (a nie proporcjonalna, niemal matematycznie adekwatna) polskie sądy wciąż skazują na kary bezwzględnego pozbawienia wolności osoby, które zwyczajnie się broniły.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.