Właściciel monitorował mieszkanie na wynajem. "Myślałem, że wiesz o kamerach"

W ramach serii "Na wynajmie" razem z Oliwią Bosomtwe już od dwóch lat piszemy o sprawach związanych z mieszkaniami, z którymi wielu młodych (i nie tylko) ludzi zmaga się na jakimś etapie życia. Przez ten czas pokazaliśmy kilkanaście historii osób próbujących znaleźć dla siebie miejsce na współczesnym rynku nieruchomości oraz przedstawiliśmy różne wyzwania, z którymi muszą się mierzyć. Spora część z nich dotyczyła napiętych relacji z właścicielami, którzy m.in. nie pozwalają wynosić starych mebli, robią afery w sieci o rzekomo zrujnowane wnętrza, a nawet usiłują molestować swoich klientów.

Mieszkanie na wynajem z monitoringiem

Teraz do tego zestawu dochodzi monitorowanie wynajmowanego mieszkania, w którym właściciel nie widzi nic złego. Przeczytajcie, co opowiedziała mi na ten temat Gosia.

Czy możesz opisać całą sytuację?

Mój syn i jego dziewczyna trafili na atrakcyjną ofertę mieszkania na wynajem we Wrocławiu. Miało świetną lokalizację i bardzo dobrze wyglądało na zdjęciach, więc chcieli je obejrzeć. W tym czasie oboje pracowali poza miastem, dlatego poprosili, żebyśmy pojechali tam i zrobili to za nich. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało OK. Właściciel wydał nam się co prawda trochę dziwny, bo cały czas mówił o tym, jak ważne jest dla niego pilnowanie czystości. Poza tym nic jednak nie wzbudziło naszych podejrzeń i jeszcze w sierpniu zaklepaliśmy to miejsce.

Zobacz także
fot. Traffic DesignFoto: Opracowanie Noizz

Na wynajmie: Za zepsutą pralkę płaci lokator. Rozmawiamy z ekspertką o tym, jak wynajmować mieszkania

W połowie września przyjechaliśmy tam ponownie, już z dziewczyną mojego syna, żeby podpisać umowę, wpłacić kaucję, wziąć klucze i zacząć zwozić rzeczy. Przy okazji dostaliśmy niezwykle szczegółowy protokół zdawczo odbiorczy, w którym było dosłownie wszystko, łącznie ze sztucznymi roślinami FEJKA z IKEA. Wtedy znów dała znać o sobie obsesja właściciela na punkcie mieszkania, bo wciąż opowiadał, by po każdym użyciu myć kabinę prysznicową, kuchenkę itd. Trochę mnie to zaniepokoiło, więc zwróciłam mu uwagę, że to nie jest muzeum. Ostatecznie jednak uznaliśmy, że facet jest po prostu przewrażliwiony, wszystko podpisaliśmy i wróciliśmy do siebie.

Dwa dni później przyjechała tam moja córka, która chciała szukać jakiegoś pokoju dla siebie, bo też studiuje we Wrocławiu. Dosłownie minutę po tym, jak weszła do mieszkania, dziewczyna mojego syna dostała wiadomość od właściciela. Pytał czy udostępniła komuś lokal, bo w środku są obcy ludzie. Zgodnie z prawdą odpowiedziała, że dała klucze siostrze swojego chłopaka i poprosiła, żeby napisał, skąd o tym wie. Wtedy przyznał, że ma dwie kamery. Dopisał też "myślałem, że o nich wiecie", chociaż na żadnym etapie o nich nie wspomniał. Wzmianka na ten temat nie znalazła się też w umowie i szczegółowym protokole zdawczo odbiorczym.

Jaka była wasza reakcja na informację o kamerach?

Właściciel monitorował mieszkanie na wynajem.

Młodzi oczywiście nie chcieli być inwigilowani, ale początkowo myśleli, że uda im się załatwić sprawę polubownie, więc poprosili o zdemontowanie monitoringu. Właściciel odpisał, że nie ma takiej opcji, bo to on będzie decydował o poziomie zabezpieczenia swojej własności. Dodał też, że kamery są zainstalowane poza mieszkaniem. Naszym zdaniem jest jednak inaczej. Ten człowiek podzielił duży, około 100-metrowy apartament, na dwa mniejsze lokale. Udostępniał je wcześniej turystom na Airbnb, ale przez pandemię trafiły na rynek najmu długoterminowego. Wchodzi się do nich przez wspólny zamykany przedpokój, który jest oddzielony od reszty klatki. Znajduje się tam router, domofon oraz dwie kamery, których obiektywy są skierowane na drzwi do mieszkań. Wiszą przy suficie, dlatego jeżeli się o nich nie wie, to spokojnie można ich nie zauważyć.

Właściciel monitorował mieszkanie na wynajem. "Myślałem, że wiesz o kamerach"Foto: Noizz.pl

Jeżeli byłaby gdzieś tabliczka "obiekt monitorowany", to przynajmniej mielibyśmy tego świadomość, ale nic takiego tam nie ma. Tymczasem, jak przeczytaliśmy w sieci, to urządzenie ma detektor ruchu, więc każda osoba wchodząca i wychodząca z mieszkania uruchamia nagrywanie. Właściciel dostaje też wtedy powiadomienie na telefon i może zobaczyć jej twarz.

Postanowiłam skonsultować sprawę z prawnikami. Powiedzieli, że widzą na to co najmniej dwa paragrafy. Po pierwsze, można to podciągnąć pod stalking, ponieważ on widzi każde wejście i wyjście z mieszkania. Po drugie, to jest rejestrowanie wizerunku bez zgody, bo nie wziął na to od nas żadnego papieru. Prawnicy poradzili, żebyśmy w związku z tym nie wypowiadali umowy, tylko od niej odstąpili, bo ma wadę prawną w postaci dwóch kamer, o których nas nie poinformowano. Zrobiliśmy co radził i zażądaliśmy zwrotu wszystkich pieniędzy, czyli w sumie 5 tys. zł.

Czy argumenty prawników przekonały właściciela?

Nie. On cały czas jest oburzony i chyba nie do końca wie, co robić, ponieważ plącze się w zeznaniach. Najpierw napisał, że obraz nagrywany przez kamery będzie wykorzystywany jedynie przez specjalne służby w razie potencjalnego włamania (przyznał się więc do rejestrowania wizerunku). Podczas spotkania przekonywał natomiast, że urządzenia nic nie utrwalają, tylko są aktywowane przez detektor ruchu i wtedy pokazują mu kto wchodzi i wychodzi z mieszkania. Tłumaczył też, że kiedy wcześniej wynajmował apartamenty na Airbnb, to nikt nie miał żadnego problemu z kamerami. Skonsultowałam się anonimowo w tej sprawie z obsługą serwisu i dowiedziałam się, że nie zezwala na taki monitoring.

Zobacz także
Metamorfoza mieszkania przy ulicy Więckowskiego 29 w Łodzi, proj. SCANDILOVEFoto: Materiały prasowe

Właściciel: "Wynajmuję ludziom mieszkania, w których sam czułbym się dobrze"

Wszystkie kontakty z nim to jest taka szarpanina. Kiedy pojechaliśmy oddać mu klucze, podpisał co prawda protokół zdawczo odbiorczy, uznając, że mieszkanie zostało oddane w stanie satysfakcjonującym (prawnik ostrzegł mnie, że jeżeli tego nie zrobimy, to później może je specjalnie zdemolować i zrzucić winę na nas). Cała sytuacja wynoszenia rzeczy po kilku dniach była jednak dość upokarzająca. Pieniędzy oczywiście też nam nie przelał. Dwa dni później napisał nagle, że to on rozwiązuje umowę. Wyliczył także, że w związku z użytkowaniem mieszkania przez 6 dni z 5 tys. zł może nam zwrócić tylko 1,4 tys. zł, ponieważ musi potrącić za prąd, gaz itp. Nie mam pojęcia, jak do tego doszedł, bo w pewnym momencie okazało się, że dwa lokale, które wynajmuje, mają wspólne liczniki.

Co teraz zamierzacie zrobić?

Przygotowaliśmy już oficjalne pismo wzywające go do zwrotu całej kwoty. Zastanawiamy się też nad wystąpieniem o odszkodowanie. My przecież zostaliśmy nie tylko bez pieniędzy, ale także bez mieszkania dla dzieci i z rzeczami na korytarzu, które trzeba było gdzieś przechować. Dodatkowo ponieśliśmy koszty trzech dojazdów na miejsce, a to pewnie nie koniec. Jeżeli on będzie nadal obstawał przy swoim, to sprawa pewnie skończy się w sądzie. Mamy też zamiar złożyć doniesienie do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych.

Eksperci o mieszkaniu na wynajem z monitoringiem

Kto ma rację? Czy sprawa jest rzeczywiście tak czarno-biała, jak przedstawia ją Gosia? O opinię na ten temat poprosiłem dwójkę niezależnych specjalistów od nieruchomości.

Hanna Milewska-Wilk, analityczka rynku wynajmu mieszkań związana z Simpl.rent: Jeżeli teren wspólnoty mieszkaniowej jest monitorowany, to według RODO musi być to oznaczone w widocznym miejscu. Nie można też montować kamer tak, żeby obserwować okna lub drzwi lokali mieszkalnych, jak to miało miejsce w tym przypadku. Wizerunek jest daną osobową, szczególnie, że pozostałymi danymi wynajmujący dysponuje na podstawie umowy najmu. Brak oznaczenia monitoringu i brak regulaminu (Jaki jest zakres obserwacji? Kto ma wgląd w dane? Jak są one przechowywane, zabezpieczane i wykorzystywane?) świadczą o nieprzestrzeganiu przepisów o ochronie danych osobowych. Jest to podstawa do wypowiedzenia umowy (zatajenie) i wytoczenia sprawy przeciw wynajmującemu o naruszenie dóbr. Adwokat na pewno dopisze w pozwie jeszcze parę innych rzeczy.

Zobacz także
Sąsiadka zmieniła moją izolacją w koszmar. Pojawiła się, gdy popękały ścianyFoto: Michał Bachowski

Sąsiadka zmieniła moją izolację w koszmar. Pojawiła się, gdy popękały ściany

Przemysław Chimczak, partner w ThinkCo i członek Laboratorium Rynku Najmu: Prawo do prywatności i zachowania miru domowego należy do jednego z najbardziej podstawowych praw najemców, wynikającego bezpośrednio z Ustawy o ochronie praw lokatorów. Najem w Polsce w wielu obszarach nadal nie spełnia podstawowych standardów związanych z zapewnieniem bezpiecznych i komfortowych warunków zamieszkiwania, a przywołany przypadek jest tego świetnym przykładem. Właściciel w żadnym wypadku nie ma prawa do inwigilowania najemców, którzy w najmowanym mieszkaniu powinni móc czuć się jak u siebie w domu. Co więcej, jeśli najemcy nie wyrażą na to zgody, to właściciel mieszkania nie ma prawy do niego wejść w trakcie obowiązywania aktualnej umowy najmu. Niestety, zarówno wielu wynajmujących, jak i najemców, nie ma o tym pojęcia. Do obowiązków najemców należy przestrzeganie porządku domowego i utrzymywania mieszkania w odpowiednim stanie czystości. Jeśli tego nie robią, są uciążliwi dla innych sąsiadów lub nie opłacają czynszu zgodnie z umową, to właściciel ma prawo do wypowiedzenia umowy. To umowa najmu ma zabezpieczać obie strony – wynajmującemu zapewnić czynsz najmu i bezpieczeństwo oddania lokalu w niepogorszonym stanie, a najemcy zapewnić poczucie prywatności oraz dać możliwość stabilnego i komfortowego zamieszkiwania. Każdy przypadek naruszający te normy rzutuje negatywnie na wizerunek najmu i powinien być piętnowany.

Zobacz także: REALME C11. Ekstremalny test wytrzymałości telefonu za 500 zł

REALME C11. Ekstremalny test wytrzymałości telefonu za 500 zł