"Raport o zagrożeniach wolności słowa w Polsce w latach 2010-2011" Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza

StowarzyszeniePOLSKA JEST NAJWAŻNIEJSZARaporto zagrożeniachwolności słowa w Polsce w latach 2010-2011Warszawa, 1 października 2011 Wstęp

Wolnośćsłowa, podstawowe prawo człowieka i obywatela, jest w Polsce dobrzeuregulowana konstytucyjnie i przez kodeksy. Od kilku lat jest ona jednakograniczana na różne sposoby, zarówno przez władze państwowe i sądy,jak i przez główne media, a nawet dziennikarzy, sprzyjających władzy.Np. badania opinii publicznej przeprowadzone w lipcu 2011 roku, na półroku przed wyborami parlamentarnymi, przyniosły informację, że 43 proc.Polaków uważa wolność słowa w Polsce za zagrożoną. U progu bieżącejkampanii wyborczej rządząca partia otrzymała około 4 razy więcej miejscana antenie finansowanej z powszechnego abonamentu telewizji publicznejniż partie opozycyjne.Związek pomiędzy prawem do informacji aswobodą wyboru i kontrolą władz nie zawsze jest w pełni uświadamiany wspołeczeństwie polskim. Polityka instytucji europejskich, zgodnie zktórą granice ochrony osób publicznych przed krytyką są znacznie węższeniż w przypadku innych obywateli, jest w polskiej debacie publicznejmało znana. Niska jest też świadomość, że ograniczanie swobodywypowiedzi opozycji uderza nie tylko w prawa obywatelskie polityków czydziennikarzy, ale przede wszystkim w prawa milionów obywateli.

Swobodnaopinia publiczna jest w Polsce zjawiskiem nowym. Narodziła się tu 22lata temu, w czerwcu 1989 roku, w momencie pierwszych po upadkukomunizmu wyborów parlamentarnych dopuszczających ograniczony udziałopozycji, i jest ciągle mało dojrzała. Praktyka podczas panowania władzykomunistycznej w Polsce była inna niż w krajach demokratycznych.Panowała wszechobecna cenzura prewencyjna, karano też obywateli zakrytykowanie rządzących. Kilka poniższych przykładów z ostatnichtygodni, u początków jesiennej kampanii wyborczej 2011, pokazujestosunek rządzących dziś Polską do ochrony wolności słowa i wyrażaniaopinii. Sąd – poprzez wyrok dotyczący broszury PO „Polska wbudowie” – zakazał opozycji krytykowania polityki partii rządzącej wkampanii wyborczej, a prywatne radiostacje omawiają emisji spotówwyborczych. Policja poturbowała grupę posłów, składających kwiaty przedtablicą pamiątkową w rocznicę katastrofy smoleńskiej. Polski prezydentzbeształ publicznie wojskowego kapelana za treść kazania; ministerobrony narodowej przeniósł go natychmiast do rezerwy kadrowej, a wrezultacie ksiądz ten nie został biskupem. Żonie znanego ekonomistygrożono usunięciem z pracy za to, że jej mąż za mocno krytykuje rząd.Telewizja publiczna odmówiła spotów nowych pism, podejrzewanych osprzyjanie opozycji. To znaczące incydenty. Nie jestzagwarantowany w praktyce równy dostęp podmiotów do informowania odziałalności społecznej i politycznej. Błędneprzekonania podtrzymuje praktyka organów władzy. Dotyczy ona zarównostosunku do opozycji i reakcji na manifestowanie poglądów odmiennych niżwładza, jak i polityki wobec mediów publicznych, dotacji rządowych namedia, nagrody, a także sądów. Najbardziej niepokojące ostatniofakty, to upolitycznienie mediów publicznych, skutkujące usunięciem zpracy w telewizji publicznej kilkunastu dziennikarzy i ich programów,oraz sprzedaż pod naciskiem politycznym rządu koncernu wydającego„Rzeczpospolitą”, jeden z największych polskich dzienników, ozróżnicowanym profilu konserwatywno-prawicowym i tygodnikaspołeczno-politycznego „Uważam Rze”, który odniósł ogromny sukcesrynkowy. Państwo przyczynia się w ten sposób do niszczenia budowanejogromnym wysiłkiem reprezentacji medialnej ogromnej milczącej większościPolaków, wykluczonej dotychczas w znacznym stopniu z debaty publicznej.Nie mogą oni liczyć na media publiczne i instytucje ustawowozobowiązane do zapewnienia pluralizmu w mediach, jak Krajowa RadaRadiofonii i Telewizji czy Ministerstwo Kultury z jego systememdotacji.

Inne groźne zjawisko to ograniczanie prawa dowypowiedzi a nawet manifestacji publicznych krytykom władz państwowych,wspierane przez wyroki sądowe, również karne, nawet w przypadkuwyrażanych opinii. Media, zarówno publiczne, jak i prywatne, sądyspozycyjne wobec pasożytniczych struktur państwa, nie są nastawione nawspieranie demokracji.Silne media prywatne wywodzą się wPolsce w dużej mierze z dwóch środowisk, paradoksalnie przeciwstawnych –wspieranej z kraju i zagranicy byłej opozycji politycznej, i ześrodowisk byłej komunistycznej nomenklatury politycznej. I te środowiskanie działają na rzecz pluralizacji życia publicznego, ale na rzeczwypchnięcia i ograniczenia nurtów myślenia, nieakceptowanych przez swychdysponentów. Największe rozczarowanie sprawiają w dzisiejszejPolsce ci, którzy – jak się zdawało – walczyli o wolność słowa w okresiekomunistycznym i najwyżej nieśli jej sztandar po obaleniu komunizmu w1989 roku, czyli powołana wtedy do reprezentowania środowisksolidarnościowych „Gazeta Wyborcza” (spółka Agora SA) i jej redaktornaczelny, Adam Michnik; herold demokracji i wolności słowa, wybitnyopozycjonista, działacz KSS KOR, laureat licznych nagródmiędzynarodowych. Dziś trzeba ważyć słowa, bo wytaczają oni procesy zaoceny i opinie. W pierwszym takim procesie z powództwa „GazetyWyborczej” już 18 lat temu skazano dziennikarza na grzywny za opinięopartą na prawdziwych faktach. W ostatnich latach Michnik lub Agora SAwytoczyli kilkanaście procesów o ochronę dóbr osobistych, w większościprzypadków za opinie. Opinie te wyrażały w prasie osoby rozczarowaneewolucją poglądów Michnika, np. nazywaniem byłych komunistycznychaparatczyków, w tym ministra spraw wewnętrznych w stanie wojennym,„ludźmi honoru” (patrz „Aneks – Wykaz pozwów Adama Michnika i `GazetyWyborczej”).„Gazeta Wyborcza” posługuje się m.in. w ten sposóbnaznaczeniem negatywnym osób lub środowisk, które pragnie wykluczyć, atakże naznaczeniem poglądów, których nie podziela. W procesach Michnik iAgora, instytucja na tyle zamożna, że stać ją na liczne procesy, żądająodszkodowań i przeprosin w mediach. Doprowadza to do łamania sumieńosób, których nie stać na zapłacenie wielokrotności swej pensji. Wsądach „przyjęła się” najwyraźniejopinia, że Agora i Michnik sąwzorcami wolności słowa, a więc korzystają tu oni z renty sławy opozycjiantykomunistycznej. W procederze tym uczestniczą polskie sądy,zasądzając przeprosiny za opinie w telewizji, co przy kosztach ogłoszeńdoprowadza pozwanych do ruiny; w ten sposób również finansowo niszczonesą rodzące się nowe elity milczącej większości. Są to skutki finansowenieposłuszeństwa wobec władz i krytykowania ich. Ucisk finansowydoprowadza do pauperyzacji środowisk opozycyjnych i zaczyna zastępowaćdawną cenzurę i więzienie za poglądy. Ludzie mówiący prawdę są potępianipublicznie i biednieją, a broniący prawdy dziennikarze tracą pracę iprestiż, nie są też więcej zapraszani jako komentatorzy. Wosobnym opracowaniu należałoby napisać o przypadkach konfliktu sumienialub utraty pracy badaczy Instytutu Pamięci Narodowej za niewygodne dlawpływowych środowisk prace naukowe oparte na dokumentach. IPN podlegałprzez lata szczególnej krytyce ze strony premiera.Opiniapubliczna nie jest najwyraźniej w pełni świadoma, że co najmniej mediapubliczne mają obowiązek dopuszczać wszystkie rodzaje opiniiobywatelskich, również opozycji wszelkich opcji, ponieważ utrzymywane sąza pieniądze wszystkich podatników. Nie rozumie, że nie może byćtematów tabu, np. informacji o Ruchu Obywatelskim JednomandatowychOkręgów Wyborczych. Nie rozumie, że nielegalne i niewłaściwe jestspychanie do niszy np. katolików, którym ma najwyraźniej wystarczyć wprogramie msza św. w niedzielę i jakaś audycja historyczna. Nie dozaakceptowania również jest pomijanie opinii środowiskpostsolidarnościowych, skupionych poza „Gazetą Wyborczą” i jejprzybudówkami. Nielegalne i nie do przyjęcia jest pomijanie lubnieproporcjonalnie nikłe reprezentowanie środowisk niepodległościowych,kombatanckich,prawicowych, konserwatywnych, nowatorskich w nurcieinnym niż dopuszczony przez mainstream. A może nie tyle nie jest tegoświadoma, ile nie ma gdzie wyrazić swoich poglądów na ten temat.Częściowo daje ona wyraz swoim poglądom, odchodząc od płaceniaabonamentu za media publiczne. Jeżeli chodzi o prawo obywateli doinformacji to informacja jest znacznie pełniejsza w mediach z różnychprzyczyn niszowych niż w mediach maistreamowych.Osobnym tematem,wychodzącym poza niniejsze opracowanie, są mylące informacje na tematsondaży przedwyborczych w kampanii. Na stopień zmanipulowania sondażylub informacji o nich zwracają uwagę politolodzy i socjologowie. Sondażewyborcze „...są znacząca formą manipulacji nopinią publiczną. (...) Todziś tylko kakofonia pseudoinformacji o rynku politycznym.” Istotnie,wyniki sondaży podawane są niemal codziennie, różnią się między sobąnawet o kilkanaście punktów procentowych, co kompromituje sondażownie,nie wiadomo też, jaką zastosowano metodologię badania. Trudnopowiedzieć, czy są źle przeprowadzane, czy też błędna jest informacja wmediach na ich temat. Cały system nagród państwowych iprywatnych, a także system dotacji wspiera konkretne rodzaje poglądów,zapewniając dobrobyt finansowy i prestiż osobom, które je wyznają.Spycha to inne poglądy do nisz zarówno medialnych, jak i społecznych, aich wyznawców także do ubóstwa finansowego. Temat ten jednak wykraczapoza niniejsze opracowanie. Nie jest jasne, co jest dopuszczalnąkrytyką władz, a jakie wypowiedzi są karalne. W kodeksie karnympozostało kilka przepisów karnych, nieprzystających do prawodawstwaeuropejskiego. W 2011 roku polski Trybunał Konstytucyjnypotwierdził obowiązujące od dawna prawo prezydenta państwa doszczególnej ochrony przed krytyką. To ostatnie powoduje rozgoryczenieobywateli, pamiętających, że mimo iż prawo to obowiązuje od dawna,podobnej ochronie nie podlegał w praktyce sądów poprzedni prezydent,Lech Kaczyński, bezkarnie nazywany publicznie „chamem”, „durniem”,„niedorozwiniętym karłem” itp.W początkach okresu transformacjiPolakom wpajano, że kosztem demokracji i wolności słowa jest tolerowaniezakazanych ustawowo publicznych bluźnierstw lub po prostu chamskichwypowiedzi, podobnie jak za taki koszt uważano pełne scen przemocy (np.film, na którym w sposób niemal instruktażowy pokazano łamanie karkuwięźniowi) i seksu programy w telewizji publicznej, w porze oglądaniaprzez najmłodsze dzieci. To zmieniło się tylko częściowo, przeważnie naniekorzyść. Na wiele takich zjawisk już mało kto reaguje. Odjesieni 2007 roku po wejściu do rządów koalicji Platformy Obywatelskiej iPolskiego Stronnictwa Ludowego, w znacznej mierze ograniczona zostałamożliwość swobodnej wypowiedzi opozycji. Zauważalne jest ograniczenieswobody wypowiedzi posłów w parlamencie. Prowadzący obrady marszałkowiezezwalają posłom na wypowiedzi trwające do jednej lub trzech minut,niezależnie od wagi tematu, ze świadomością, że stanowisko rządzącejkoalicji będą mogli przedstawić jeszcze członkowie rządu;parlamentarzystom z opozycji pod byle pretekstem wyłącza się mikrofon.Podczas obrad nadzwyczajnych komisji sejmowych przewodniczący obrażaliwspółprowadzących przesłuchania posłów opozycji, przerywali im, niepoddawali ich wniosków pod głosowanie, komentowali ich wygląd lub tuszę. Z kręgów partii rządzącej stale pojawiają się zapowiedzi rozwiązaniagłównej partii opozycyjnej jako „antysystemowej”. Wprowadza się doobiegu publicznego przeświadczenie, że opozycyjny plan zmiany rządu wwyniku wyborów jest zamachem na demokrację. Rząd podjął próbępozaustawowego limitowania prawa do wolności zgromadzeń i publicznegowyrażania przez obywateli własnych przekonań. Zwalcza karami finansowymii więzieniem antyrządowe wystąpienia podczas imprez masowych. Policjaodmawia ochrony obywatelom manifestującym żałobę po katastrofielotniczej pod Smoleńskiem, w której zginął prezydent RP Lech Kaczyński zmałżonką i 94 ważne w państwie osoby, a rzecznicy prasowi policjinajczęściej odmawiają komentarzy w spawie ataków na manifestantów. Rządograniczył możliwość dyskusji po ogłoszeniu kontrowersyjnego rosyjskiegoRaportu o katastrofie. W Raporcie tym nie uwzględniono około 200dokumentów, których władze polskie nie otrzymały w śledztwie od Rosjan.Dezawuowanie przez członków partii rządzącej innych niż rządowa opiniilub ignorowane pytań i wątpliwości, wyrażanych przez różne środowiska,np. rodziny ofiar, stało się w gruncie rzeczy nieuprawnionymcenzurowaniem dyskusji na temat katastrofy. W 2009 roku wyszło na jaw,że służby specjalne inwigilują dziennikarzy, krytykujących rząd iujawniających powiązania dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych. Zinternetu, np. z serwisu Youtube znikają filmiki o niewygodnej dlarządzących tematyce, szczególnie dotyczącej katastrofy smoleńskiej.Parlament,w którym większość ma partia rządząca, na ostatnim posiedzeniu wkadencji znowelizował ustawę o dostępie do informacji publicznej. Będziemożliwe ograniczenie prawa do informacji ze względu na ważny interesgospodarczy państwa.Daje to prawo ukrywania przed obywatelamiistotnych informacji gospodarczych. Może też oznaczać brak dostępu dowiedzy o działaniach władzy publicznej nie tylko dla obywateli, ale idla posłów, np. do informacji o prywatyzowanym majątku. Ustawauniemożliwi rzeczowe przedyskutowanie ważnych dla państwa projektówprzed głosowaniem. Zaskarżenie ustawy do Trybunału Konstytucyjnegomożliwe byłoby dopiero po wyborach i z pewnością długotrwałe. Choćpodobne projekty zostają zwykle na końcowym etapie odrzucone ponegatywnych opiniach prawnych lub publicznych protestach, to funkcjonująw sferze publicznej, przyzwyczajając społeczeństwo do perspektywyograniczenia należnych swobód. Rządząca partia za pośrednictwemkilku swoich przedstawicieli w sejmie i rządzie wprowadziła obelgi ibłazenadę do języka publicznego, zarówno w parlamencie, jak i w mediach.Jej przedstawiciele wyrażają się mediach lekceważąco na temat wartościważnych w cywilizacji europejskiej, jak szacunek dla zmarłych iopłakujących ich wdów i sierot, współczucie dla słabszych, prawo dowyrażania publicznie swojej orientacji religijnej, uczuć itp. Częśćopinii publicznej odbiera to jako formę przemocy słownej. Ministerrządu użył w stosunku do wyborców partii opozycyjnych poniżającegookreślenia „bydło”, a inny zapowiedział walkę z opozycją aż do„dorżnięcia watahy”, co można było uznać za sformułowanie niewybredneale żartobliwe do chwili katastrofy smoleńskiej. Były wiceszef klubuparlamentarnego rządzącej partii w telewizji obrzucał obelgamipoprzedniego prezydenta, życzył mu śmierci, a po katastrofie wyrażałpublicznie żal, że jego brat nie zginął razem z nim. Minister stanu wKancelarii Prezydenta RP w popularnej audycji radiowej nazwał wypowiedzilidera opozycji „pedofilią polityczną”; spóźnione przeprosinyskierowane do słuchaczy nie zmieniły złego wrażenia. Szef młodzieżówkipartii rządzącej nazwał grupę kandydatek opozycyjnych „suczkami”. Dyskusjaw mediach nad ważnymi sprawami państwa, od czterech lat rządówPlatformy Obywatelskiej, sprowadza się do niewybrednych żartów,wykrętów, połajanek, ataków personalnych i zwykłego chamstwa. Ograniczato prawo obywateli do informacji i swobodnej debaty. Podtrzymuje sięwprowadzone przez postkomunistyczną partię SLD interpretowanie słowa„polityczny” jako kompromitującego; sugeruje się niskie pobudki osób,które wypowiadająsię lub postępują z przyczyn „politycznych”. Wograniczaniu debaty publicznej i swobody wypowiedzi sekundują rządowijego zwolennicy – zmonopolizowane media publiczne, sprzyjające mu mediaprywatne wywodzące się z okresu komunistycznego, a nawet poszczególnipublicyści i komentatorzy. Szczególne cechy sytuacji występującej wpolskich mediach prywatnych to:·upolitycznienie na rzeczpartii rządzącej mediów publicznych, finansowanych z powszechnychpodatków, ustawowo zobowiązanych do prezentowania wszystkich opcjipolitycznych i propagowania postaw obywatelskich·samowola ibrak podporządkowania się mediów prywatnych ustawom gwarantującympluralizm i bezstronność; kierują się one raczej interesem politycznymwłaścicieli niż zasadą wolności słowa i swobody krytyki rządzących· mentalność dziennikarzy, często wychowanych w PRL lub na peerelowskichwzorach wypowiedzi publicznej, podlegającej wszechobecnej cenzurze,podporządkowanie się oczekiwaniom władz w interesie ich samych lubinteresie władzy politycznej. Nierzadko dziennikarze mediówmainstreamowych nie wahają się montować korzystnych dla rządzącychmanipulacji w mediach; przykładem fałszowanie i ośmieszanie wizerunkupary prezydenckiej, co ujawniło się po ich tragicznej śmierci wkatastrofie smoleńskiej – zdumieni Polacy zobaczyli nigdy niewidywanesympatyczne zdjęcia i poczuli się oszukani. W mediach tychpomija się często ważne sprawy, koncentrując się na drobiazgach, niewidać dociekania prawdy, raczej zestawia się dwie przeciwstawne opinie.Słuchacz, widz otrzymuje obraz chaosu i nieustannej kłótni. Uniemożliwiato swobodną debatę publiczną na tematy o społecznej doniosłości. ZKrajowej Rady Radiofonii i Telewizji – organu konstytucyjnego stojącegoteoretycznie na straży wolności słowa, prawa do informacji orazinteresu publicznego w radiofonii i telewizji – w ciągu ostatniego rokuniemal wyeliminowano przedstawicieli opozycji. Po znowelizowaniu ustawy omediach publicznych pozbawiono pracy w radiu i telewizji kilkunastuniewygodnych dla władz dziennikarzy, praktycznie wszystkich związanych zwrażliwością wyborców opozycji nie-postkomunistycznej i zlikwidowanoich programy. Na antenę zaprasza się niemal wyłącznie osobysympatyzujące lub otwarcie popierające rządzącą partię. Rządowymograniczeniom swobody wypowiedzi idą w sukurs także sądy, wydającekuriozalne wyroki za wyrażane opinie i zakazujące publikacji. Idzie imteż na rękę niewielka wydolność organizacji pozarządowych chroniącychwolność słowa. Wyroki sądowe, o których była mowa wyżej, zawyrażane w publicznym obiegu opinie i podawane prawdziwe informacje,stają się postrachem wolnego słowa w Polsce. Szczególną polską specyfikąsą procesy cywilne i karne, wytaczane krytykom i polemistom przezznanych dziennikarzy i publicystów, obrażonych opiniami na swój temat.Sądy skazały już wielu polemistów na bardzo wysokie kary pieniężne inieproporcjonalne do zarobków –sięgające dwudziestokrotnościwynagrodzeń – koszty ogłaszania przeprosin w prasie i telewizjachogólnopolskich. Prowadzi to z jednej strony do łamania sumień, z drugiejdo ruiny finansowej. Niektórzy pozwani ogłosili przeprosiny wbrew swemuprzekonaniu, inni, krytycznie nastawieni do działalności czy publikacjisprzyjających rządowi osób publicznych, zamilkli w obawie przed ruinąfinansową. Nikt w Polsce nie monitoruje mediów pod kątem ochronyswobody wypowiedzi i wolności słowa. Krajowa Rada Radiofonii iTelewizji kontroluje programy mediów publicznych wyrywkowo, od czasu doczasu zaś media prywatne, szczególnie w okresach wyborów lub nasileniaskarg. Źle z punktu widzenia ochrony wolności słowa lub zbyt wąskodziałają organizacje pozarządowe, chroniące wolość słowa; mają onewięcej niż skromne środki. Fundacja Helsińska, najlepiej działającaorganizacja i Centrum Monitoringu Wolności Prasy, koncentrują się naobronie dziennikarzy w sprawach karnych z artykułów o zniesławienie,wydają też opinie co do projektowanych zmian w legislacji i organizująpożyteczne konferencje informacyjne. Inne, jak Stowarzyszenie WolnegoSłowa czy Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, wydają od czasu do czasuoświadczenia w głośnych sprawach i potępiają nadużycia, uczulają teżopinię publiczną w kwestii wolności słowa, organizując doroczne DniWolnego Słowa i konferencje. Rada Etyki Mediów stale zaskakujeopinię publiczną swoimi kuriozalnymi często oświadczeniami. Szczególniechętnie krytykuje ona media katolickie, poszukując w ich artykułach iaudycjach śladów antysemityzmu, omija natomiast gwiazdy medialne,pozwalające sobie na stronniczość i łamanie zasad Karty Etycznej Mediów.Omijała w poprzednich latach problem ordynarnych napaści w mediach,również publicznych, na poprzedniego prezydenta Lecha Kaczyńskiego,wypadki profanowania symboli państwowych i katolickich. Nie podjęłanigdy problemu wykluczania z debaty publicznej opinii całych środowisk. Wjej skład zwykle nie wchodzi niemal nikt ze środowisk prasykatolickiej, bo wiele osób wystąpiło ze składu Rady w poprzednichkadencjach w proteście przeciwko pomijaniu ich opinii. 2011 rok przyniósł nasilenie zagrożeń. Ograniczymy się do niektórych przykładów. Zimą2011, po uprzedniej nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, nowewładze Telewizji Polskiej i Polskiego Radia dokonały kolejnych posierpniu 2010 roku masowych zwolnień z pracy dziennikarzy niezależnych iopozycyjnych i ich współpracowników za tzw. pisowskie poglądy (PiS tonajwiększa partia opozycyjna w Polsce). „Pisowskie” to znaczy spozamainstreamu rządowo-medialnego. Z ramówki zniknęły ostatnie audycjeprezentujące poglądy bliskie wyborcom partii opozycji niekomunistycznej ipubliczności o wrażliwości niepodległościowej i konserwatywnej.Jednocześnie spadła dramatycznie oglądalność programów informacyjnych wmediach publicznych prowadzonych wcześniej przez tych dziennikarzy.Wzbudziło to liczne protesty i zaniepokojenie części opinii publicznej,pozbawionej istotnego elementu debaty. Krajowa Rada Radiofonii iTelewizji swoimi decyzjami hamuje rozwój społecznych mediówreligijnych. Wiosną 2011 odmówiła ona katolickiej TV Trwam miejsca naprzyszłym multipleksie cyfrowym. Oznacza to w przyszłości, w 2015 roku,po przełączeniu całej emisji telewizyjnej w Polsce na multipleksy,pozbawienie widzów płacących podatki dostępu do jedynej ogólnopolskiejtelewizji religijnej. Stacja ta reprezentuje ważną część opiniipublicznej o wrażliwości katolickiej w Polsce, kraju, gdzie 95 proc.ludności określa się jako katolicy. Szykanowana od początku swegoistnienia, może teraz całkowicie zniknąć; wbrew przepisom, telewizji tejwładze państwa odmówiły należnej dotacji unijnej na wydobywanie wódgeotermalnych, co miało być jej źródłem utrzymania.Ograniczasię prawo publicznego obchodzenia żałoby po katastrofie smoleńskiej.Nowy prezydent pozwolił usunąć sprzed swego pałacu krzyż, tymczasowoupamiętniający ofiary katastrofy, czym rozpoczął proces spychania namargines ludzi, którzy zgodnie z konstytucją RP chcieli nadal obchodzićżałobę i limitowania prawa do publicznego wyrażania uczuć. W tym czasiepolicja i straż osłaniali prowokatorów, bezczeszczących symbolereligijne, chronione konstytucją; zdarzały się wypadki odmowyinterwencji przez policję, gdy agresywne grupy atakowały fizycznieobecne na uroczystościach starsze kobiety. Urzędnicy pani prezydentmiasta Warszawy z kolei nie zgodzili się na postawienie w tym miejscupomnika. Od ponad roku podczas comiesięcznych manifestacji pamięci ofiarkatastrofy smoleńskiej, awanturujących się, hałaśliwych przeciwnikówtych manifestacji i ich równoległe do uroczystości imprezy muzyczneochraniają siły policyjne, obojętne na napaści na uczestników MarszówPamięci. Wiosną 2011 przeprowadzono szeroką akcję, ograniczającąprawo swobodnego wyrażania poglądów stowarzyszeniom kibiców sportowych isamym kibicom, również poza stadionami i meczami. Służby miejskie ipolicja aresztowały i karały ich grzywnami za krytykującą rząd treśćtransparentów. Rząd próbował ograniczyć kibicom prawo podróżowania namecze w zorganizowanych grupach, w obawie, że będą demonstrowaćprzeciwko władzom państwowym. W Świdniku doszło do zranienia przezpolicję gumowymi kulami spokojnie wysiadających z pociągu osób udającychsię na mecz i do pobicia wielu z nich. W maju 2011 rokufunkcjonariusze służb specjalnych uzbrojeni w broń ostrą wkroczyli domieszkania internauty, studenta, który prowadził satyryczną stronęinternetową na temat prezydenta, i zarekwirowali mu komputer.Wiosną2011 roku organy ścigania ukarały więzieniem ucznia za wypisanie napłocie wulgarnego hasła antyrządowego. Straż miejska odwiozła doszpitala psychiatrycznego kilku członków patriotycznych manifestacjiulicznych związanych z katastrofą smoleńską. Na parę tygodni dowięzienia trafił w kwietniu 2011 filmowiec z Gdańska. Filmował on kilkalat wcześniej protest grupy młodzieży; zatrzymany wtedy z demonstrantamii skazany na sprzątanie miasta, odmówił teraz wykonania wyroku, za cozostał brutalnie zatrzymany przez policję. Latem 2011 rokupolski minister spraw zagranicznych nagłośnił w mediach słowa krytycznewobec rządu, wypowiedziane na niewielkiej konferencji w Brukseli przezks. Tadeusza Rydzyka, szefa katolickiego Radia Maryja i Telewizji Trwam.Następnie wysłał do Stolicy Apostolskiej notę ze skargą na księdza.Minister wyjaśniał w mediach, że ponieważ chce ograniczyć wystąpienianieposłusznego księdza, musiał zwrócić się do jego „zwierzchników” oukaranie go. Telewizja publiczna zatrudniła znanego satanistę iskandalistę, nie reagując na masowe protesty podatników i wieluorganizacji społecznych – środowisk, zbulwersowanych lekceważeniemustaw, chroniących wartości chrześcijańskie w mediach. Po tychwszystkich działaniach narasta w Polsce wyrażane publicznie i popartelicznymi faktami przekonanie, że wolność słowa i inne prawa obywatelskiesą zagrożone. Nie ulega bowiem wątpliwości, że za krytykowanierządzących spotykają obywateli rozmaite represje. Ponadto państwopodejmuje liczne kroki powoli ograniczające swobodę wypowiedzi zarównoprywatnych obywateli, jak i przedstawicieli wszystkich opcjipolitycznych i światopoglądowych.Ograniczanie wolności słowa maniepokojący wymiar polityczny, w pewien sposób zawiesza ono prawoobywateli do informacji jako podstawy wolnych wyborów politycznych. Głosopinii publicznej to sztucznie stworzona makieta złożona z tematów,promowanych przez mainstreamowe media i ich elity, które rozdająchwalące lub wykluczające cenzurki poszczególnym politykom i środowiskomspołecznym, naznaczając je negatywnie.Wysepki wolności słowato obok mediów wyznaniowych i środowiskowych ogólnopolskie medianiszowe. Media niszowe nie korzystały z pieniędzy, odziedziczonych ześrodowisk komunistycznych lub otrzymanych z przyczyn zasłughistorycznych, były budowane od początku. Finansowały je prywatne osoby,które nie dały się zastraszyć np. odebraniem zdolności kredytowej, zaśwłaściciele i dziennikarze mediów mainstreamowych często przykładali siędo ich zmarginalizowania. Trzeba było lat, żeby publikacje „GazetyPolskiej”, „Nowego Państwa”, „Arcanów” czy „Naszego Dziennika”, znalazłysię przeglądach prasy w radiu i telewizji publicznej. Wiedziało o nichmniej osób, miały więc mniejszą sprzedaż. Ich dziennikarzy latami rzadkolub wcale nie zapraszano do mediów publicznych, mieli więc mniejszywpływ na opinię publiczną. Były biedniejsze i miały mniej pieniędzy naakcje, nagrody i promocję. W wyniku tego ich dziennikarze byli gorzejopłacani i mieli mniejsze środki na zdobywanie dobrych materiałów. Ztrudem zdobywały reklamy u prywatnych przedsiębiorców, obawiających sięutrudnień, jeżeli będą popierać niepopularne w sferach rządzącychpoglądy. Dziś nowo powstającym mediom niszowym odmawia się emitowanianawet płatnych reklam, wolno sądzić, że zarówno z przyczyn konkurencjibiznesowej, jak i z obawy, by nie narażać się rządzącym. Odwielu lat obserwuje się „wypychanie” mediów katolickich poza mainstreammedialny – media te mają żyć we własnym getcie, stały się światemosobnym. Często pomija się nakłady tej prasy w statystykach,dziennikarze niemal nie otrzymują nagród w konkursach ogólnopolskich niez braku fachowości, a o osiągnięciach pisze się z przekąsem. Za to ichuchybienia są rozdmuchiwane przez rządzących i wspierające ich media lubinstytucje pozarządowe do ogromnych rozmiarów. Religijne Radio Maryja iTelewizja Trwam są ze strony konkurentów, a nawet posłów przedmiotempermanentnych uszczypliwości i żądań, by ograniczyć ich warunkinadawania.Sytuacji nie ratuje, lub ratuje ją tylko w pewnejmierze internet. Portale często są w obiegu medialnym określane jako„pisowskie”, ponieważ dominują na nich poglądy i sympatieniepodległościowe, konserwatywne lub z kręgu opozycji. Autorzy wyznająceinne poglądy niż mainstream medialny nie są gdzie indziej dopuszczanido głosu, tutaj znajdując względną swobodę prezentowania swoich opinii. Właścicieleportali w imię ochrony obyczajności ograniczają swobodę wypowiedzi,np.tematykę wpisów, a nawet zrywają umowy z blogerami, nawet gdy ciprzestrzegają regulaminów. Regulaminy zresztą nierzadko nie liczą się zobowiązującym ustawodawstwem dotyczącym wolności słowa. Co więcej,właściciele portali czują się zmuszeni blokować wpisy, jeżeli np.kandydat do parlamentu zagrozi im sprawą sądową za zniesławienie; w tensposób opinia publiczna nie ma szans zdobyć ważnych informacji np. wkampanii wyborczej. Rząd polski ze swej strony ciągle zapowiada różneograniczenia i obostrzenia w internecie, próbował niedawno wprowadzićprzepisy pozwalające na blokowanie stron internetowych; ustąpił poostrych protestach organizacji pozarządowych, zarzucających powrót docenzury prewencyjnej. Ciekawe jest zjawisko, na które zwracająużytkownicy wyszukiwarek internetowych. Po wpisaniu hasła, np. nazwiskapolityka partii opozycyjnej, na pierwszych miejscach w wyszukiwarcepokazują się inwektywy na temat polityka. Nie dotyczy to polityków uwładzy. Rozczarowanie budzą pracujący w Polsce korespondenciprasy zagranicznej krajów zachodnioeuropejskich. Trudno liczyć na ichwsparcie. Uważani powszechnie za znawców zasad demokracji i wzórrzetelnego dziennikarstwa informacyjnego, rzadko alarmują zachodniąopinię publiczną o zachodzących w Polsce ograniczeniach wolności debaty.W jednej z audycji radiowych opowiedzieli oni o swoich spotkaniachkilka razy w tygodniu, na których ustalają wspólnie, co jest ważne iuzgadniają plany zajmowania się różnymi tematami. Poloniazagraniczna pomaga w zachowaniu obywatelskiego prawa do wolności słowa.Przykładem jest tu mi.in. mec. Stefan Hambura z Niemiec, reprezentującyinteresy oskarżanych i pomawianych, którzy odwołują się do sądóweuropejskich.Ciekawym, choć obejmującym niewielką liczbę osóbzjawiskiem stał się w Warszawie, a potem w innych miastach tzw. BiałyNamiot Stowarzyszenia Solidarni 2010, prowadzony przez Ewę Stankiewicz,reżyserkę potępianych oficjalnie filmów o reakcjach społecznych nakatastrofę smoleńską. Wobec eliminowania możliwości publicznej krytykiwładzy, namiot stał się strefą wolnego słowa, spełnia on funkcje „słupaogłoszeniowego” i kolportażu ulotek. Odbywają się tu wykłady osób, któretrudno spotkać w głównych mediach, a jeżeli, to rzadko i na krótko.Jest on jednak stałym celem prześladowań ze strony straży miejskiej.

Poniższy„Raport” przedstawia środowiska i osoby, które przyczyniają się doograniczenia wolności słowa i skarlenia polskiej opinii publicznej.Jeżeli chodzi o media, ogranicza się do mediów ogólnopolskich centralnych. We wstępie omówiliśmy rozmaite zjawiska i rażące incydenty,w dalszej części podajemy rozwinięte przykłady patologii. Pomijamyjednak analizę aktualnej kampanii wyborczej, z jej patologiami przyzbieraniu podpisów na kandydatów itp., co wymaga osobnego opracowania.Opisane sprawy nie wyczerpują tematu, który oznacza nielegalnewykluczenie, umownie licząc, połowy społeczeństwa z prawdziwej,swobodnej debaty publicznej. Źródłem informacji przedstawianych wtym Raporcie zjawisk jest powszechnie dostępna prasa i portaleinformacyjne, a także strony internetowe instytucji rządowych iorganizacji pozarządowych; inne źródła zawarto w przypisach. Regulacje i przepisy prawneKonstytucja polska stanowi:„Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Par. 1. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane.” (art. 54). Rzadkocytowany art. 37 par.1 mówi: „Kto znajduje się pod władząRzeczypospolitej Polskiej, korzysta z wolności i praw zapewnionych wKonstytucji.”Ponadto wart wymienienia jest art. 53 Konstytucji RP: „1. Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii. 2.Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religiiwedług własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi,publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu,modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Wolnośćreligii obejmuje także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu wzależności od potrzeb ludzi wierzących oraz prawo osób do korzystania zpomocy religijnej tam, gdzie się znajdują.” Wprowadza się też możliwość ustawowego ograniczenia swobody wypowiedzi:„Ograniczeniaw zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą byćustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne wdemokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządkupublicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralnościpublicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogąnaruszać istoty wolności i praw.” (art.31 p.3).Konstytucja określa też warunki ograniczenia swobody uzewnętrzniania religii: „5.Wolność uzewnętrzniania religii może być ograniczona jedynie w drodzeustawy i tylko wtedy, gdy jest to konieczne do ochrony bezpieczeństwapaństwa, porządku publicznego, zdrowia, moralności lub wolności i prawinnych osób.” (art. 53 pkt. 5). W orzecznictwie EuropejskiegoTrybunału Praw Człowieka w Strasburgu podkreśla się, że prawo doswobodnej wypowiedzi dotyczy wszystkich obywateli, a w szczególny sposóbtych, których poglądy nie są w danym momencie dominujące, zaśkrytykowanie władz publicznych jest podstawowym sposobem sprawowania nadnimi kontroli poza okresem wyborów. Orzecznictwo Trybunału jestniewątpliwie trudne dla osób publicznych, od których wymaga się więcej iktórym daje się mniej ochrony prawnej niż zwykłym obywatelom, abyswoboda krytykowania mogła być pełna. Trybunał uważa, że im wyższapozycja osoby „obrażanej”, tym mniej jest ona chroniona w debaciepublicznej. Sąd zgodnie z art. 755 kodeksu postępowaniacywilnego może zabezpieczyć powództwo, wstrzymując emisję lub publikacjęrównież na czas nieokreślony w sprawach o ochronę dóbr osobistych,która to procedura umożliwia tym samym stosowanie formy cenzuryprewencyjnej. Co prawda § 2. tego przepisu głosi, że „W sprawachprzeciwko środkom społecznego przekazu o ochronę dóbr osobistych, sądodmówi udzielenia zabezpieczenia polegającego na zakazie publikacji,jeżeli zabezpieczeniu sprzeciwia się ważny interes publiczny.”, jednakżesądy nie zawsze rozumieją, że czas publikacji może być doniosłymczynnikiem zarówno dla autora jak i dla opinii publicznej. Prawoobywatela do rzetelnej informacji ujęte jest m.in. w ustawie oradiofonii i telewizji. Obowiązek podawania bezstronnej, wyczerpującej irzetelnej informacji dotyczy zarówno mediów publicznych, jak iprywatnych, które obowiązuje koncesja. Prawo prasoweobowiązujące w Polsce pochodzi z 1984 roku, czyli z pierwszych latszeroko rozumianego stanu wojennego w PRL (ustawa Prawo Prasowe z dnia26 stycznia 1984 r.). Gwarantuje ono szeroki dostęp do informacji,regulując jednocześnie stosunki w redakcjach i stosunki międzydziennikarzami, informatorami ze strony władz państwowych (w czasach PRLwszystko, łącznie ze szkolnictwem i przedsiębiorstwami należało dopaństwa) a czytelnikami. Zawiera ono kilka przepisów karnych, napodstawie których sądy orzekają wyroki, choć po 1989 roku większośćspraw jest umarzana, kończy się ugodą lub przeprosinami. W przepisachPrawa Prasowego w art. 14 zobowiązuje się dziennikarza do autoryzowaniawywiadu prasowego z rozmówcą; tego rodzaju prawo jest niezgodne zuregulowaniami w Unii Europejskiej. Wolność słowa ograniczonajest także w Polsce przepisami kodeksu cywilnego i przepisami karnymi,te drugie są krytykowane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Dziennikarzpowinien zachowywać tajemnicę co do źródła uzyskanych informacji.Stanowi o tym art. 15 ust. 2. ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawoprasowe: „Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy 1) danychumożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu doredakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osóbudzielających informacji opublikowanych albo przekazanych doopublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższychdanych, 2) wszelkich informacji, których ujawnienie mogłoby naruszaćchronione prawem interesy osób trzecich.Przepisy karneArt. 135 kodeksu karnego:„§1. Kto dopuszcza się czynnej napaści na Prezydenta RzeczypospolitejPolskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.§ 2. Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”Jeżelichodzi o przepisy karne, ich stosowanie jest ograniczone już w samymkodeksie, jednakże sądy wielokrotnie skazywały dziennikarzy i naukowców zart. 212, mimo, że podnosili oni prawdziwe zarzuty w interesiespołecznym, czyli zgodnie z art. 213 nie popełnili przestępstwa. „Art.212. § 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawnąlub jednostkę organizacyjną nie mającą osobowości prawnej o takiepostępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznejlub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodulub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albopozbawienia wolności do roku.Art. 213. § 1. Nie ma przestępstwa określonego w art. 212 § 1, jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy.§2. Nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub 2, ktopublicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut służący obroniespołecznie uzasadnionego interesu.Art. 214. Brak przestępstwawynikający z przyczyn określonych w art. 213 nie wyłączaodpowiedzialności sprawcy za zniewagę ze względu na formę podniesienialub rozgłoszenia zarzutu.Art. 216. § 1. Kto znieważa inną osobę wjej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub wzamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karzeograniczenia wolności. § 2. Kto znieważa inną osobę za pomocąśrodków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczeniawolności albo pozbawienia wolności do roku.”Prawo europejskie wymaga zlikwidowania przepisów karnych z zakresu wolności słowa.Władze państwowe i posłowie wobec wolności słowaRządpolski, a także posłowie funkcyjni w parlamencie podejmują działania,prowadzące do ograniczenia wolności słowa i wypowiadania się opozycji.Wyjątkowo widoczne to było podczas niektórych posiedzeń Sejmu i komisjiparlamentarnych. Marszałkowie z koalicji zwykle ograniczali wypowiedzilub czas zadawania pytań przez parlamentarzystów z opozycji do jednejminuty, świadomi, że opcja rządząca dostanie dodatkowy czas podczaswypowiedzi członków rządu. Zdarzało się wyłączanie mikrofonuprzemawiającym posłom opozycji, np. jeżeli prowadzący obrady marszałekuznał, że wypowiedź ma inny charakter, niż dopuścił do prezentacji. Szczególnierażące było postępowanie przewodniczących nadzwyczajnych komisjisejmowych, zwykle z rządzącej PO. Przewodniczący obrażali posłówopozycji, przerywali im, nie poddawali ich wniosków pod głosowanie.Poseł Andrzej Czuma (PO) uchylał pytania posłanki PiS zanim zdążyła jezadać, twierdząc, że powinna prowadzić konfrontację a zadaje pytania. Zdarzały się przykre uwagi na temat powierzchowności, ubioru i tuszyposłów. Ukoronowaniem tych praktyk było przegłosowanie końcowych tezraportu jednej z komisji przez posła Mirosława Sekułę (PO) podnieobecność wszystkich pozostałych członków komisji, ponieważ niezapowiedział, że odbędzie się takie głosowanie. Tezy przewodniczącegonaturalnie przeszły. Pierwszy proces sądowy w kampaniiwyborczej jesieni 2011 wygrała rządząca PO. Sąd Okręgowy w Warszawieorzekł, że opozycyjny PiS musi sprostować krytyczne opinie swoichpolityków na temat kampanii informacyjnej PO i haseł umieszczonych wbroszurze wyborczej tej partii, a sprostowania umieścić w prywatnejstacji telewizyjnej.

Kolejny proces przegrał lider opozycjiJarosław Kaczyński z powództwa koalicyjnej partii PSL. Kaczyński wyraziłsię o głosowaniu posłów PSL nad ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii,że część z nich głosowała za tym, by „miękkie” narkotyki były dostępne.Okazało się, że posłowie PSL poczuli się tym stwierdzeniem urażeni,zażądali sprostowania, a sąd potraktował sprawę literalnie – ustawa wogóle nie dotyczyła dostępności narkotyków, tylko przeciwdziałanianarkomanii, a więc Kaczyński powinien sprostować swoją opinię. Sąd niezauważył, że wprowadzone formy przeciwdziałania ułatwiają dostępnośćnarkotyków, i w ciągu 24 godzin od powództwa zasądził od lidera opozycjikosztowne sprostowanie w TVP Info i wpłatę 10 tysięcy złotych na celespołeczne. Próby ograniczenia statusu Radia MaryjaPosełJan Filip Libicki (PO) w kwietniu 2011 zarzucił Radiu Maryjaniewypełnianie „pierwotnej misji” nadawcy społecznego. Uczestniczył też wpracach nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji,zobowiązującym nadawców społecznych (jak Radio Maryja) do prezentowania wprogramach politycznych opinii wszystkichuczestników życiapolitycznego; uchybienia zagrożone byłyby odebraniem preferencyjnychwarunków nadawania a nawet koncesji radiowej. Te projekty przyjętezostały przez środowiska katolickie jako zapowiedź ograniczenia wolnościsłowa w mediach. W czerwcu 2011 poseł Libicki wsparł ministraspraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, krytykującego wystąpienie ks.Tadeusza Rydzyka w Brukseli. Libicki wystosował list do arcybiskupaJoăo Bráz de Aviz, prefekta watykańskiej Kongregacji ds. InstytutówŻycia Konsekrowanego w Rzymie. Zacytował w nim wypowiedzi ks. Rydzyka iskomentował je następująco: „(...) Wszystkie one spowodowały gorącą igorszącą dyskusję wśród wielu Polaków przed zbliżającą się polskąprezydencją w Unii Europejskiej i wyborami parlamentarnymi. Dlaniezorientowanego, zewnętrznego obserwatora są one też uderzeniem wmiędzynarodowy wizerunek mojego państwa. Jestem najgłębiej przekonany,że nie jest rzeczą dobrą aby działalność kontrowersyjnego zakonnikastawała się głównym punktem politycznej dyskusji w Polsce.” Libickizasugerował w liście do arcybiskupa, aby Rydzyk zajął się innymitematami.Projekty Libickiego od czasu do czasu znajdowałypoparcie w wystąpieniach publicznych członków PO. Poseł PO JarosławGowin bronił jednak swobody nadawcy: „Jestem też zwolennikiem wolnościpolegającej na tym, że dyskutuję z tym kogo mam ochotę zaprosić dorozmowy i uważam, że takie prawo powinno mieć również Radio Maryja”.Władza języka gróźb i obelg Rząd,parlamentarzyści i inne osoby sprawujące władzę na szczeblu państwa„formatowały” umysły obywateli a nawet inicjowały zmiany kultury życiacodziennego, formułując drastyczne zapowiedzi w różnych dziedzinachżycia (np. „kastracja pedofili”, którą zapowiadał premier rządu DonaldTusk czy ograniczenie swobody wypowiedzi internetu). W końcu wycofywałysię z nich, jednakże zapowiedzi te i opinie funkcjonowały dłuższy czas,przyzwyczajając społeczeństwo do języka nigdy przedtem niespotykanego wżyciu publicznym. Drastyczny język w mediach autorytetem władzyprzyczyniał się do niszczenia wrażliwości i odruchów wstydu.Zapowiadanorozwiązanie partii opozycyjnej jako „antysystemowej” itp. Wobecpolityków a nawet wyborców opozycji używano słów powszechnie uważanychza obelżywe, sięgając także do ich wyglądu lub trybu życia. Ministerspraw zagranicznych zapowiedział wobec opozycji „dorżnięcie watah”. Natemat urzędującego prezydenta urządził publiczny show, na którymskandował: „były prezydent Lech Kaczyński” na dwa miesiące przed jegośmiercią w katastrofie lotniczej; wtedy też wypowiedział opinię, żeprezydent „może być niski, ale nie może być mały”. Inny ministerżądał szacunku dla władzy, jednocześnie krytykując publicznie osoby,wypowiadające niemiłe dla niego poglądy, np.: „już mi zbrzydło uważaćbydło za nie bydło”, „dewianci”, żądał ich „leczenia psychiatrycznego”,wypominał liderowi opozycji, że nie ma dzieci. Wiceszef klubuparlamentarnego rządzącej partii urządzał stałe błazeńskie występy wtelewizji, obrzucając urzędującego prezydenta inwektywami, np. „Uważamprezydenta Kaczyńskiego za chama” itp., życzył mu śmierci i pokatastrofie wyrażał żal, że jego brat nie zginął razem z nim. W efekcienastępowała dehumanizacja zarówno polityków, jak i wyborców opozycji. Szefmłodzieżówki partii PO Dariusz Dolczewski nazwał na Facebooku grupęmłodych kandydatek opozycyjnych „suczkami z PiS”; po protestachprzeprosił, powołując się na to, że wpisu dokonała inna osoba. *Naskutek podobnych zachowań władzy, kreujących wzorce postaw obywateli,nastąpiło przesunięcie granicy dopuszczalności wyrażeń i zachowańpublicznych. Władzy ustawodawczej i wykonawczej sekundowały sądy,wydając sprzeczne wyroki, np. w sprawach o zniesławienie, zależnie odtego, kto był zniesławiony. Np. sąd wydał wyrok, że nazwanieurzędującego prezydenta Kaczyńskiego „chamem” przez wiceszefa KlubuParlamentarnego rządzącej PO nie jest przestępstwem. W parę lat późniejTrybunał Konstytucyjny orzekł, że wyśmiewanie urzędującego prezydentaBronisława Komorowskiego na stronie internetowej jest przestępstwem izasługuje na karę do 3 lat więzienia.Wypowiedzi premiera i rządu na temat mediów i wolności słowaWypowiedzinowego premiera po wyborach jesienią 2007 roku, zniechęcały doobowiązku wnoszenia opłat abonamentowych za media publiczne (cztery razyw grudniu 2007 i styczniu 2008); od tej chwili odnotowano gwałtownyspadek wpływów abonamentowych i wkrótce potem kryzys finansowy w mediachpublicznych.W 2009 roku premier rządu wyraził się negatywnie otreści jednej z prac magisterskich, biografii Lecha Wałęsy, izapowiedział w związku z nią kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wwyniku tej wypowiedzi młody naukowiec stracił zatrudnienie w IPN, gdziewykonywał podrzędne prace techniczne.W marcu 2010 premier Tuskkrytykując opozycję zapowiedział, że „wyginiecie jak dinozaury”. Trzytygodnie później doszło do katastrofy samolotu z prezydentem i posłamipartii opozycyjnej na pokładzie, co przydało tym słowom nowego, groźnegotonu. Zainteresowanie publiczne wiosną 2011 roku wywołała sprawanoty dyplomatycznej skierowanej przez Radosława Sikorskiego, ministraspraw zagranicznych, do Watykanu. Zwrócił się on do Kościoła jako do„zwierzchnika” ks. Tadeusza Rydzyka, twórcy katolickiego Radia Maryja iTelewizji Trwam. Rydzyk krytycznie wypowiedział się w Brukseli na tematpominięcia przez agendę rządową wniosku jego fundacji o dotację unijnąna wydobycie wód geotermalnych. „Kto jest zwierzchnikiem Rydzyka, jeżelinie rząd Polski, to na pewno Watykan? – pytał retorycznie min. Sikorskiw programie „Kropka nad i” w telewizji TVN24 (cytat z pamięci – TB),poszukując instancji, która może Rydzykowi zamknąć usta. Dlaprzedstawiciela rządu było oczywiste, że należy obywatelowi ograniczyćswobodę krytykowania rządu a nawet opisywania sytuacji w państwie. Wojna rządu z kibicami Wiosną2011 roku, na rok przed rozpoczęciem mistrzostw piłki nożnej Euro 2012rząd polski rozpoczął wojnę z kibicami meczów sportowych. Wojna ta niedotyczyła zabezpieczenia przed chuligaństwem i agresją na stadionach,ale treści wywieszanych tam transparentów i wznoszonych okrzyków. Niepodjęto współpracy z licznymi stowarzyszeniami kibiców,zainteresowanymi w utrzymaniu porządku i bezpieczeństwa na stadionach.Rząd potraktował jako pretekst incydent chuligański na meczu wBydgoszczy i rozpoczął ściganie kibiców przez policję, straż miejską igrupy antyterrorystyczne za treść okrzyków, transparentów i tzw. oprawstadionowych, czyli artystycznego wyrazu zbiorowych emocji.Stowarzyszenia i inne wspólnoty kibiców, które współpracują z klubami iwłaścicielami stadionów na rzecz ochrony przed chuligaństwem, toorganizacje prężne i świadome praw obywatelskich. Uważają one mecze wPolsce za wyjątkowo bezpieczne na tle krajów zachodniej Europy, np. Wlk.Brytanii, co potwierdzają statystyki. Kibice manifestują częstopodczas meczów swój patriotyzm, poświęcając oprawy stadionowe ważnymrocznicom lub pamięci prześladowanych i manifestują swe poglądypolityczne, co znajduje wyraz w hasłach antyrządowych wywieszanych natrybunach. Wiosną 2011 roku władze zamknęły kilka ważnych stadionów(m.in. stadion w Bydgoszczy, Legii w Warszawie, Śląska Wrocław, WidzewaŁódź, Zagłębia Lubin); mecze odbywały się bez widzów. Prędko wyszło najaw, że nie chodzi o popierane przez opinię publiczną zdyscyplinowanie ikaranie chuliganów, ale o ostre, jak się okazało, prześladowaniaspokojnych kibiców za hasła antyrządowe i antyprezydenckie. Władzepodjęły próbę kontroli sprzedaży biletów na mecze zorganizowanym grupomkibiców, ograniczając ich prawa konstytucyjne do korzystania z dobranarodowego, jakim są masowe imprezy sportowe. Za transparentyantyrządowe kibiców karano aresztami i grzywnami w wysokości 500 zł(Bydgoszcz), co dla wielu z nich stanowi jedną czwartą miesięcznychuposażeń. Grzywny wymierzano za obraźliwe napisy np. „Tusku matole”. WŚwidniku grupę wysiadających z pociągu kibiców zaatakowałantyterrorystyczny oddział policji; ostrzelano ich, używając gazówłzawiących i gumowych kul, wbrew prawu i procedurom z bezpośredniejbliskości, co spowodowało ciężkie okaleczenia u kilku osób. Represje organów ściganiaAkcja Antykomor.plWobronie dobrego imienia prezydenta służby specjalne z AgencjiBezpieczeństwa Wewnętrznego na polecenie prokuratury w TomaszowieMazowieckim zamknęły 20 maja 2011 satyryczną stronę internetową RobertaFrycza. Zatytułował ją www.antykomor.pl i publikował tam satyryczneteksty i zdjęcia urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wdomu Frycza pojawiło się o szóstej rano siedmiu uzbrojonychfunkcjonariuszy, zastraszając młodego człowieka. Zarekwirowano mukomputer, nośniki pamięci itp. i przeszukano dom. Zaalarmowana HelsińskaFundacja Praw Człowieka uznała akcję ABW za próbę zastraszenia blogera ikolejne działanie rządu na rzecz ograniczenia krytyki władzy.Prokuratura w lipcu 2011 post factum zatwierdziła decyzję o przeszukaniu mieszkania Frycza, powołując się na interes śledztwa. Sądy i wyroki za krytykowanie władzyGrzywny i rujnujące finansowo anonse w mediachWyrokisądowe za wyrażane w publicznym obiegu opinie i podawane prawdziweinformacje stają się postrachem wolnego słowa w Polsce. „Skazańcy” nietylko płacą odszkodowania, ale zmuszani są do wydawanianieproporcjonalnie wielkich kwot, nierzadko stanowiących dziesięcio- lubdwudziestokrotność ich uposażeń, na ogłaszanie przeprosin we wskazanychprzez sądy mediach, np. w prywatnych telewizjach, niezależnie odmiejsca, gdzie nastąpiła inkryminowana wypowiedź. Część obwinionych możeudowodnić, że zaskarżone informacje były prawdziwe. Dochodzi do łamaniaich sumienia, gdy przepraszają wbrew woli i faktom. Sądy, wPolsce zwykle powolne i trudno dostępne dla skrzywdzonych, wydają wyrokiz prywatnego oskarżenia za niewygodne opinie wyrażane zarówno wmediach, jak i w publikacjach naukowych. Wyroki te stają się narzędziemtemperowania i dyscyplinowania naukowców (Sławomir Cenckiewicz, prof.Andrzej Nowak, prof. Andrzej Zybertowicz, mgr Paweł Zyzak), działaczyspołecznych i polityków (Jacek Kurski, Zbigniew Wassermann),niezależnych dziennikarzy (m.in. spotkało to Jerzego Jachowicza, DorotęKanię, Jana Pińskiego, Wojciecha Sumlińskiego, KrzysztofaWyszkowskiego), a nawet poetów (Jarosław Marek Rymkiewicz). Wyroki majądotkliwy wymiar finansowy i składają się zwykle z dwóch elementów: dośćumiarkowanej grzywny, jednakże sięgającej kilkakrotności przeciętnejpłacy w Polsce, oraz z nakazu zamieszczenia przeprosin w mediach. A cenyogłoszenia np. w najlepszym czasie w dużej telewizji są wielokrotniewyższe od grzywny i mogą doprowadzić skazanego do ruiny finansowej. Sądyrozstrzygają w wyrokach spory ideowe. Sąd Apelacyjny w Katowicachskazał w marcu 2010 roku ks. Marka Gancarczyka i „Gościa Niedzielnego”na zapłatę 30 tysięcy i przeproszenie w druku Alicji Tysiąc zanaruszenie jej dóbr osobistych. Alicja Tysiąc pozwała Skarb Państwa oodszkodowanie za odmowę wykonania aborcji; jej dziecko w chwili procesumiało około 6 lat. W przypadku „Gościa Niedzielnego” po raz pierwszy wPolsce sąd skazał autora za użycie „języka nienawiści” (pojęcienieskodyfikowane kryminalnie); ponadto treści przytaczanych przez sądautor nie użył w stosunku do powódki. Autor tekstu, ks. Gancarczyk,wyraził opinię: „mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabićswoje dziecko, ale jej nie pozwolono". Określił jako „straszną” sytuacjęodszkodowań „za pozostawienie dziecka przy życiu” i porównał ją dopraktyk ludobójczych z okresu II wojny światowej. Całą serięprocesów wytoczono profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi. Proces MilanaSuboticia, którego prof. Zybertowicz określił na podstawie dokumentówjako pracownika służb specjalnych, ostatecznie skończył się ugodą, aleZybertowicz musiał wpłacić 10 tys. na cel społeczny. Sąd kasacjęZybertowicza odrzucił. Podobnie postąpił Trybunał w Strasburgu; jegoorzeczenie zostało wydane w trybie tzw. przedsądu, jednoosobowo, bezuzasadnienia, i nieodwołalnie (a więc niezgodnie z duchem prawa).ZMichnikiem, o którym wyrażał swoje krytyczne opinie, prof. Zybertowiczprzegrał dwa procesy. Zmuszony był wypłacić 10 tys. zł na ośrodek dlaniewidomych w Laskach oraz umieścić ogłoszenie w Rzeczypospolitej za 30tys. zł (patrz niżej Aneks z wykazem pozwów Adama Michnika i spółkiAgora SA).Sądy zakazują, pouczają i uchylają tajemnicę

Nadużywanymsposobem postępowania sądów jest wprowadzanie zakazu publikacji lubemisji zaskarżonych dzieł. Początek dał temu kilkanaście lat temu sąd,który zakazał emitowania ostrzegawczego filmu na temat firmy Amway.Obecnie sąd zakazuje rozpowszechniania książek, artykułów i programówtelewizyjnych. W 2008 roku sąd zakazał emisji programu w telewizjipublicznej w cyklu „Misja Specjalna” o powiązaniach ZygmuntaSolorza-Żaka ze służbami specjalnymi PRL. Interesujący wyroksądowy to sprawa felietonisty tygodnika „Wprost” Marka Króla. Zaskarżyłon pracodawcę, który usunął go z pracy po napisaniu felietonu, w którymKról wyśmiewał kilka prominentnych osób. Sąd, niekonsekwentnie,przysądził zwolnionemu z pracy niewielkie odszkodowanie, ale stwierdziłteż, że działał on na szkodę pracodawcy i przekroczył granicę wolnościsłowa; zdaniem sądu zamiast tonować atmosferę po katastrofiesmoleńskiej, felietonista jeszcze ją „podgrzewał”. Sąd podparł wyroknegatywną opinią Rady Etyki Mediów o tekście.Jesienią 2011roku, tuż przed wyborami, w wydziale XXIV cywilnym Sądu Okręgowego wWarszawie rozpoczął się proces, który Telewizji Polskiej SA iprofesorowi Piotrowi Kruszyńskiemu wytoczyła bohaterka programuinterwencyjnego „Celownik”. Jednym ze świadków była Anita Gargas, doniedawna szefowa redakcji publicystyki w TVP. Sąd przesłuchującdziennikarkę wypytywał ją o postępowanie prawnika, Piotra Kruszyńskiego,znanego karnisty. Kiedy odmówiła odpowiedzi, powołując się na tajemnicędziennikarską, sędzia ukarała ją grzywną w wysokości 500 zł. Tym samymsąd domagał się od Gargas złamania jednej z fundamentalnych zasaddziennikarstwa, czyli ochrony źródła, i ukarał ją za jej dochowanie. Procesy karnePodaneponiżej dane pokazują, jak trudno ocenić zakres stosowania przepisówkarnych w sprawach związanych z wolnością słowa. Dane są zbierane przezróżne instytucje i brak jednakowych kryteriów w określonym czasie. Wedługinformacji Fundacji Helsińskiej Polska zajmuje obecnie 32 miejsce wprowadzonym przez organizację „Reporterzy bez granic” rankingu krajówprzestrzegających wolności słowa. W Polsce na podstawie art. 212 skazanow latach 2002-2008 prawie tysiąc osób. Ok. 30 proc. z nich otrzymałokarę ograniczenia lub pozbawienia wolności. Wg danych StowarzyszeniaDziennikarzy Polskich w latach 2005-2006 sądy wydały 23 wyroki skazującedziennikarzy, a w 102 przypadkach umorzono postępowanie. Oto przykładowe procesy karne za wypowiedzi.Narozprawie z wiosny 2011 roku, na której TK orzekł zgodność zkonstytucją przepisu dopuszczającego karę do trzech lat więzienia zazniesławienie prezydenta RP, Prokuratura Generalna poinformowała, że od1997 r. prowadzono z tego przepisu 210 postępowań, 121 zakończyło sięodmową wszczęcia śledztwa. 63 sprawy umorzono, niektóre sprawy są wtoku, zaś do sądu trafiło na razie 11 aktów oskarżenia. Spośród 10 sprawzakończonych w sądach zapadły trzy wyroki skazujące, z czego jeden narok więzienia w zawieszeniu na cztery lata i dwa skazujące na grzywnę. Sądyreagowały sprzecznie na krytykę i obrazę ludzi władzy. W sprawiekonstytucyjności karania za znieważenie prezydenta z pytaniem prawnym doTK zwrócił się w styczniu 2009 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku. W ocenie tegosądu przepis stanowi zagrożenie dla wolności słowa i daje podstawę doingerencji państwa oraz organów ścigania w prawo do debaty politycznej.Wątpliwości sądu pojawiły się przy rozpatrywaniu zażalenia prezydentaLecha Kaczyńskiego na umorzenie śledztwa w sprawie znieważenia go przezLecha Wałęsę słowami: „Durnia mamy za prezydenta”. Prokuratura Okręgowa wWarszawie umorzyła śledztwo, uznając, że wypowiedź Wałęsy byłaemocjonalna, ale nie znieważająca i nie nosiła cech przestępstwa.Kancelaria Prezydenta RP złożyła zażalenie, uzasadniając je względamiformalnoprawnymi i błędami proceduralnymi. Stanowisko w tejsprawie zajęła także Fundacja Helsińska, która sporządziła tzw. opinięprzyjaciela sądu. W ocenie Fundacji sporny przepis nieproporcjonalnieogranicza wolność słowa, jest nieprecyzyjny, zbyt restrykcyjny i pozwalaprokuraturze na dowolne interpretacje.W związku z opisywanąwyżej akcją antykomor.pl, znowu na forum opinii publicznej stanęłasprawa karalności za obrażanie prezydenta. Trybunał Konstytucyjny napoczątku lipca 2011 uznał, że przepis Kodeksu Karnego – przewidującykarę do trzech lat więzienia za publiczne znieważenie prezydenta RP –jest zgodny z ustawą zasadniczą. „Doniosły charakter funkcjiprezydenckiej powoduje, że prezydentowi jest należny szczególny szacuneki cześć” - uzasadniał decyzję Trybunał, uzasadniając swą opinię, żechodzi jednocześnie o znieważenie samej Rzeczpospolitej. Niemaljednocześnie, wiosną 2011 roku, prokuratura umorzyła śledztwo w sprawieznieważenia Lecha Kaczyńskiego przez Janusza Palikota słowami „uważamprezydenta za chama". Sąd zgodził się z jej decyzją. Sąd i prokuraturapowołały na biegłego językoznawcę, który orzekł, że „wypowiedź posłaPalikota jest obraźliwa. Natomiast nie jest zniewagą. (...) Zniewagadokonuje uszczerbku na honorze tego, do kogo się ją kieruje. [Palikot]nie powiedział: „prezydent to cham", tylko: „uważam go za chama". Miałoto więc charakter sprawozdania Palikota z jego własnego sądu. Słowo„cham” oznacza tylko, że ktoś zachowuje się po chamsku. Czy mogę ocenićczyjeś postępowanie jako chamskie? Mogę, to go nie znieważa.” Latem2011 roku sąd z art. 212 k.k. skazał dziennikarkę Dorotę Kanię zazniesławienie b. funkcjonariusza b. Służby Bezpieczeństwa, płk. RyszardaBieszyńskiego określeniem, że pracował na rzecz tej instytucji. Sądzasądził przeproszenie esbeka w telewizji, co w przypadku ostatecznejprzegranej kosztowałoby Kanię ogromną sumę pieniędzy. Obecnie wStrasburgu jest jej skarga na państwo polskie za niesprawiedliwy wyrok.SądRejonowy w Lipnie (kujawsko – pomorskie) skazał niespełna 19-letniegoJacka Balcerowskiego, ucznia technikum, na 10 miesięcy więzienia wzawieszeniu na 3 lata z artykułu 226 KK za wymalowanie antyrządowegoniecenzuralnego napisu „Pie...lę rząd” na murze szkoły w Dobrzyniu nadWisłą. Po apelacji karę zamieniono chłopcu na 20 godzin pracspołecznych. Porównanie obu wyroków wskazuje na brak jasnych kryteriów idowolność sądów przy wydawaniu wyroków. W uzasadnieniu była mowa oobrazie konstytucyjnego organu państwa. W artykule z 2 kwietnia2011 r. zatytułowanym „Moja mowa nienawiści” Karol Litwin – publicystagazetki kibiców Korony Kielce „Złocisto-Krwiści” napisał o premierzeTusku: „Ten zwyczajny ćwok i prostak, medialna dziwka i specjalista odPR, od którego mógłby uczyć się sam Joseph Goebbels maniakalnie wyżywałsię na polskich kibicach. Z jego ust lało się kłamstwo i fałsz wnajczystszej postaci. Jego słowa, połączone z działaniami różnorakichmediów, można nazwać <>”. Litwin skazany został przez sąd w Kielcach +na 8miesięcy ograniczenia wolności, polegającej na bezpłatnej pracy po 24godziny miesięcznie.W procesie karnym, który Joannie Najfeldwytoczyła Wanda Nowicka, działaczka jednej z organizacji kobiecych,Federacji Kobiet, propagująca różne formy antykoncepcji, za słowa „WandaNowicka jest na liście płac przemysłu aborcyjno-antykoncepcyjnego”, nażądanie powódki sąd utajnił przebieg procesu. Nawet dziennikarze śledczynie mają dostępu do akt sprawy. Joannie Najfeld, która wygrała sprawę,sąd zakazał podawania uzasadnienia wyroku ani omawiania publicznieokoliczności procesu.Toczy się proces karny, który b. premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu wytoczył b. szef MSWiA w jego rządzie, Janusz Kaczmarek.Zdrugiej strony sądy i organy ścigania wykazują nieudolność w sprawach oznieważenie symboli religijnych lub osób oddających się publiczniedozwolonym konstytucyjnie praktykom religijnym. Sprawy są umarzane zpowodu niewykrycia sprawców, nawet jeżeli uczestnicy manifestacjidostarczają zdjęcia czy filmy ze zdarzenia, a nawet nazwiska osóbznieważających.Sądy wobec informacji o Tajnych Współpracownikach (TW)Sądyograniczają debatę publiczną, zakazując podawania w mediachprawdziwych, opartych na badaniach naukowych informacji na tematwspółpracy z peerelowskimi służbami specjalnymi. Procesy te wytaczająteż osoby, które czują się pomówione i obrażone informacjami, żewspółpracowały z policją polityczną w PRL, również wtedy, gdy informacjena ten temat są prawdziwe, oparte na dokumentach i potwierdzone przezpaństwową placówkę naukową, np. Instytut Pamięci Narodowej. SądRejonowy w Gdańsku nakazał w 2008 roku Lechowi Wałęsie zapłatę 7,5 tys.zł na rzecz Krzysztofa Wyszkowskiego jako zadośćuczynienie za wyrządzonąkrzywdę za to, że Wałęsa nazwał go w jednym z wywiadów „małpą zbrzytwą”, „wariatem” i „chorym debilem”. Sędzia podkreślił, że niewymierzono kary Wałęsie, lecz jedynie kazano zapłacić zadośćuczynienieza naruszenie dóbr osobistych Wyszkowskiego. W innym procesieSąd Apelacyjny w Gdańsku wyrokiem z dnia 24 marca 2011 r. nakazałWyszkowskiemu opublikowanie w audycjach publicznej TVP i prywatnej TVNprzeprosin wobec Lecha Wałęsy za to, że w 2005 roku powiedział on:[Wałęsa] „współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa i pobierał za topieniądze". Według orzeczenia sądu Wyszkowski powinien stwierdzić, że„To oświadczenie stanowiło nieprawdę”, choć dokumenty znajdowały się wpublikacjach IPN. Koszt audycji wyniósłby ok. 55 tys. zł. I choć sąduzasadniał wyrok faktem, ze jego zdaniem Wyszkowski nie mógł znaćmateriałów obciążających Wałęsę opublikowanych po jego wypowiedzi,ukaranie go za prawdziwą wypowiedź jest określane przez prawników jako„przemoc sądowa”. Prof. Andrzej Zybertowicz miał proces zpowództwa Zygmunta Solorza-Żaka, właściciela telewizji Polsat, w związkuz wypowiedzią w „Misji Specjalnej” TVP1 na temat związków Solorza ztajnymi służbami PRL. Wyraził tam tezę, popartą dokumentami, że Solorzdziałał jako element środowiska służb specjalnych. Sąd wydał 7.09.2008zakaz wypowiadania tych tez. Zybertowicz w programie posłużył się pracąnaukową pt. Przemoc ‘układu’: O peerelowskich korzeniach siecibiznesowej Zygmunta Solorza.Policja i straż miejskao Zatrzymanie 9 kwietnia 2011 Filipa Rdesińskiego z „Gazety Polskiej”,uczestnika demonstracji przed ambasadą Rosji w Warszawie.Podemonstracji zatrzymano Rdesińskiego w tramwaju i odwieziono nakomisariat policji. Dziennikarze niezależni udali się dużą grupą nakomendę policji i zawiadomili o zdarzeniu senatora ZbigniewaRomaszewskiego, który po paru godzinach doprowadził do zwolnieniadziennikarza z aresztu. Sąd uznał, że nie było powodu zatrzymywaniadziennikarza, natomiast prokuratura, gdzie Rdesiński zaskarżył policję,uznała jej działania za legalne. oAresztowanie i ciężkiepobicie dziennikarza „Gazety Polskiej” Michała Stróżyka. Filmował onwydarzenia w tzw. Białym Namiocie na Krakowskim przedmieściu wWarszawie, demonstrował z grupą dziennikarzy i artystów przeciwkorządowi i sposobowi prowadzenia śledztwa smoleńskiego.o Limitowanie prawa do wolności zgromadzeń i publicznego wyrażaniawłasnych przekonań, widoczne ostatnio zwłaszcza w szykanowaniu EwyStankiewicz i innych uczestników akcji Białego Namiotu, domagających sięwyświetlenia prawdy o katastrofie smoleńskiej i ukarania winnychzaniedbań członków władz państwowych. oOdwiezienie doszpitala psychiatrycznego 82-letniego Jana Kossakowskiego,protestującego pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu przeciwko zerwaniuprzez pracownika Ministerstwa Kultury zdjęcia pary prezydenckiej, którazginęła w katastrofie smoleńskiej.oprześladowanie od latKlaudiusza Wesołka, filmowca, radnego i działacza opozycyjnego,skazanego w Sopocie w 2009 roku za filmowanie protestu organizacji„Naszość”.Otrzymał on nakaz sądowy wykonywania poniżających pracporządkowych i został aresztowany na 2 tygodnie w kwietniu 2011 roku,gdy odmówił ich wykonywania.oPobicia kibiców na dworcach i poza stadionami, strzelanie gumowymi kulami do ludzi z bliskiej odległości (Świdnik).Podpis.10 czerwca 2011. Straż miejska i policja w Warszawie ochraniająmłodzież koncertującą z przekroczeniem wszelkich norm głośności na ulicyprzed Pałacem Prezydenckim i Hotelem Europejskim wobec tłumów ludzi,oczekujących na rozpoczęcie Marszu Pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej.Media publiczne Zmonopolizowanie mediów publicznychUstawowomedia publiczne zobowiązane są do pluralizmu i do zapewnienia równegodostępu do anteny wszystkim opcjom politycznym i światopoglądowym. Wpraktyce z debaty niemal wykluczone są największe w Polsce środowiska –katolickie i opozycja prawicowo-konserwatywna. Muszą one tworzyć własnemedia, z natury rzeczy niszowe i ograniczone tematycznie. Jeżelichodzi o elektroniczne media publiczne, obowiązująca w Polsce od 1993roku ustawa o radiofonii i telewizji od początku była złymuregulowaniem, prowadzącym z czasem do dominacji jednej opcjipolitycznej. Próby poprawienia ustawy wprowadzały z czasem jeszczewiększy zamęt. Po niemal całkowitym zdominowaniu Krajowej RadyRadiofonii i Telewizji przez osoby, wywodzące się z kręgów SLD (opozycjapostkomunistyczna), po kompletnych czystkach w mediach publicznych orazpo przygotowaniach do sprzedaży niektórych anten, w 2006 roku, wkrótcepo powstaniu rządu Jarosława Kaczyńskiego, sejm uchwalił powołanienowego składu Rady. Zapoczątkowało to poważne zmiany w mediachpublicznych. Nowi prezesi, Bronisław Wildstein w Telewizji Polskiej iKrzysztof Czabański w Polskim Radiu, obaj wytrawni i doświadczenidziennikarze zmienili dyrektorów anten oraz dopuścili do antenydziennikarzy, reprezentujących wrażliwość konserwatywną, prawicową,katolicką i inne, praktycznie poza krótkimi okresami, niereprezentowaneod lat w tych mediach. Spotkało się to z ogromną krytyką i odporem zestrony ówczesnej opozycji, od 2007 roku ekipy rządzącej. Wzbudziło totakże opór większości prasy i zatrudnionych w mediach publicznychdziennikarzy, wspieranych przez kolegów z mediów prywatnych. Mediaprywatne powstały po 1989 roku na bazie ludzi reżimu komunistycznego. W2006 roku krytykowano zarówno pospieszny tryb jak i legalność powołaniaprzez Sejm nowej Krajowej Rady, oraz poszczególne osoby, któreuczestniczyły w prowadzeniu audycji. Opozycyjna wówczas PlatformaObywatelska opublikowała jesienią 2006 Raport o stanie mediów, poddająctotalnej krytyce wprowadzane od niespełna roku zmiany. W molochuorganizacyjnym, jakim jest Telewizja Polska, dotychczasowi pracownicyutrudniali wprowadzanie nowych audycji na antenę, opóźniali procesyzmian, dezinformowali swoich nowych zwierzchników. W Polskim Radiunajbardziej rzucała się w oczy wyższościowa postawa osób dotychczas tamzatrudnionych, z których krytyk i uwag wynikał wniosek, że są onejedynymi nosicielami „tożsamości” poszczególnych anten. Wg nich nowipracownicy nie byli i nie mogli być fachowi, choćby ukończyliodpowiednie szkoły, kursy i legitymowali się wieloletnią praktyką wmediach. To prawda, że ze względu na swe poglądy nowi dziennikarzewiedzę i doświadczenie zdobywali w trudnych i nieprzyjaznych warunkach,to jednak nie czyni ich osobami niekompetentnymi. Po dwóch i pół roku,wskutek nacisków rządzącej już wtedy PO, w końcu 2008 roku zawieszono,zwolniono lub skłoniono do odejścia z pracy prezesów mediów publicznych,dyrektorów anten i wielu dziennikarzy, gwarantujących zrównoważenieprzekazu. Cokolwiek sądzić o trybie wprowadzonych przez PiSzmian w mediach publicznych, jego celem i efektem zmian byłorozszerzenie spektrum poglądów prezentowanych w mediach publicznych.Mimo licznych zapowiedzi, nigdy nie podważono ich legalności, a programtelewizji i radia publicznego stał się w latach 2006-2008 roku bardziej,a nie mniej zróżnicowany niż przedtem. Było tak zarówno pod względemjakości i rzetelności informacji, pluralizmu politycznego wpublicystyce, jak i szerszego udostępniania widzom i słuchaczomproblematyki kulturalnej. Zapraszani komentatorzy omawiali bieżącesprawy z myślą o interesie społecznym, przedstawiali rozmaite punktywidzenia, a prowadzący dbali o rzetelność audycji informacyjnych. Latem2010, pod rządami Platformy Obywatelskiej Sejm kolejny raz znowelizowałustawę o radiofonii i telewizji, wprowadził zapisy, które umożliwiłynagłą zmianę dotychczasowych władz mediów publicznych na wszystkichszczeblach. W skład nowej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizjiweszło trzech przedstawicieli rządzącej koalicji (dwóch z PO i jeden zPSL) oraz dwóch przedstawicieli opozycji związanej z SLD(postkomunistycznej), przy czym dwie z tych osób powołał BronisławKomorowski –jedną jako ustępujący marszałek sejmu, drugą jako świeżopowołany prezydent RP. Skutek tych zabiegów był taki, że największapartia opozycyjna nie otrzymała przedstawiciela w Krajowej Radzie.Wkrótce też usunięto niemal wszystkie osoby o zbliżonych do tej opozycjipoglądach, zarówno w radach nadzorczych, jak i zarządach mediówpublicznych, zarówno na szczeblu krajowym, jak i regionalnym.WPolskiej Agencji Prasowej, spółce Skarbu Państwa, mianowany tam zaczasów rządów PiS prezes Piotr Skwieciński podał się do dymisji wpoczątku 2009 roku, na rok przed upływem kadencji, co spowodowałoobsadzenie również tego stanowiska przez rządzącą partię PO. Zmiany w Telewizji PolskiejZmianyw zarządach w krótkim czasie, bo już w styczniu 2011 doprowadziły dousunięcia z telewizji publicznej wszystkich dziennikarzy i programów,tzw. pisowskich. W mowa o osobach i programach odwołujących się dowrażliwości elektoratu głosującego na partie prawicowe iniepodległościowe, poruszających popularne, choć niewygodne dla partiirządzącej i środowisk postkomunistycznych tematy. Były to lustracja,odpowiedzialność postkomunistów, kryzys gospodarczy, miejsce kościoła iwiary w życiu publicznym, aborcja, eutanazja itp. Usunięto takichdziennikarzy jak Anita Gargas, szefowa publicystyki TVP 1, JacekKarnowski, szef „Wiadomości” TVP1, Paweł Nowacki, szef TVP1, publicyściJoanna Lichocka, Jan Pospieszalski a z nim Paweł Mielcarek i cała grupadziennikarzy i współpracowników technicznych, Tomasz Sakiewicz,Bronisław Wildstein i Rafał Ziemkiewicz. Niedługo potem, w czerwcu 2011zwolniono z telewizji Annę Pietraszek, reżyser dokumentalistkę związaną zruchem katolickim, wiele lat zajmującą się problematyką katolicką wTelewizji Polskiej, a w sierpniu Artura Bazaka, pod pretekstemuprawiania publicystyki poza telewizją; w istocie chodziło o uwagikrytyczne wobec sposobu komentowania śledztwa smoleńskiego przezzwiązanych z PO naukowców. Anna Pietraszek, dziennikarka i absolwentkaAkademii Obrony Narodowej, była jedną z komentatorek telewizyjnegostudia katyńskiego 10 kwietnia 2010, w chwili, gdy nastąpiła katastrofiesmoleńska. Po katastrofie udzieliła kilku wypowiedzi na temat znajomychosób, które zginęły w katastrofie. Trzy dni potem jej szef naposiedzeniu zarządu TVP zażądał dyscyplinarnego zwolnienia jej za to zpracy. Poddawano ją wcześniej latami dyskryminacji za wyznawaną wiarę,odmawiając pieniędzy na produkcję filmów, przetrzymując oceniane filmyitp., a także jawnie komentując np. „pani taka kościółkowa, co panijeszcze tu robi?“. W tym okresie szef zarządu publicznej TVP broniłprzed udokumentowaną krytyką i skargami audycji publicystycznych TomaszaLisa, skrajnie stronniczych, napastliwych wobec opozycji antyrządowej,podkreślając oficjalnie, że Lis jest rzetelnym i obiektywnymdziennikarzem. Wbrew wielu protestom obywatelskim zatrudnił jako jurora wkonkursie muzycznym piosenkarza, lidera satanistycznej grupy Behemoth,znanego z publicznego podarcia Biblii. Według posłów,interweniujących w tej sprawie u Rzecznika Praw Obywatelskich,dziennikarzy tych łączył konserwatywny system wartości i zachowaniekrytycyzmu wobec władzy publicznej, jednocześnie ich audycje stanowiłygwarancję zachowania równowagi i różnorodności w prezentowaniu poglądów.Środowiska katolickie stale dopominają się o zachowanie wmediach publicznych zgodności z wartościami, wyznawanymi przez 98 proc.Polaków, deklarujących się jako wierzący rozmaitych wyznań, przedewszystkim chrześcijańskich i o szersze reprezentowane tematykiinteresującej katolików (95 proc. Polaków określa siebie jakokatolików). Telewizja Polska np. ku wielkiemu rozczarowaniu Polaków nietransmitowała mszy papieskiej, odprawionej podczas wielkiego wydarzeniamiędzynarodowego, jakim były Światowe Dni Młodzieży w Madrycie wsierpniu 2011 roku. Telewizja publiczna ustawowo zobowiązana jest doemitowania takich audycji. Ustawa z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofoniii telewizji, rozdział 4. Publiczna radiofonia i telewizja głosi, że „2.Programy i inne usługi publicznej radiofonii i telewizji powinny: (...)6) respektować chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmującuniwersalne zasady etyki”. Ponadto obowiązująca Uchwała Zarządu TVP S.A.z czerwca 1994 r. „Misja Telewizji Polskiej S.A. jako nadawcypublicznego” postanawia: „Programy Telewizji Polskiej S.A. zmierzają dowzmocnienia poczucia tożsamości i wspólnoty narodowej”.Zmiany personalne w telewizji publicznej szybko przyniosły owoce. Wlipcu 2011, u progu kampanii wyborczej politycy partii rządzącejprezentowali się na wizji 26 godzin (bez członków rządu i prezydenta,również z PO), politycy największej partii opozycyjnej PiS 8 godzin; niespełnia to standardów ustawy o radiofonii i telewizji ani regulaminów irozporządzeń wewnątrz telewizyjnych, które wymagają równego traktowaniawszystkich podmiotów politycznych.Na początku września 2011Telewizja Polska odmówiła emisji zapłaconych spotów reklamowych gazety„Gazeta Polska Codziennie”, szef KRRiT odmówił komentowania tegowybryku. oto komentarz Wiktora Świetlika, dyrektora Centrum MonitoringuWolności Prasy):Telewizja publiczna jest ostatnią instytucjąmedialną, która mogłaby odmówić emisji reklamy innego medium. Jeżeli takpostępuje wobec jednego tytułu prasowego, to może powinna tak samo sięzachowywać wobec innych. Od biedy można sobie wyobrazić, że stacjeprywatne odmawiają emisji spotów reklamujących gazety, ale nie TVP. TVPnie powinna w tym wypadku oceniać pod względem politycznym reklam. Toniestety nie pierwszy wypadek, że media publiczne odmawiają z powodówpolitycznych emisji spotów. Niedawno Radio Wrocław tak postąpiło wobecmateriałów, które w paśmie reklamowym tej rozgłośni chciała zamieścić„Solidarność”. Oba przypadki wyraźnie pokazują, że media publiczne niesą instytucjami niezależnymi, przeciwnie kierują się sympatiamipolitycznymi.W maju 2010 główne stacje telewizyjne, również TVP,odmówiły emisji spotu „Rzeczpospolitej”, informującego, że do nakładudołączy film Solidarni 2010. Przyczyną odmowy TVP była negatywna opiniaRady Etyki Mediów o programach spod Pałacu współautora tego filmu, JanaPospieszalskiego. Opinię REM wydała przy dwóch głosach odrębnych.Telewizje prywatne, które również odmówiły zamieszczenia reklamy, nieuzasadniły odmowy. Zmiany w Polskim RadiuZmiany w Programie I Latem2010 roku zmieniono zróżnicowany politycznie i zmienny składprowadzących główną, blisko godzinną niedzielną audycję publicystyczną„W samo południe” w Programie I Polskiego Radia. Prowadzenie jejpowierzono dwóm osobom - Janowi Ordyńskiemu, związanemu z SLD(postkomuniści) i Wojciechowi Mazowieckiemu, niekryjącemu związku zrządzącą Platformą Obywatelską. Zmienił się natychmiast styl prowadzeniai dobór komentatorów zapraszanych do studia. Do studia przychodzązwolennicy opcji, reprezentowanych przez obu prowadzących, z rzadkaosobno zapraszających przedstawiciela opozycji nie-postkomunistycznej. Wtrzech kolejnych audycjach w sierpniu 2011 u progu kampanii wyborczejprowadzący zaprosił do studia dziennikarza postkomunistycznej „Polityki”i b. ambasadora z okresu rządów SLD, lewicującego redaktora naczelnegopisma „The Warsaw Voice” oraz publicystę ultralewicowej „KrytykiPolitycznej”. Do następnej zaprosił dwóch radykalnych krytykówopozycyjnej partii PiS. W trzeciej wystąpił lewicowy psychologspołeczny, dziennikarz „Gazety Wyborczej” i wiceszef lewicowegotygodnika „Newsweek”. We wszystkich trzech audycjach tematykasprowadzała się do potępiania działań partii opozycyjnej w kontekściebieżących wydarzeń. Autor zlekceważył ustawowy obowiązekpluralistycznego konstruowania kolejnych audycji w mediach publicznych,nie zapraszając żadnej osoby, która reprezentowałaby inny punktwidzenia.Po protestach, m.in. członków Rady programowejPolskiego radia, Ordyński zmienił skład zapraszanych gości na bardziejekspercki. Redakcja Ukraińska Polskiego Radia Od1 stycznia 2011 r. Redakcja Ukraińska Polskiego Radia dla Zagranicy,programu piątego Polskiego Radia, skierowanego do odbiorców za granicą,nadaje na falach ukraińskiego Radia Era FM, którego właściciel, AndrijDerkacz, jest absolwentem szkoły KGB im. Feliksa Dzierżyńskiego orazdeputowanym rządzącej Partii Regionów Wiktora Janukowycza.Wskutekdziałalności dyrektora Polskiego Radia dla Zagranicy Marka Cajzneraoraz ówczesnego członka zarządu Polskiego Radia WładysławaBogdanowskiego Polskie Radio zerwało kontrakt na nadawanie z ponad 20rozgłośniami ukraińskimi na terenie całego kraju. Kontrakt ten zostałzastąpiony umową z Radiem Era FM, zbliżonym do obozu rządzącego. W tensposób Radio Era FM modeluje program Polskiego Radia dla Zagranicy.Jednocześnie ograniczono audycje premierowe o 50%. W kontekścieostatnich wydarzeń, które pokazują, jakimi metodami posługuje się reżimJanukowycza (chodzi tu m.in. o aresztowanie byłej premier JuliiTymoszenko), stało się jasne, że dalsza współpraca Polskiego Radia zrozgłośnią Era FM stanowi poważne zagrożenie dla wolności słowa. 29kwietnia 2011 współpracę z radiem Era FM zerwała Redakcja Ukraińskabrytyjskiej BBC.Sprzedaż dziennika „Rzeczpospolita”Rządpolski podejmował od paru lat próby przejęcia dziennika„Rzeczpospolita”, którego ambicją jest reprezentowanie niezależnegodziennikarstwa, jest krytycznym wobec rządu, najczęściej cytowanymdziennikiem w Polsce. Dziennik ten równoważy w pewnej mierze forumpolskiej opinii publicznej, otwierając swoje łamy również na czytelnikówo poglądach konserwatywnych i prawicowo-niepodległościowych; zatrudniaon kilku reprezentujących ten nurt wybitnych dziennikarzy. Prasaangielska pisała o naciskach ministra skarbu na właścicielawiększościowego, by zrekonstruował redakcję. Anglicy odmówili polskiemuministrowi, jednakże we wrześniu 2010 odwołano z Mecom Group jej szefa,Davida Montgomery`ego, popierającego konserwatywny nurt w„Rzeczpospolitej”. Rząd postanowił skłonić do sprzedaży udziałówbrytyjski koncern wydawniczy Mecom Group, posiadający w spółcePresspublica, wydawcy „Rzeczpospolitej”, ponad 51 proc. udziałów (odpaździernika 2006 r.). Rząd polski ma w niej ca 49 proc. udziałów;zgodnie z umową spółki Presspublica. W przypadku jej rozwiązania lublikwidacji tytuł „Rzeczpospolita” wróciłby do państwowego udziałowca.Dla czytelników, najczęściej elektoratu opozycji nie-postkomunistycznej,oznaczałoby to utratę dziennika a także wydawanego przez ten samkoncern nowego tygodnika społeczno-politycznego „Uważam Rze”, który wciągu dwóch miesięcy 2011 roku odniósł spektakularny sukces na rynkutygodników, osiągając sprzedaż 135 tys. egzemplarzy. W połowiepaździernika 2010 dwaj członkowie zarządu Presspubliki orazPrzedsiębiorstwo Wydawnicze „Rzeczpospolita” (jednoosobowa spółka SkarbuPaństwa) złożyli w sądzie gospodarczym w Warszawie wniosek orozwiązanie spółki Presspublica. Ich zdaniem „osiągnięcie celu spółkistało się niemożliwe oraz zaszły inne ważne przyczyny wywołanestosunkami spółki”. Ponadto PW „Rzeczpospolita” było niezadowolone z jejwyników, choć zysk za 2010 rok wyniósł ponad 8 mln zł.Napoczątku lipca 2011 Mecom Poland sprzedał za 80 mln zł swe udziałyGrupie Gremi, czyli Grzegorzowi Hajdarowiczowi, właścicielowi kilkupism, niezwiązanych z czytelnikami konserwatywnymi. Jego partnerem winteresach jest Kazimierz Mochol, były szef Kontrwywiadu i wiceszefWojskowych Służb Informacyjnych. Spółka deklaruje chęć kupna pozostałejczęści Presspubliki. Po zatwierdzeniu przez Urząd OchronyKonkurencji i Konsumentów, co spodziewane jest we wrześniu 2011,sprzedaż stanie się faktem. Minister Skarbu jednak nie wycofuje z sąduwniosku o likwidację, co oznacza tak czy inaczej upadek dotychczasowegodziennika. Zapowiedzi ograniczeń w internecie Odkońca 2009 roku rząd polski przy okazji pracy nad ustawą o hazardzieprojektował ograniczenie swobody w internecie poprzez stworzenieRejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Poza stronami pornograficznymi ipropagującymi hazard zakazane byłyby bez możliwości odwołania się dosądu strony „propagujące faszystowski i totalitarny ustrój państwa”. Napoczątku 2010 roku rząd zrezygnował z tworzenia „Rejestru...”.Pozostawił jednak zmiany, które pozwoliłyby na „ograniczenie swobodyświadczenia usług", jeżeli byłoby to niezbędne ze względu na ochronęzdrowia i moralności publicznej, obronność, porządek publiczny lubbezpieczeństwo państwa.Od chwili katastrofy smoleńskiej i żądańopozycji nie-postkomunistycznej, by podjąć wszystkie możliwe wariantyśledztwa, również zamach, komentatorzy mediów prywatnych określalipoglądy wyrażane przez opozycję i jej dążenie do zmiany władzy w Polscejako „faszyzm” lub „totalitaryzm”. Planowane zmiany prawa w Internecieumożliwiałyby już podczas nadchodzących wyborów parlamentarnychograniczenie działania opozycji, gdyby uznano publikowane przez niątreści za „faszystowskie” lub „totalitarne” np. na podstawie opiniikomentatorów. Polskie Towarzystwo Informatyczne zdyskwalifikowałoprojekt nowelizacji, podobnie jak Związek Pracodawców BranżyInternetowej IAB, uznając planowane zmiany za niebezpieczne dla wolnościsłowa.Instytucje monitorujące wolność słowa W Polsce istnieje wiele instytucji, stowarzyszeń i organizacjipozarządowych, powołanych do obrony wolności słowa i swobody krytyki.Nie wszystkie działają realnie i skutecznie, niektóre koncentrują siętylko na pewnych wycinkach prawa do wolności słowa, szczególnie naobserwacji spraw karnych związanych z naruszeniami wolności słowa. Żadna z nich nie prowadzi stałego monitoringu mediów pod kątem zagrożeń dla wolności słowa. W2009 roku organizacja międzynarodowa Freedom House opublikowała raportna temat wolności w świecie, w którym negatywnie wymienia m.in. sprawęnagonki na biografię Wałęsy autorstwa Pawła Zyzaka oraz inwigilacjidziennikarzy przez ABW pod kierownictwem Krzysztofa Bondaryka. Konferencja Mediów Polskich Jestto organizacja, zrzeszająca kilkanaście podmiotów, w tym mediapubliczne, prywatne telewizje, stowarzyszenia dziennikarzy iproducentów, i związki zawodowe. Powołuje ona Radę Etyki Mediów (REM).Do wiosny 2011 każdy członek Konferencji wyznaczał jedną osobę,delegowaną do REM. W wiosennych wyborach do Rady Etyki MediówKonferencja pominęła prawo wyboru członka tego gremium przez KatolickieStowarzyszenie Dziennikarzy (KSD), wskutek czego pozbawione ono zostałowpływu na skład tego ciała; KSD w proteście wystąpiło z KonferencjiMediów Polskich. Rada Etyki Mediów REMistnieje od 16 lat a przez 15 lat przewodniczyła jej ta sama osoba.Opiera ona swoją działalność na Karcie Etycznej Mediów i nie wykraczapoza ustalone tam zasady, nie interesuje się też konfliktami wśrodowisku dziennikarskim ani stosunkami pracy w mediach. Przyjmujeskargi i składa publiczne oświadczenia na różne tematy, dobierając jeczęsto w sposób niezrozumiały dla opinii publicznej. REM z braku środkównie prowadzi żadnego regularnego monitoringu publikacji.OrzeczeniaREM są brane pod uwagę przez sądy, które niekiedy powołują jej członkówjako ekspertów w procesach związanych z mediami. StronniczośćREM wielokrotnie była przedmiotem krytyki publicznej. REM nigdy niezareagowała na zjawiska takie jak pismo „NIE”, redagowane przezrzecznika rządu w okresie stanu wojennego, i jego skandalicznenadużywanie wolności słowa, natomiast skupia się zwykle na śledzeniuprzekroczeń w mediach katolickich. Z każdego składu REMwystępowało kilka osób w proteście przeciwko praktykom, lekceważącym ichzdanie. Na stronie internetowej REM nie uwzględnia się członkówpowołanych do tego ciała, którzy odeszli w trakcie kadencji, nieinformuje się o istnieniu lub o treści zdań odrębnych.Poskandalu z wydaniem przez REM w 2010 roku oświadczenia bez zapoznaniasię z inkryminowanym tekstem, zmieniono zasady działania Rady. W nowymskładzie Rady praktycznie wyeliminowano przedstawicieli mediówkatolickich i związanych z opozycją niekomunistyczną. Helsińska Fundacja Praw Człowiekahttp://www.hfhr.pl, www.obserwatorium.org.pl

Obserwujeona zagrożenia wolności słowa, jako podstawowego prawa konstytucyjnego.Wypowiadała się krytycznie wobec chroniącego Prezydenta RP art. 135kodeksu karnego par 2: „Kto publicznie znieważa PrezydentaRzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”,uznany przez Trybunał Konstytucyjny za zgodny z konstytucją RP (wyrok z6 lipca 2011). W ocenie Fundacji regulacja zawarta w art. 135 § 2 k.k.nie spełnia wymogów płynących z Konstytucji RP oraz EuropejskiejKonwencji Praw Człowieka, z uwagi na m.in. nieproporcjonalnie wysokąsankcję karną oraz możliwość skorzystania przez pokrzywdzonego zwystarczającej dla ochrony jego godności ścieżki cywilnoprawnej.Fundacja zwróciła także uwagę, że osoba sprawująca urząd Prezydenta RPjest najczęściej aktywnym politykiem, przez co wprowadzanie szczególnejochrony (karnoprawnej) jedynie po stronie jednej ze stron debatypolitycznej stanowić będzie naruszenie równości broni w dyskursiepolitycznym. Takie ograniczenie nie spełnia także wymogu konieczności wdemokratycznym państwie z uwagi na fakt, że wypowiedzi, które mogązostać uznane za znieważające Prezydenta będą w przeważającej mierzewypowiedziami ocennymi formułowanymi w ramach dyskusji politycznych.

http://www.hfhr.pl/tk-karanie-za-zniewazenie-prezydenta-zgodne-z-konstytucja/Inne instytucjeObokwymienionych, istnieje kilka organizacji zajmujących się wolnościąsłowa. Stowarzyszenie Wolnego Słowa istnieje od wielu lat. Grupuje onobyłych opozycjonistów z okresu PRL. Jest to jedna z nielicznychorganizacji, utrzymujących stosunkową równowagę po rozłamach ideowych wtym środowisku. Często wydaje oświadczenia przeciwko naruszaniu wolnościsłowa, organizuje też konferencje na temat swobody wypowiedzi i jejochrony prawnej. Centrum Monitoringu Wolności Prasy przy SDP(www.freepress.org. pl) zajmuje się m.in. gromadzeniem informacji ianalizą ustawodawstwa na temat publicznego dostępu do informacji, orazanalizami spraw przeciwko dziennikarzom i wydawcom. CMWP nie prowadzistałego monitoringu mediów, odmówiło też w 2010 roku podjęciainterwencji w związku z cenzurą w internetowym portalu Salon24.MisjąFundacji Polska Nowoczesna (http://nowoczesnapolska.org.pl) jestpowstanie nowoczesnego społeczeństwa informacyjnego. Fundacjauczestniczy w dialogu z władzami państwowymi na temat planowanychuregulowań ustawowych dotyczących internetu i dostępu do informacjipublicznej.We wrześniu 2011 kampanię społeczną „Wykreśl 212kk”, na rzecz zniesienia odpowiedzialności karnej za zniesławienie,rozpoczęły Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Izba Wydawców Prasy orazStowarzyszenie Gazet Lokalnych; wspierają ją m.in. StowarzyszenieWolnego Słowa, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i CentrumMonitoringu Wolności Prasy.Stowarzyszenia dziennikarzy WPolsce istnieje kilka stowarzyszeń dziennikarskich – StowarzyszenieDziennikarzy Polskich, StowarzyszenieDziennikarzy RP (SDRP –spadkobierca organizacji powołanej w PRL przez ekipę Jaruzelskiego poogłoszeniu stanu wojennego), Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy i kilka organizacji dziennikarskich o charakterze związku zawodowego.SDRP,tradycyjnie związane z postkomunistyczną partią SLD, rzadko wypowiadasię na temat wolności słowa, a jego członkowie jako komentatorzy wmediach nie wyrażają niepokoju ograniczaniem swobody wypowiedzi lubusuwaniem niewygodnych dziennikarzy z pracy, jeżeli nie dotyczy to osób zśrodowiska. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, któregoczłonkami jest wielu wybitnych, często wywodzących się prasy podziemnej iopozycyjnej dziennikarzy, uczestniczy w protestach w związku zdrastycznymi wydarzeniami na rynku medialnym. Jednakże jest ononiekonsekwentne w tej działalności. Na przykład KrystynaMokrosińska, prezes SDP, którego zadaniem statutowym jest występowanie wobronie dziennikarzy, wystosowała list otwarty do Krajowej RadyRadiofonii i Telewizji w czerwcu 2010. Uruchomił on procedurę zwolnieniadziennikarza z pracy. W liście prosiła Radę o ocenę „wystąpieniadyrektora radiowej Trójki na wiecu o charakterze poparcia wyborczego dlajednego z kandydatów na prezydenta”. Chodziło o obecność Jacka Sobalina koncercie charytatywnym, upamiętniającym ofiary katastrofy lotniczejTu-154 pod Smoleńskiem, i jego krótką wypowiedźo potrzebieograniczenia kłamstwa w życiu publicznym. Przewodnicząca uznała to zawyraz poparcia dla jednego z kandydatów a tym samym za złamanie „zasadynieuczestniczenia w kampanii wyborczej”, obowiązującej pracownikówmediów publicznych. W rezultacie zarząd Polskiego Radia odwołał go zestanowiska dyrektora Radiowej Trójki.Dziennikarze i publicyści w służbie kneblaDemokracjadziała dobrze tylko wtedy, gdy media dostarczają ludziom rzetelnychinformacji, na podstawie których wyborcy mogą podjąć odpowiedniedecyzje. Obok informacji ważne są również głosy komentatorów, cenionychprzez opinię publiczną. Wprowadzają oni do obiegu powszechnegosłowa-klucze, organizujące zbiorowe rozumienie wydarzeń. Dokomentatorów, wprowadzających opinię publiczną w błąd należy m.in.zasłużony w walce z komunizmem honorowy prezes StowarzyszeniaDziennikarzy Polskich. Niepasujące mu poglądy, choćby niewielewychylone na prawo, określa on w gorących filipikach jako faszyzm lubtotalitaryzm. Kontynuuje w ten sposób postępowanie władz okresukomunistycznego, nastawionych na zwalczanie poglądów endeckich ikatolickich w imię „naukowego poglądu na świat” i wbrew wolnościsumienia, teoretycznie zagwarantowanej również w komunistycznejkonstytucji.W prasie i telewizji pojawiają siępublicyści, często osoby znane, które nie polemizują, ale wzywają doograniczenia swobody słowa w Polsce, szczególnie politykom i wyborcompartii opozycyjnych. Szczególnie bulwersują teksty osób z wysokimcenzusem naukowym, ponieważ swe tezy podpierają autorytetem nauki iwysokich funkcji w wyższych uczelniach. Np. wielokrotnie takie osobyużywały sformułowań na temat partii opozycyjnej typu „PiS trzebazniszczyć”. Jeden z polemistów proponował odesłanie do psychiatryautorów tekstów budzących w nim odruch polemiczny, wzywał też gazety, byzaprzestały ich drukowania.Charakterystycznedla mediów mainstreamu w Polsce jest zwalczanie gazet opozycyjnych przezdezawuowanie, rzadziej przemilczanie ich materiałów prasowych,niewygodnych dla władz państwowych a ważnych dla ogółu obywateli, o ilesą sygnalizowane przed mediaopozycyjne.

Związek Zawodowy Dziennikarzy Trójki DziennikarzeProgramu Trzeciego Polskiego Radia, popularnie nazywanego Trójką, napoczątku marca 2010 roku założyli związek zawodowy, deklarującszlachetne cele:„Będziemy bronić naszego miejsca pracy: klimatuTrójki, jej dorobku, jej tożsamości ideowej, którą wyznaczają wartościwolności słowa, różnorodności kulturowej, patriotyzmu niechętnegoksenofobii, ochrony dyskryminowanych mniejszości (...). Będziemy bronićpraw pracowniczych naszych członków, a także innych pracowników ProgramuTrzeciego, którzy do nas się zwrócą o pomoc, bez względu na ichprzynależność związkową” – napisali dziennikarze radiowej Trójki.Okazałosię, że obrona klimatu i tożsamości polega na oczyszczaniu terenu zelementów tzw. pisowskich, i że dziennikarze kojarzeni z opcjąopozycyjną nie pasują do Trójki i nie mogą zwracać się do związku wsprawach pracowniczych. Przeciwnie, to szefowie nowego ZwiązkuZawodowego podjęli działania, by wymusić zwolnienie swych kolegów zpracy z przyczyn politycznych. W Liście otwartym Związku ZawodowegoDziennikarzy i Pracowników Trójki szef nowego związku zawodowego,wzywając władze Polskiego Radia do sprawniejszego usuwania z pracykolegów-dziennikarzy, pisał o tym wprost:„Jak wiadomo, istniejeuchwała Zarządu Polskiego Radia, zakazująca dziennikarzom tej firmyuczestniczenia w jakiejkolwiek formie w kampaniach wyborczych. W ciąguostatnich kilkunastu dni zasadę tę złamali następujący dziennikarze,występujący od kilku miesięcy na antenie Trójki w charakterze gospodarzyprogramów: Stanisław Janecki, Tomasz Sakiewicz, Marcin Wolski.Analogiczny charakter miało przemówienie Jacka Sobali na placuTeatralnym w Warszawie w dniu 10 maja, po którym stracił on posadędyrektora Programu Trzeciego. Dodajmy, że dziwną koleją rzeczy wszyscyoni poparli w swoich wypowiedziach tego samego kandydata”. Prowadzeniekampanii wyborczej przez nieprawomyślnych w kilku przypadkach okazałosię pretekstem. Wymienieni dziennikarze wiązani byli z opcją opozycyjnąwobec rządu, zwykle jednak zapraszali do programów osoby z różnych stronsceny politycznej, również z opozycji. Stanowili oni w Polskim Radiunieznaczną przeciwwagę wobec dziennikarzy o opcji prorządowej iprolewicowej, zapraszających niemal wyłącznie zwolenników tych opcji.O sprawie Jacka Sobali pisaliśmy wyżej. TomaszSakiewicz zaprosił latem 2010 roku do programu radiowego ks. StanisławaMałkowskiego. Jako naoczny świadek ekscesów grupy awanturników podPałacem Prezydenckim, opisał na antenie wydarzenia ze swojego punktuwidzenia, koncentrując się głownie na faktach, pomijanych przeztradycyjnych rozmówców Trójki; Sakiewiczowi odebrano audycję. Janeckiegousunięto pod pretekstem że napisał w komentarzu, że JK powinien zostaćprezydentem, a więc uczestniczył czynnie w kampanii wyborczej.DziennikarzeTrójki nie dostrzegali podobnych odstępstw od zasad dziennikarzy innychopcji, wspierali też i naciskali na kierownictwo radia, by zwolnićwymienionych. Media prywatneSilne mediaprywatne wywodzą się w Polsce w dużej mierze z dwóch środowisk,paradoksalnie przeciwstawnych – byłej opozycji politycznej i ześrodowisk byłej komunistycznej nomenklatury politycznej i medialnej.Gazety opozycji korzystały z renty sławy walczących o obalenie komunizmui wolność słowa, co dziś rzadko bywa ich dostrzeganym celem,otrzymywały teżpieniądze z Polski i z zagranicy lub były wspieranerozmaitymi ulgami i ułatwieniami. Media postkomunistyczne, szczególniedwie największe telewizje, wywodzą się ze środków odziedziczonych pookresie władzy komunistycznej. „Gazeta Wyborcza”, w zamyślepismo środowisk solidarnościowych, już w 1991 roku wytoczyła procesJackowi Maziarskiemu za informację, że w 1989 roku otrzymała pieniądzena cała opozycję, a wspiera jedną opcję polityczną. Buduje onakonsekwentnie swój projekt ideologiczny, ściśle ograniczając kręgi elit,dopuszczone do wymiany zdań. Buduje własne elity m.in. za pomocąpolityki przyznawania wysokich nagród pieniężnych, a etykietowania anawet naznaczenia negatywnego, spychając w niebyt osoby i poglądy, którezamierza wykluczyć z debaty publicznej. Gazety regionalne należą niemal w 100 proc. do właścicieli zagranicznych. Pracownicymediów prywatnych chętnie lansują tezę, że wolność słowa pozwala imdziałać bez jakichkolwiek ograniczeń, również w programach czy tekstachinformacyjnych. Nie stosują się do ustawodawstwa, które nakłada na nieobowiązek podawania prawdy ani do zasad wyrażonych w rozmaitych KartachEtycznych dla dziennikarzy.Mainstreamowe media prywatne,korzystając ze swobody kształtowania programu, część programówpublicystycznych zamieniają w aparat nagonki na polityków a także nainne media. Prowokacje, przebieranie się za księży by skompromitowaćKościół katolicki, zwalczanie chrześcijaństwa przestały już w Polscedziwić. Wiążą się one jednak z nierzetelnym informowaniem o przebieguwydarzeń, co nie spotyka się z reakcją instytucji, powołanych do ochronyrzetelności informowania. To w prywatnej telewizji dziennikarkaskutecznie włożyła w usta lidera opozycji kompromitujące w Polsce aniezgodne z rzeczywistością sformułowanie „prawdziwi Polacy” (patrzrozdział Manipulacje). Przy słabości i prorządowej orientacjimediów publicznych opozycja ma już niewiele miejsc, gdzie może swobodnieprezentować swoje poglądy.Zagrożeniem dla debaty publicznej sąbudzące złe emocje widzów programy publicystyczne, swego rodzaju seansenienawiści. Metodą przeprowadzenia wywiadu jest rodzaj przesłuchania,kiedy to indagowany ma małe szanse wyjaśnić, co myśli i zamierza. Metodądyskusji jest napuszczanie polityków na siebie w programach,stronniczość. Metodą informowania jest podawanie przeinaczonych faktówlub ich przemilczanie. Dyskusje polegają najczęściej na rozmowie kilkuosób o podobnych poglądach. Poza nielicznymi przypadkami nie ma mowy oszerszej reprezentacji, jeżeli zaś jest, to prowadzący dba o to, byograniczyć jej możliwość wypowiedzi.Publikacje kończą się niekiedy utratą pracy przez „bohatera” stronniczego artykułu. DominikaTarczyńskiego, zastępcę dyrektora ds. eksploatacji w OśrodkuInformatyki i Telekomunikacji TVP, zwolniono z pracy wskutek artykułutygodnika "Newsweek Polska". W kwietniu 2011 roku poinformował on, żeTarczyński „pilnuje” namiotu na Krakowskim Przedmieściu. Tygodnikodwołał się do szlachetnej zasady kontroli władzy, zdaniem dziennikarzybowiem dyrektor Tarczyński jako osoba chora powinien przebywać w łóżku,tymczasem znajdował się koło namiotu. Tarczyński usprawiedliwił się, żena zwolnieniu lekarskim lekarz prowadzący napisał „może chodzić”. Stałsię już jednak negatywnym bohaterem prywatnego tygodnika. Mediaprywatne odmawiają umieszczania płatnych ogłoszeń o niewygodnej dlarządzących treści. Największa w Polsce rozgłośnia prywatna RMF FModmówiła wyemitowania spotów wyborczych partii opozycyjnej PiS. Emisjispotu reklamowego nowej „Gazety Polskiej Codziennie” odmówiła nie tylkotelewizja publiczna, ale i Polsat. Podobnie odmówiono druku reklampowstającego tygodnika opinii „Wprost przeciwnie”. Na przykładredakcja „Kuriera Porannego” w Białymstoku odmówiła publikacji anonsuKrajowej Sekcji Nauki NSZZ Solidarność, krytycznie odnoszącego się doplanowanych zmian w ustawie o szkolnictwie wyższym. Zorganizowanopikietę przeciwko łamaniu prawa do publicznego wyrażania opinii.InternetOdkońca 2009 roku rząd polski przy okazji pracy nad ustawą o hazardzieprojektował ograniczenie swobody w internecie poprzez stworzenieRejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Poza stronami pornograficznymi ipropagującymi hazard zakazane byłyby bez możliwości odwołania się dosądu strony „propagujące faszystowski i totalitarny ustrój państwa”. Napoczątku 2010 roku rząd zrezygnował z tworzenia „Rejestru...”.pozostawił jednak zmiany, które pozwoliłyby na „ograniczenie swobodyświadczenia usług", jeżeli byłoby to niezbędne ze względu na ochronęzdrowia i moralności publicznej, obronność, porządek publiczny lubbezpieczeństwo państwa.Od chwili katastrofy smoleńskiej i żądańopozycji nie-postkomunistycznej, by podjąć wszystkie możliwe wariantyśledztwa, również zamach, komentatorzy rozmaitych mediów, określalipoglądy wyrażane przez opozycję i jej dążenie do zmiany władzy w Polscejako „faszyzm” lub „totalitaryzm”. Planowane zmiany prawa w Internecieumożliwiałyby już podczas nadchodzących wyborów parlamentarnychograniczenie działania opozycji, gdyby uznano publikowane przez niątreści za „faszystowskie” lub „totalitarne” np. na podstawie opiniikomentatorów. Polskie Towarzystwo Informatyczne zdyskwalifikowałoprojekt nowelizacji, podobnie jak Związek Pracodawców BranżyInternetowej IAB, uznając planowane zmiany za niebezpieczne dla wolnościsłowa.Dyskusja na temat swobody wypowiedzi w portalach, naforach internetowych i w blogach trwa od początku internetu. Praktykanie zmierza jednak w Polsce do skutecznych a szanujących wolność słowarozwiązań. Opierając się na przynajmniej 10-letniej obserwacjipopularnych portali zauważyć można wypieranie komentarzy przez „bluzgi” zużyciem wyzwisk i inwektyw. Wielu blogerów opisuje swoje doświadczenia zpopularnymi portalami, gdzie publikuje się „bluzgi”, a pomijakomentarze merytoryczne i napisane poprawnym językiem polskim. Są oniprzekonani, że styl „bluzgowy’ jest celowo lansowany przez właścicieliportali, by zwiększyć „klikalność” dla celów reklamowych. Zasada swobodykomentowania na forach staje się w ten sposób fikcją. Autorkaniniejszego tekstu sto kilkadziesiąt razy dokonała merytorycznych wpisówna portalach onet.pl czy wp.pl, ale ukazały się one na ekranach tylkokilka razy. Publikowanie na forach „bluzgów” i skrajnych wulgaryzmów wistocie formatuje nowy język debaty publicznej; właściciele większościportali nie reagują zwykle na skargi, a krytykę przyjmują jako zamach nawolność słowa. Internet w Polsce jest najwyraźniej cenzurowanynie za przyczyną wulgaryzmów czy chamskich napaści, ale za przyczynąporuszania we wpisach czy na filmach śliskiej politycznie tematyki. Istniejewiele ciekawych portali społecznościowych, również poruszających ważneproblemy bieżące i odsłaniających pomijaną gdzie indziej rzeczywistość.Obok portali związanych z prasą, również tzw. niszową, jak rozwijającasię prężnie niezależna.pl (również w wersji angielskiej freepress.pl),jest blogpress, blogmedia24, niepoprawni.pl – znajdziemy tam zawszezdjęcia lub filmy z przemilczanych wydarzeń. Najsławniejszy,popularny w ostatnich kilku latach, prowadzony przez znanychdziennikarzy jest portal Salon24.pl, głównie o tematycespołeczno-politycznej. Jest to portal wzorcowy w polskich warunkach,zaprasza do współpracy wielu cenionych publicystów o różnych poglądach inaukowców, dzięki czemu udało mu się powołanie zrównoważonegopolitycznie, pluralistycznego medium. Ponieważ mógłby stanowić prawdziwywzorzec wolnego słowa, opiszemy jego kłopoty z przestrzeganiem zasadyswobody wypowiedzi blogerów.Blog ten wchodzi w konflikty zblogerami, usuwając ich konta lub ukrywając treści za wpisy wskutekzawartych w nich treści politycznych lub krytycznych wobec operatora. Wokresie nasilenia konfliktu w końcu 2009 roku pięciokrotnie zmienianoregulamin portalu. Usunięto lub bezterminowo zawieszono, jak ustaliliinni blogerzy, co najmniej 100 blogów, a może nawet około 200. W tymsamym czasie 30 osób odeszło z portalu, nie godząc się na politykęadministracji Salonu24. W 2010 r. portal otrzymał z PolskiejAgencji Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) dotację 800 tys. PLN narozwój, o czym poinformowano blogerów. Jednocześnie nasilił się procesusuwania z portalu wpisów i kont. Blogerzy ocenili to jako wprowadzeniecenzury, gdyż znaczna część usuniętych blogów reprezentowała bardzowysoki poziom publicystyczny i język bez zarzutu. Blogerzypróbowali określić wspólnie z właścicielami portalu zasady blokowania iusuwania wpisów, które znalazłyby się w publikowanym regulaminie. Niedoprowadziło to do wspólnych ustaleń. Publikowanie sprawozdań z rozmówna portalu traktowano jako „działanie na szkodę spółki” i banowanoblogerów. Blogerzy zwrócili się w tej sytuacji do Urzędu OchronyKonsumentów i Konkurencji z pytaniem, czy punkt regulaminu pozwalającyusuwać wypowiedzi nie stanowi tzw. klauzuli niedozwolonej, i czy nienarusza zbiorowych interesów konsumentów w rozumieniu art. 24 ust. 2 oUOKiK. UOKiK wyjaśnił, że na podstawie art. 47938 k.p.c – możliwośćwytoczenia przeciwko portalowi powództwa w sprawie o uznanie regulaminuza niedozwolone ale zastrzegł: Prezes UOKiKpodejmuje działania jedyniewtedy, gdy… skutkami działań sprzecznych z ustawą UOKiK dotknięty jestszerszy krąg uczestników rynku. Krąg 200 usuniętych osób, kilku tysięcypotencjalnie zagrożonych autorów a także tysięcy czytelników nie wydałsię UOKiK-owi dostatecznie szeroki. Jedna z blogerek zapytałaPARP – donatora portalu – czy umowa na dotację pozwala portalowi nadziałania sprzeczne z polską Konstytucją i Europejską Kartą PrawPodstawowych i jak skłonić administrację portalu do ich zaprzestaniajako niezgodnych z prawem. W odpowiedzi udzielonej blogerce PARP uznał,że od decyzji Usługodawcy zależy jakie wpisy uzna za naruszające dobreimię serwisu i usunie je oraz że nie może stwierdzić naruszenia umowy odofinansowanie w związku z podejmowaniem przez Beneficjenta działańniezgodnych z prawem. Zostało to, co prawda,poprzedzoneprzywołaniem obowiązujących paragrafów Konstytucji (…zgodnie z tymiprzepisami państwo Polskie ma obowiązek stworzenia takiego systemuprawnego, który zapewni obywatelom wolność wypowiedzi oraz powstrzymasię od działań, które tę wolność ograniczają… ), obok jednak, dodano ich specyficznie rozumianą interpretację ( ... należy podkreślić, żenie wystarczy odnieść się bezpośrednio do przepisów ustanowionych wprzedstawionych aktach. Zarówno Konstytucja RP, jak i Europejska KartaPraw Podstawowych są aktami szczególnego rodzaju, adresowanymi przedewszystkim do państwa jako takiego. Mają one zastosowanie przedewszystkim do stosunku wertykalnego pomiędzy państwem a jegoobywatelami.... Sprawa zaś ... nie dotyczystosunków pomiędzy osobą apaństwem, lecz stosunków pomiędzy osobą, a innym podmiotem prywatnym, zktórym jest ona związana cywilnoprawnym węzłem zobowiązaniowym (…).Tym samym PARP stwierdził więc, że choć prawo obowiązuje, to w tym konkretnym przypadku nie ma zastosowania. Niekiedyadministrator portalu blokuje wpis, zagrożony pozwem o naruszenie dóbrosobistych ze strony osoby trzeciej. Tak się zdarzyło w kampaniiwyborczej jesienią 2011. Jadwiga Chmielowska, śląska działaczkaspołeczna, zamieściła na swoim blogu udokumentowane przez wpisy KRS ioświadczenia innych działaczy informacje na temat jednej z kandydatek doparlamentu; portal zablokował go, ponieważ kandydatka zagroziłaprocesem za rozpowszechnianie tych wiadomości. Z internetu, podpretekstem dbałości o prawa autorskie usuwane są zapisy programówinformacyjnych z 10 kwietnia 2010, które dla blogerów prowadzących winternecie własne śledztwo w sprawie 10 kwietnia stanowią jedno zniewielu źródeł, z których mogą oni skorzystać przy ustalaniurzeczywistego przebiegu wydarzeń tego tragicznego dla wielu Polakówdnia.Wszystko to przykłady pozbawienia obywateli rzeczywistegoprawa do ochrony wolności słowa. Mimo zapisów prawa, teoretyczniestrzegących tej wolności, obywatel ma do dyspozycji jedynie trudną,długotrwałą i kosztowną drogę prawną. Procesy za krytyczne opinie i polemikiAutorzyniniejszego opracowania mieli kłopot, w jakim rozdziale umieścić tentemat – czy dotyczącym sądów i ich kuriozalnych wyroków, czy raczejdziennikarzy zwalczających wolność słowa. Jednym bowiem z najbardziejzdumiewających zjawisk ostatnich lat są procesy o opinie, wytaczaneprzez dziennikarzy, i to zasłużonych w walce o wolność słowa w okresiekomunistycznym, lub przez publicystów czy właścicieli mediów prywatnych.Znany z wytaczania procesów o zniesławienie w polemikach z jegoartykułami jest redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, Adam Michnik, byłydysydent i obrońca praw człowieka, więzień polityczny w czasach PRL.Michnik wytoczył kilkanaście procesów osobom, wyrażającym w mediachkrytyczne opinie na temat jego tekstów i zawartych w nich poglądów,szczególnie dotyczących lustracji lub odpowiedzialności funkcjonariuszyaparatu represji w PRL. Sądy przysądzały żądane, niekiedy bardzowysokie, kwoty odszkodowań za krytykę. Przy czym trudno dopatrzyć się winkryminowanych tekstach sformułowań wulgarnych lub powszechnieuznawanych za obraźliwe, choć bywają tam miażdżące oceny postawy powoda.Procesy wytaczał Michnik (lub zatrudniająca go, notowana naGiełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie spółka Agora SA) osobombardzo znanym. Pozywani byli np. Roman Giertych; Jarosław Gowin,ponieważ przypomniał sobie, że „za poparcie idei lustracji został przezMichnika nazwany faszystą”; Jarosław Kaczyński za porównanie „GazetyWyborczej” do „Trybuny Ludu” z 1953 roku; prof. Andrzej Nowak za słowa,że media „na czele z Michnikową Wyborczą – wmawiały innym mediom ipolskiej szkole (...), że polskość to jest coś, czego trzeba sięwstydzić i od czego trzeba się odciąć”; prof. Andrzej Zybertowicz zastwierdzenie, że „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle latsiedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”; poeta Jarosław MarekRymkiewicz; pozwali wielu dziennikarzy, wydawców, posłowie, ministrowie.Sąd od każdego z nich zasądzał przeprosiny w mediach i od 10 do 50 tys.zł na cel społeczny. W jednym przypadku (Andrzej Nowak) do przeprosindoszło już po przesłaniu wezwania przedsądowego i powod odstąpił odrozstrzygania sprawy przed sądem. Tylko dwie osoby spoza pozwanychistotnie podały nieprawdziwe informacje na temat Michnika („b.aparatczyk” i „członek PZPR”). Poeta Jarosław Rymkiewicz zostałpozwany przez Agorę za swoją opinię o redaktorach „Gazety Wyborczej”. Wkomentarzu dla „Gazety Polskiej” w artykule Pamięć i Krzyż z 11 sierpnia2010 roku powiedział o nich: „rodzice czy dziadkowie wielu z nich byliczłonkami tej organizacji, która była skażona duchem ‘luksemburgizmu’, awięc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków. Tych redaktorówwychowano tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego krzyża. Uważam, żeludzie ci są godni współczucia – polscy katolicy powinni się za nichmodlić”. Nazwał więc redaktorów „duchowymi spadkobiercami KomunistycznejPartii Polski”, zauważył też, że „Polacy, stając przy nim [krzyżu naprzed Pałacem Prezydenckim], mówią, że chcą pozostać Polakami. Towłaśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – naprzykład w redaktorach „Gazety Wyborczej”, którzy pragną, żeby Polacywreszcie przestali być Polakami”Na rozprawie pojednawczej wmarcu 2011 roku do ugody nie doszło. W lipcu2011 roku sąd nakazałRymkiewiczowi zamieszczenie przeprosin na łamach „Gazety Polskiej” orazwpłatę 5 tys. zł na cele społeczne. Zasądzono od niego także kosztysądowe. Powyższy przykład pokazuje, że Michnik zamiast argumentów używał sądu w dyskusji publicystycznej. Przemilczenia i manipulacje w mediach

Mediamainstreamowe wyraźnie sprzyjają partii rządzącej i życzliwie komentująjej osiągnięcia. Jeżeli nie da się czegoś pochwalić, przemilczają to iczęsto „przykrywają” innym sensacyjnym tematem. Manipulują teżinformacjami w sposób korzystny dla władzy. Nie ma mowy o ich kontrolnejroli wobec władzy i choćby neutralnym stosunku do opozycjiniekomunistycznej. Poniżej kilka przykładów manipulowania informacjami lub przemilczania ich. SmoleńskJednymz najgorętszych w Polsce tematów, wymagających szczególnej staranności winformowaniu, szczególnie ze strony mediów publicznych, jest katastrofalotnicza pod Smoleńskiem w Rosji 10 kwietnia 2010, w której zginąłprezydent RP z małżonką oraz 94 inne wysoko postawione osoby, w tymkilku generałów NATO. Media mainstreamowe, zarówno prywatne jak ipubliczne, podejmowały życzliwie każdą koncepcję i teorię katastrofy,przedstawianą przez polskie czynniki rządowe. Od pierwszych chwilobwiniały one o upadek samolotu pilotów, pomijając odpowiedzialność izaniedbania organizatorów lotu, wykluczały też z góry możliwość zamachuterrorystycznego. Media opozycyjne, o znacznie mniejszym zasięgu,rozpatrywały różne koncepcje, w tym koncentrowały się na możliwościzamachu, mimo ograniczonej informacji oficjalnej na ten temat. Pierwszyoficjalny raport rządowy o wydarzeniu ukazał się w 16 miesięcy pokatastrofie. Pojedynczych dziennikarzy, podejmujących w mediachpublicznych wątek odpowiedzialności instytucji rządowych w zaniedbaniachprzygotowań lotu lub zapraszających naocznych świadków wydarzeńzwiązanych z żałobą lub planami budowy pomnika ofiar, w ciągu dziewięciumiesięcy zwolniono z pracy w Telewizji Polskiej i Polskim Radiu (patrzrozdział o zmianach w Polskim Radiu i Telewizji). Mediapubliczne i prywatne mainstreamowe, nie żałując manipulacji iprzemilczeń forsowały teorie zwalniające instytucje rządowe zodpowiedzialności. Osobnego opracowania wymagałoby pokazanie kłamstw,manipulacji przemilczeń związanych z tym tematem. Na przykłady„przykrywania” tematów niewygodnych sensacjami na inne tematy czytelnik iwidz natyka się niemal co dzień. Część opinii publicznej jest zdania,że „przykrywki” te inspirowane są przez władze, stawiane wobecniewygodnych informacji czy pytań na ważne tematy. Omówimy je na paru przykładach. Zaskakującybył w prasie i mediach elektronicznych niemal całkowity brak relacjinaocznych świadków z katastrofy bezpośrednio po tym wydarzeniu, i to conajmniej przez około 6 tygodni. Chodzi m.in. o osoby, które widziaływylot samolotu z prezydentem z Okęcia, o dziennikarzy, którzy wylecielido Smoleńska drugim samolotem, o pilota Jaka 40, który lądował przedTupolewem i in. Niemal całkowicie przemilczano rozwijający sięruch społeczny na rzecz budowy pomników ofiar w różnych miastach, wszczególności w centrum Warszawy; zarzut ten dotyczy również mediówpublicznych.Notorycznie, co miesiąc, czytelnicy, słuchacze iwidzowie są wprowadzani w błąd co do liczebności manifestacji żałobnychpo ofiarach katastrofy smoleńskiej. Dane podawane w prasie różnią sięzwykle znacznie od danych podawanych później przez policję, a nawetdziesięciokrotnie od danych podawanych przez niezależne źródła i łatwychdo sprawdzenia na filmach ze zdarzeń. W szczególności liczebnośćmanifestacji Marszu Pamięci w rocznicę katastrofy, 10 kwietnia 2011,oceniano w mainstreamowych mediach na 7 tys. osób, tymczasem źródłaniezależne szacowały ją na co najmniej 70 tys. osób. Błędne oszacowaniafunkcjonują potem w licznych komentarzach prasowych, rozsiewając iutrwalając wadliwy obraz zdarzeń. Nagminne były nie tylko przemilczenia, ale i manipulacje informacjami. Jakoprzykład przytoczymy sprawę ewentualnej pomocy USA w prowadzonymśledztwie. Główna polska agencja prasowa PAP (której szefostwo wyznaczaRada Nadzorcza powołana przez Ministra Skarbu), przeinaczyła konkretnąwypowiedź rzecznika amerykańskiego, co spowodowało powielenie jej wfałszywej wersji w wielu mediach. 20 stycznia 2011 RzecznikDepartamentu Stanu USA Philip Crowley zapytany na konferencji prasowej omożliwość udzielenia Polsce pomocy ze strony amerykańskich instytucjirządowych w międzynarodowym śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej,oświadczył: „Nic nie wiem, by USA zostały poproszone o dostarczeniejakiejś szczególnej pomocy w śledztwie w sprawie tego wypadku.Oczywiście jesteśmy gotowi pomóc w każdy dostępny nam sposób, jeżeliPolska lub Rosja nas o to poprosi".A oto jak wyglądała wypowiedź w depeszy korespondenta PAP:21.01.Waszyngton (PAP) – „Śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy podSmoleńskiem to „w zasadzie sprawa między Rosją a Polską” - powiedział wczwartek rzecznik Departamentu Stanu w odpowiedzi na prośbę o komentarzna temat dochodzenia i pytanie czy USA w nim pomogą.” Informacjęrzecznika USA, że Polska nie zwróciła się o pomoc, podano pod koniecinformacji. (PAP, 21.01.2011) I potem ta informacja rozsiana w polskich mediach: „USA: Smoleńsk to nie nasza sprawa”, lead: „Stany Zjednoczone niepomogą Polsce w smoleńskim śledztwie. To sprawa między Rosją a Polską -powiedział rzecznik Departamentu Stanu” („Rzeczpospolita” z 20 stycznia2011). Podobnie informowały portale internetowe i serwis komórkowyOrange, utrwalając nieprawdziwą a korzystną dla rządu polskiego wersjęinformacji. Inny przykład – niesprawdzona wiadomość o ogromnym znaczeniu emocjonalnym.PAP– 18.02.2011 (depesza z godz.21.15) Polska Agencja Prasowa, nadającswej depeszy tytuł „MAK usunął informację o gen. Błasiku ze swej stronyinternetowej”, a chodziło o drastyczne szczegóły sekcji zwłok gen.Błasika, ofiary katastrofy smoleńskiej, nie sprawdziła faktów; w chwili,gdy ją podano, na stronie MAK nadal figurowały te informacje. OpozycjaManipulowane i kłamliwe informacje dotyczyły nie tylko katastrofy smoleńskiej, ale szczególnie postępowania partii opozycyjnej. 11.10.2010w „Faktach” TVN o godz. 19.00 red. Katarzyna Kolenda-Zaleskarelacjonując Marsz Pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej z 10października 2010 podała: „Jarosław Kaczyński mówi [podczas Marszu|Pamięci]: i nadejdą jeszcze czasy, gdy prawdziwi Polacy dojdą jeszczedo władzy”. Określenie „prawdziwi Polacy” ma w Polsce złą konotację i wwielu kręgach uważane jest za kompromitujące, kojarzy się znacjonalizmem. Tymczasem w rzeczywistości polityk powiedział: „Chcemybyć wolnymi Polakami i chcemy by ten kraj był nasz, był rzeczywiścienasz, by nikt nam nie narzucał obyczajów”. Wybuchła burzapolityczna, w ciągu godziny Kolenda-Zaleska została poinformowana oswoim błędzie. Zamiast jednak sprostować błędną informację, rzekomesłowa Kaczyńskiego, Kolenda-Zaleska poddawała je komentatorom poddyskusję przez następne dwa dni. Podchwytywały je przez wiele godzininne stacje telewizyjne i prasa, pogłębiając dezinformację. Sprawazakończyła się skandalem w środowisku politycznym i dziennikarskim,jednakże przekazane opinii publicznej słowa dalej żyły swoim życiem.Rada Etyki Mediów odmówiła wydania w tej sprawie oświadczenia, ponieważstacja TVN dwa dni po fakcie częściowo przeprosiła widzów.Wpierwszych dniach czerwca 2011 odbył się w Warszawie pięciodniowyKongres „Polska Wielki Projekt”, prezentujący doniosłe wyniki badańwybitnych postaci życia naukowego artystycznego nurtu konserwatywnego,dorobek kilkuletniej pracy think-tanku, Instytutu Sobieskiego.Zgromadził on tysiące widzów na imprezach towarzyszących. Mediamaistreamowe, w tym publiczne, praktycznie pominęły informacje oKongresie. Na jednym z portali widniała informacja, że Kongres odbywasię w Krakowie, a nie w Warszawie, co zdezinformowało część gości,którzy w rezultacie spóźnili się na uroczyste otwarcie imprezy. Jedynywiększy materiał w mediach publicznych dotyczył nagrody dla sławnegokompozytora, ale pominięto informację, że była kulminacyjnym momentemKongresu. Przykład manipulacji wypowiedzi lidera opozycji przeztelewizję publiczną. Na Kongresie Kobiet 9 lipca 2011 lider PiS,Jarosław Kaczyński, mówił o problemach kobiet:„(...) W sporze oto, czy mężczyźni o wyjątkowo wysokiej pozycji społecznej mają wobeckobiet jakieś wyjątkowe uprawnienia, my jasno mówimy nie. Nie mają.Odpowiadają tak jak wszyscy, a wysoka pozycja społeczna powinna wpływaćtylko na zaostrzenie kary, zarówno co do jej wymiaru, jak co do rygorujej wykonywania. (...) My z całą pewnością te wszystkie spotkaniaintegracyjne, nie mówię o tych dobrych oczywiście, tylko te szczególnegorodzaju w różnych wielkich firmach, te wydarzenia, tego rodzaju, twardąręką zlikwidujemy. Bo w tym wypadku trzeba po prostu to całkowiciewyeliminować. Pracownice nie mogą być poniżane.”Tymczasem Wiadomości TVP1 podały wymontowane fragmenty dźwiękowe tej wypowiedzi:„Tewszystkie spotkania integracyjne szczególnego rodzaju w różnychwielkich firmach twardą ręką zlikwidujemy”, a po nim odczytane przezspikerkę zdania: „PiS zapowiada między innymi zaostrzenie kar zagwałty.”Widz otrzymał z mediów publicznych zmanipulowanyprzekaz, będący na rękę konkurującej z opozycją partii rządzącej, żeKaczyński ma zamiar „twardą ręką” zlikwidować spotkania integracyjne wkorporacjach. Stanowiło to dobry pretekst do komentarzy, ośmieszającychradykalizm szefa opozycji i jego rzekomy zamiar wtrącania się wregulaminy pracy wielkich korporacji. Tymczasem jak wynika zprzytoczonej w całości wypowiedzi, szef opozycji zapowiedział lepsząochronę kobiet przed molestowaniem i wykorzystywaniem oraz nadużywaniemwładzy przez szefów-mężczyzn.W końcu sierpnia 2011 sąd wydałwyrok skazujący na więzienie b. posła Henryka Dyrdę na podstawie zeznańBarbary Kmiecik, potwierdzając tym samym ich prawdziwość. Tymczasem tesame zeznania nie były brane pod uwagę w wytoczonym przeciwko b. rządowiśledztwie, związanym z samobójstwem Barbary Blidy; żadna mainstreamowastacja telewizyjna czy radiowa, żaden dziennikarz śledczy, nie tylko niezauważyli, że zeznania te potwierdzają wersję przedstawianą przezpartię opozycyjną, ale nie wspomnieli nawet o rysującej się możliwościpoprowadzenia śledztwa tym śladem. Antoni Macierewicz tolikwidator niezreformowanych przez 18 lat po transformacjipostkomunistycznych Wojskowych Służb Informacyjnych, politykprzedstawiany od lat przez mainstream jako „kontrowersyjny”. Medianotorycznie wprowadzają opinię publiczną w błąd, myląc wygrane przezMacierewicza a przegrane przez MON lub umorzone przez sądy procesy,wytaczane mu przez b. oficerów zlikwidowanych służb. Media podają, żeprzegrał je Macierewicz. Jest to na rękę partii rządzącej, dla którejMacierewicz jest konkurencją do władzy. Komentatorzy powtarzają, żeMacierewicz przegrywa dużo procesów. Opinia publiczna jest tym samympozbawiona informacji o uzasadnieniach wyroków, w których sądystwierdzają, że Macierewicz postępował zgodnie z prawem, i zgodnie zeswoją funkcją likwidatora.W kampanii wyborczej z końcasierpnia 2011 media krytykowały za premierem Tuskiem wypowiedź posłaopozycji Adama Hofmana o posłach ludowej partii PSL, „chłopach”, którzyopuścili wieś i „zdziczeli” w mieście. Telewizje przez kilka dnipokazywały wypowiedź Hofmana, opuszczając jego pierwsze słowa o posłachPSL; w rezultacie wypowiedź zabrzmiała jako pogardliwa wobec rolników igeneralnie mieszkańców wsi. Sprawie nadano nadmierny wymiar, przez kilkadni komentując wypowiedź oraz komentarze do niej. Widzom pozostałoogólne wrażenie, że poseł PiS „jak zwykle” powiedział coś bez sensu i pochamsku. Do przemilczania przedsięwzięć innych nurtów opozycjinależy uczynienie niemal tematu tabu z informacji o Ruchu ObywatelskimJednomandatowych Okręgów Wyborczych i jego akcjach.„Ustawki” jasnogórskie - „Gazety Wyborczej” i telewizji PolsatWciągu ponad roku doszło do dwóch incydentów pod murami Jasnej Góry wCzęstochowie. Zostały one przez prorządowe media, głównie „GazetęWyborczą” i telewizyjny „Polsat News” co najmniej nadinterpretowane. Alew obu przypadkach mieliśmy raczej do czynienia nie tylko ze stronnicząinformacją i nierzetelnością dziennikarską, ale także z „ustawką”,prowokacją dziennikarską, czyli wydarzeniem zaaranżowanym a następniepodsycanym przez media. Dzięki temu błahy temat można było eksploatowaćprzez dłuższy czas, sugerując rzekomo chuligańskie zachowanie zakonnikaorganizującego pielgrzymkę, a związanego z katolickim radiem. Relacje zJasnej Góry, przedstawione przez wyżej wspomniane media to ponadtosztandarowy przykład jaskrawo stronniczego sposobu relacjonowania. 20czerwca 2010 około godz. 19:30, kiedy do sanktuarium na Jasnej Górzeprzybyła pielgrzymka młodzieży katolickiego Radia Maryja, doszło doprzepychanki. Według informacji „Gazety Wyborczej” w zajściuuczestniczył Rafał Maszkowski, publicysta internetowy, prowadzącykrytykującą Radio Maryja stronę, www.radiomaryja.pl.eu.org, któremutowarzyszyła ekipa filmowa kręcąca dokument o Radiu Maryja. Reżyserembył Brytyjczyk polskiego pochodzenia, wg „Wyborczej” sprowadzony podJasną Górę przez Maszkowskiego. Ekipa filmowa podłączyła mu do koszulimały mikrofon, żeby rejestrować reakcje ludzi na rozdawane przezMaszkowskiego ulotki, krytykujące Radio Maryja. Kiedy do Maszkowskiegopodszedł redemptorysta, ojciec Andrukiewicz,organizator pielgrzymki,doszło do sporu. Według Maszkowskiego o.Andrukiewicz zaatakował go i zniszczył mikrofon. Sprawę nagłośniłaczęstochowska „Gazeta Wyborcza” piórem obecnej przy zajściu DorotySteinhagen i nieobecnego Piotra Kowalskiego, ze zdjęciami Piotra Deski.Według gazety: „O. (Piotr) Andrukiewicz [był] z obstawą. Rzucił się naMaszkowskiego z pięściami, rozpiął mu koszulę, wyrwał i popsuł mikrofon.Obstawa zakonnika goniła w tym czasie fotoreporterów dokumentującychzajście” - relacjonowali Steinhagen i Kowalski.A oto ustalenia prawicowego portalu Fronda.pl, który odnalazł świadków zdarzenia:„Ustaliliśmy,że Maszkowski wcześniej zaplanował swoją akcję i to on ściągnął na niądziennikarkę "Gazety Wyborczej". Udział w happeningu proponował takżeinnym mediom. Co najmniej jedna telewizja odmówiła”. Reżyser filmuodmówił Frondzie.pl udostępnienia fragmentu filmu, na którym miało byćwidać atak ojca Andrukiewicza; twierdził, że przekazał go telewizjom TVNi Polsat. „Rzecznik TVN Karol Smoląg powiedział tymczasem, że na filmienie widać sceny ataku i że materiał jest słabej jakości”. RadaEtyki Mediów odmówiła wypowiedzenia się na temat przekroczenia zasadetycznych w opisanych tekstach „Wyborczej”, uzasadniając to tym, żeprawdziwy przebieg zajść jest nieznany. Rok później, podczas XIXPielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę 10 lipca 2011, wedługrelacji stacji Polsat News krewki uczestnik pielgrzymki miał wyrwaćmikrofon i uderzyć reporterkę stacji Polsat News, Ewę Żarską. Kijamimiał zostać poturbowany również kamerzysta tej stacji. W rezultacieŻarska zapowiedziała wniesienie prywatnego oskarżenia, wszczęto odrębnepostępowanie dotyczące zniszczonej kamery. Sprawcę pochwyciła policja,jednakże po przesłuchaniu został zwolniony. Śledztwo trwa, wieleamatorskich filmów zaprzecza wersji podanej przez ekipę Polsatu.Natomiast nie czekając na wyniki śledztwa i nie zważając na protestynaocznych świadków zajścia, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji krótkopo zajściu potępiła pielgrzymów za zakłócanie pracy dziennikarzomPolsatu. We wrześniu 2011 roku poszukiwani byli świadkowie zajścia ks.Małkowskiego i dziennikarzy prywatnej telewizji Polsat na Jasnej Górze,gdyż organy ścigania nie uwzględniały amatorskich filmów, na którychwidać było, że stroną atakującą był dziennikarz. Ustawka „Metra” – Marsz NiepodległościWponiżej opisanym przypadku sprawa wykracza daleko poza wadliweinformowanie czy prowokowanie zachowań, jak w „ustawkach” jasnogórskich.W „ustawce” przed Marszem Niepodległości gazety wzywały obywateli domobilizacji i nadały kompromitujące etykietki legalnie działającejgrupie obywatelskiej. Przyczynić się też mogły do stworzenia sytuacjiulicznej na granicy zamieszek.Dziennik „Metro” (wydawca AgoraSA) rozdawany jest rankami w dni powszednie u wejść do stacji metra. Nieczytują go osoby jeżdżące po mieście samochodem. Warszawskie wydania„Metra” na dziesięć dni przed 11 listopada 2011, wolnym od pracy DniemNiepodległości, codziennie ostrzegały przed planowanymi, wg reporterów,demonstracjami nazistowskimi i faszystowskimi. Pismo wzywało dostawienia bariery nazistom i faszystom, którzy mają zamiar „hajlować”(od „heil Hitler”), i chcą zakłócić warszawski Marsz Niepodległości.Pismo wzywało, by nazistów „za wszelką cenę zatrzymać” podczas marszu nagłównych placach i ulicach miasta. Część ostrzeżeń i wezwań powtarzano w„Gazecie Wyborczej” i na popularnych blogach.Cała sprawawydawała się nieporozumieniem. Nazizm i faszyzm są jednak w Polscepraktycznie niespotykanym nurtem myślenia, kojarzą się zprześladowaniami Polaków i Żydów i z tragicznymi wydarzeniami II wojnyświatowej, z utratą niepodległości Polski włącznie. Te doświadczenianawet w trzecim już dziś pokoleniu pozwalają Polakom ściśle odróżniaćpatriotyzm od szowinizmu. W Polsce odkryto jedną ultranacjonalistycznąstronę internetową ONR, którą można uznać za faszystowską. Z nieznanychprzyczyn nie została ona w omawianym czasie sądownie zablokowana, choćgłoszenie poglądów faszystowskich, podobnie jak komunistycznych, jestkaralne.11 listopada 2010 na Placu Zamkowym spotkały się dwiegłówne grupy manifestantów. „Nazistami” i „faszystami” okazały siępatriotyczne grupy znanych profesorów, dziennikarzy,(np. prof. JanŻaryn, Janusz Korwin-Mikke, Rafał Ziemkiewicz), artystów, studentów izwykłych obywateli, świętujących 92 rocznicę odzyskania niepodległościpo 123 latach zaborów. Druga grupa, często w zakrywających twarzkominiarkach, ubrana w stroje paramilitarne, zaopatrzona w transparenty„Stop nazistom” itp., agresywnie atakowała pierwszą, skandując hasłaantynazistowskie. Zgodnie z wezwaniem gazet „zatrzymywali” pochódrzekomo nazistowski. Niesmak budziła grupa osób ubranych w pasiaki, cosugerowało, jakoby „naziści” planowali więzić ludzi w obozachkoncentracyjnych. Policja ochronnym kordonem otoczyła grupę agresorów,odmawiała też legitymowania ich na żądanie atakowanych osób idących wMarszu. Część pomówionych o nazizm rozważało skierowanie sprawy do sądu,ale agresorów nie udało się zidentyfikować. *Przykładymanipulacji medialnych można by mnożyć. Niemal co tydzień następowałajakaś „wrzutka” mediów do opinii publicznej, fałszywa informacja,rozdymany skandal, a z ich braku sfałszowana wypowiedź. W kampaniiwyborczej manipulacje informacyjne zdarzały się kilka razy dziennie wróżnych mediach. Osobnego tekstu wymagałaby analiza publikacji„Gazety Wyborczej”. W jednym z tekstów porównała ona Piotra Gontarczyka,historyka w IPN zajmującego się lustracją, z antysemickim propagandystąokresu marca 1968 roku, Gontarzem. Czytelnik miał najwyraźniej myśleć,że Gontarczyk jest równie nieuczciwy co niegdyś Gontarz, a w domyśle toantysemita. Kuriozum są wyjaśnienia Piotra Stasińskiego,zastępcy redaktora naczelnego „GW”, który po rozmaitych interwencjach,m.in. ze strony Rady Etyki Mediów, odżegnywał się od krytykipostępowania gazety, wyjaśniając, że nie podpisała ona żadnej KartyEtycznej Mediów, więc – w domyśle – nie ma zapewne powodu, byprzestrzegała zawartych tam zasad dziennikarskich. Za pewnegorodzaju ograniczanie dostępu do prasy można uznać postępowanie spółkiAMS, związanej z koncernem Agora. Przejęła ona w 2007 roku kioskigazetowe w m.in. okolicach Krakowskiego Przedmieścia w centrum Warszawy inie prowadzi w nich sprzedaży gazet opozycyjnych. Na marginesie wartododać, że kioskarki narzekały, że po katastrofie smoleńskiej niedostarczano im do sprzedaży zniczy żałobnych, chętnie zapalanych przezturystów przed Pałacem Prezydenckim. PodsumowaniePodsumowując,należy stwierdzić, że alarmy o zagrożeniu wolności słowa, ograniczaniuswobody debaty publicznej i dostępu do informacji, podnoszone przezczęść polskiej opinii publicznej, oparte są na licznych niepokojącychfaktach. Władze państwowe przez swoichprzedstawicieli podważają konstytucyjność opozycji, prawo obywateli dopełnej informacji, zajmują się potępianiem i ściganiem autorów pracmagisterskich na niewygodne tematy. Ograniczają także lub próbująograniczyć pozaustawowo podstawowe wolności obywatelskie, jak prawo doorganizowania manifestacji i do swobodnego przemieszczania się. Niedbają o odpolitycznienie mediów publicznych, tolerują ich stronniczość iłamanie ustawowych zasad funkcjonowania. Utrudniają, lub tolerująutrudnianie posłom pracy w parlamencie, przez zaniechanie kontroliwspierają nadużycia organów ścigania, sięgają po inwektywy, obraźliwe iwykluczające sformułowania w dyskusjach i polemikach. „Zakażdym razem, gdy prawo do zgłębienia prawdy zostaje pogwałcone, jakiśfragment aktualnej politycznej rzeczywistości ulega deformacji” –napisała Bettine Rohl, ciężko doświadczona przez życie córka UlrikiMeinhof. Gdy jest asymetria władzy, nierównowaga sił, a konfliktwykracza poza cywilizowane ramy, dobro wspólne przegrywa. Polskie media,zarówno publiczne, jak i prywatne, zamiast szeroko i rzetelnieinformować, prowadzić śledztwa dziennikarskie w interesie publicznym ipodtrzymywać wysoki poziom debaty publicznej, pomagają rządzącympseudoelitom tworzyć swoisty Matrix, rzeczywistość ukrywać „za kurtynąfałszu i iluzji” i podmieniać ją na nierzeczywistość. Przemilczająniewygodne dla władzy informacje, manipulują materiałami w sposób zgodnyz oczekiwaniami władz, a nawet organizują zdarzenia, by móc skrytykowaćlub potępić nielubiane lub niewygodne środowiska. Powstałagresywny, antypatyczny typ dziennikarza, poza standardamiobyczajowymi, niewrażliwego na prawdę, obojętnego na dobro publiczne, iuciekającego się do chamstwa. Organizacjepozarządowe są słabe i koncentrują się raczej na sprawach karnych.Organizacje dziennikarskie bardzo słabo bronią dziennikarzy usuwanych zpracy za poglądy.Podsumowując, można stwierdzić, że te procesy prowadzą nieuchronnie do dalszego obniżenia jakości demokracji w Polsce. *„Raport”przygotował Zespół pod kierunkiem Teresy Bochwic; współpraca AnnaMieszczanek i Barbara Świtalska. Konsultacja: Anna Pawełczyńska,Bogumiła Tyszkiewicz, Andrzej Zybertowicz, Jan Żaryn. Serdecznepodziękowania dla mec. Stefana Hambury. Dziękujemy RobertowiWyrostkiewiczowi z KSD, elig i Johnowi Mayowi.