Piłkarze kupują psy warte tyle, co mieszkanie w Warszawie. Specjalne pokoje w domach

W bramce Sergio Rico. Dalej Nelson Semedo, Marquinhos, Pique i Jordi Alba. W pomocy Casemiro, Thomas Partey i Riyad Mahrez. A w ataku Karim Benzema, Raheem Sterling i Mohamed Salah. Tak mogłaby wyglądać jedenastka stworzona z piłkarzy, którym tylko od początku 2018 roku okradziono domy. Można nawet spróbować wystawić przeciw niej drugą. I wcale nie będzie dużo słabsza. Zagrają m.in. Alvaro Morata, Iago Aspas, Fabinho, Sadio Mane, Dele Alli, Mauro Icardi czy Angel Di Maria, o którym niedawno mówił cały piłkarski świat. Argentyńczyk został przedwcześnie zdjęty z boiska w meczu z Nantes (1:2), a trener Mauricio Pochettino przekazał mu, by jechał do rodziny: twój dom został obrabowany.

REKLAMA Zobacz wideo

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że bliskim sportowca nic się nie stało. Gdy bandyci kradli z sejfu biżuterię czy zegarki warte ok. pół miliona euro, oni byli na piętrze. Ale nie zawsze tak to wygląda. Podobną wiadomość do Di Marii otrzymał Marquinhos. Złodzieje zmusili jego ojca, by wprowadził ich do domu. Ten dom piłkarz niedawno kupił rodzicom, by żyli bliżej syna. W 2019 roku partnerkę Alvaro Moraty, modelkę Alice Campello, przestępcy trzymali na muszce pistoletu, gdy jej partner był na zgrupowaniu reprezentacji. – Ukradli nam wiele wspomnień, ale na szczęście zostawili zdrowie – wspominała kobieta, której rodzina niedługo później wyprowadziła się z madryckiej dzielnicy La Moraleja.

Zbigniew Boniek gościem specjalnym "Sekcji Piłkarskiej! Oglądaj teraz!

W Madrycie mają "piłkarski Fort Knox". Gdy złodziej wejdzie, już nie ucieknie

W tej luksusowej okolicy tylko w ciągu ostatnich trzech lat okradane były domy Benzemy, Gabiego, Lucasa Vazqueza, Isco, Casemiro czy Thomasa Parteya. U tych dwóch ostatnich do kradzieży doszło dzień po dniu, a partnerka Lucasa narzekała na Instagramie, że nie czuje się bezpiecznie. Złodzieje w La Moraleja poruszali się jak u siebie, choć ostatnio sytuacja się uspokoiła, bo policja zwiększyła patrole, a zawodnicy zainwestowali w ochronę. Niektórzy podjęli też bardziej drastyczny krok i wyprowadzili się do La Finki, innej luksusowej dzielnicy Madrytu, która jest nazywana "bunkrem" lub "piłkarskim Fortem Knox". Żyli lub żyją tam Gareth Bale, Diego Simeone, kierowca Carlos Sainz czy Cristiano Ronaldo, nie mówiąc już o elicie hiszpańskiego świata finansowego.

Madrycka La Finca Google Maps

– To miejsce, w którym zainwestowano kolosalne pieniądze w systemy bezpieczeństwa. Jeśli złodziej wejdzie na teren La Finki, nie będzie mógł uciec – mówi ekspert ds. bezpieczeństwa Ildefonso Polo. Przy wejściu do dzielnicy ochroniarze proszą o informację, do którego domu się wybieramy. Jeśli nieproszony gość będzie się pałętał lub jego wersja wydarzeń nie zostanie potwierdzona, szybko opuści teren. Hiszpanie piszą, że jest ona azylem dla ludzi szukających spokoju, bo na ulicach La Finki nie dzieje się absolutnie nic.

Horror w całej Europie. Odbijało się to też na rodzinach. "Tato, czy oni wrócą?".

Fala kradzieży była również w Barcelonie i innych miastach Hiszpanii. Gdy Kevin-Prince Boateng po raz pierwszy znalazł się w kadrze meczowej Barcy, został okradziony i stracił ok. 300 tys. euro. Domy Jordiego Alby i Arthura zostały napadnięte, gdy Barca grała w Lidze Mistrzów. W Sewilli podczas derbów zaatakowane zostały posiadłości Williama Carvalho i Joaquina. Przy okazji meczu Valencia – Villarreal okradziono aż czterech zawodników. W Vigo majątek stracili Emre Mor i Iago Aspas. W sumie, włamań doliczono się przynajmniej do dziewiętnastu przedstawicieli LaLiga – przedstawicieli, bo problem dotknął też trenerów, np. Zinedine'a Zidane'a.

W Anglii horror przeżył Robin Olsen z Evertonu, którego rodzinie grożono maczetami. W maju ubiegłego roku we własnym domu pobity został Dele Alli, któremu grożono też nożem, podobnie zresztą jak Mesutowi Oezilowi i Seadowi Kolasinacowi, którym w heroiczny sposób udało się odeprzeć atak. A lista jest znacznie dłuższa – można dopisywać Carlo Ancelottiego, Wayne'a Rooneya czy wspomnianych wcześniej Mane i Salaha.

Kłopoty mieli również Włosi. Westonowi McKennie z Juventusu w trakcie jednego z pucharowych meczów z szafy zniknęło sporo drogich ubrań. Ze złodziejami zmagali się też zawodnicy Napoli. Przekonał się o tym Arkadiusz Milik, któremu – jak relacjonował "Il Mattino" – neapolitańscy bandyci mieli przyłożyć pistolet do głowy i zmusić go do oddania luksusowego zegarka. A przykłady można mnożyć i mnożyć, tym bardziej, gdybyśmy cofnęli się do historii. – Przystawili mi pistolet do skroni, a patrzyła na to moja czteroletnia córka – tak napad z 2008 roku wspominał Florent Balmont, były gracz Lille. A Vitorino Hiltona, dawnego lidera defensywy Marsylii, dzieci pytały: "Tato, czy oni wrócą?" Niedługo później stoper zmienił klub na Montpellier, gdzie żyło się spokojniej.

Łatwiej okraść dom piłkarza niż zakład jubilerski

Piłkarze kupują psy warte tyle, co mieszkanie w Warszawie. Specjalne pokoje w domach

W "El Pais" policjanci tłumaczą, że "dużo łatwiej okraść dom piłkarza niż bank lub zakład jubilerski". Opisujący temat dziennikarze "El Mundo" zwracają uwagę, że włamywanie się do domów piłkarzy pod ich nieobecność stało się specjalnością przestępców z Europy Wschodniej, głównie Albańczyków. Z kolei bandyci z Ameryki Południowej (Kolumbia, Chile) nie patrzą na to, czy ktoś jest w domu, co może prowadzić do starć fizycznych i potencjalnych uszczerbków na zdrowiu. W 2019 roku hiszpańska policja zatrzymała czterech Albańczyków i Hiszpana za okradzenie licznych domów, w tym Isco, Zidane'a czy Thomasa, któremu zabrano nawet paszport.

Jeden z agentów rozpracowujących grupy złodziei tłumaczył w "El Mundo", że rabunki zwykle przeprowadzają grupy czterech osób, które poruszają się po całej Europie. – Spędzą miesiąc w Madrycie, potem kolejny w Paryżu i w Mediolanie. Przed napadem długo analizują okolicę, a gdy już się włamią, szukają przede wszystkim zegarków, biżuterii i pieniędzy, czyli rzeczy, które łatwo przetransportować – tłumaczył policjant. Powiedzieć coś o tym może Mahrez, który w maju 2020 roku stracił zegarki Richarda Mille, Roleksy Daytonę i Day-Date czy biżuterię Cartiera warte w sumie grubo ponad pół miliona euro. – Na luksusowe zegarki jest duże zapotrzebowanie na czarnym rynku. Czasami zdarza się, że złodziej jeszcze przed napadem ma już znalezionego kupca – zwraca uwagę Inaki Jauregui, pracownik firmy Mars Intelligence, odpowiadającej za bezpieczeństwo wielu piłkarzy z hiszpańskiej elity.

Zwykły alarm to za mało. Taki sklepowy też się do niczego nie przyda

Jak mówi Jauregui, dziś w Hiszpanii ledwie 10-15 proc. piłkarzy korzysta z dodatkowej ochrony. Jednym z niewielu, który powiedział o tym głośno, jest Marcos Llorente z Atletico. – Same kamery i alarm, tym bardziej autorstwa zwykłych komercyjnych marek, to dziś za mało. – Potrzebujesz niestandardowych rozwiązań. Musisz skorzystać z systemów monitorujących wnętrze, ewentualne tłuczenie szkła czy uszkodzenia fasady, a do tego dołożyć jeszcze pierścień wokół domu, np. z wideoanalizą osób znajdujących się na terenie posiadłości. I nie mogą to być normalne alarmy, bo standardowe systemy są łatwe do rozczytania – tłumaczył w "El Espanol" Javier Lopez, szef ochroniarskiej Grupo SEA.

Kolosalny wpływ mediów społecznościowych. "Równie dobrze można dać złodziejom klucze do domu"

Złodzieje mają różne metody inwigilacji. Biorą na cel bliskich lub byłych pracowników sportowców, którzy są w stanie zapewnić dane na temat majątku czy rozkładu nieruchomości. – Jedną z pierwszych rzeczy, o które pytamy klientów, jest lista zatrudnianych przez nich osób – mówi Jauregi. Przestępcy są na tyle bezczelni, że potrafią np. o trzeciej nad ranem latać dronem wokół domu, szukając dróg wejścia, wyjścia i kosztowności. Najlepszym źródłem informacji są jednak sami piłkarze i ich media społecznościowe. Kiedyś krytykowany był za to Benzema, który udostępnił na Twitterze filmik, gdy jego dom był pokazywany z lotu ptaka. Eksperci komentowali, że Francuz prosi się o problemy.

– Obserwujcie Neymara i róbcie wszystko inaczej niż on – powiedział w "Telegraphie" Alex Bomberg, szef firmy ochraniającej gwiazdy. Brazylijczyk lubi na Instagramie pokazywać, jak i z kim imprezuje, jakie ma zegarki, jaką biżuterię... Wszystko pokazywał jak na tacy. To samo robiły jednak również partnerki zawodników, ich dzieci, kumple czy najbliżsi współpracownicy. – Równie dobrze mogliby dać złodziejom klucze do domów – śmiał się Bomberg, a Lopez rekomenduje swoim klientom, by fotkami z wakacji chwalili się dopiero po powrocie do domu.

Pies – najlepszy przyjaciel człowieka. Ale i dobry obrońca, warty tyle, co mieszkanie w Warszawie

Tym bardziej, że - jak mówili policjanci w rozmowie z "El Pais" - "w czasach kryzysu kradzieże wracają". Pandemia i ograniczenia w przemieszczaniu się początkowo ograniczyły problem, ale powrócił on późną wiosną 2020 roku. A wraz z kłopotem wróciła dyskusja na temat bezpieczeństwa. Koszt całodobowej ochrony to kilkaset tysięcy euro rocznie. Niby dużo, ale ile jest wart spokój piłkarza zarabiającego miliony euro? Jedni się na to decydują, inni szukają alternatywnych rozwiązań. Neymar czy Cristiano Ronaldo zatrudniali ochroniarzy, którzy nie spuszczali z nich oka. Po ubiegłorocznej fali kradzieży gwiazdorzy Premier League postawili na świetnie wyszkolone psy ochronne, których koszt waha się między 8 a 75 tysiącami funtów. Zainwestowali w nie Hugo Lloris, Jesse Lingard czy Marcus Rashford. Sterling i Tyrone Mings (Aston Villa) mają rottweilery, Mark Noble dwa duże owczarki, a Alli dobermana.

– Kiedy spróbuje napaść cię gang uzbrojony w maczety i kije bejsbolowe, potrzebujesz psa, który nie tylko nie będzie się bał, ale jeszcze będzie chciał cię bronić – mówi Richard Douglas, współwłaściciel firmy Chaperone K9 specjalizującej się właśnie w szkoleniu psów. Jej klientami są praktycznie wyłącznie piłkarze z Premier League. – Taki krąg zaufania jest naszym dużym atutem – deklaruje Douglas, który zauważa, że szkolenie psa może potrwać nawet dwa lata, a "New York Times" dodaje, że wśród zawodników istnieje nawet rywalizacja o to, by mieć najlepszego psa z danej rasy.

Nowa moda w domach piłkarzy: basen, garaż na cztery auta, sauna i "azyl"

W domu Rashforda, który Anglicy nazywają fortecą (gdy włącza się alarm, ucieczka jest praktycznie niemożliwa), zainstalowano "azyl", tzw. panic room. W nim gospodarz może przeczekać w sytuacji nagłego zagrożenia czy niepostrzeżenie ewakuować się z domu, w którym grasują włamywacze. – Takie pomieszczenia stały się normą. Kiedy buduje się dom, na liście zadań jest sauna, basen, garaż na cztery samochody, sala do kręgli i właśnie azyl – powiedział Paul Weldon, szef firmy specjalizującej się w "panic rooms", w rozmowie z "NYT".

Najtańszy taki pokój da się zrobić za 50 tysięcy dolarów. Najdroższy kosztował milion, a zawarto w nim liczne generatory, klimatyzację i system ochrony przed biologicznymi i chemicznymi atakami. – Dałoby się tam przeżyć przynajmniej miesiąc – mówi Weldon, z którego usług korzysta wielu zawodników z Premier League.

Jak podaje "L'Equipe". Paris Saint-Germain zdecydowało się wynająć piłkarzom osobistych ochroniarzy, którzy będą patrolować okolice domów w czasie meczów, a i lokalna policja podjęła kroki w walce ze zorganizowaną przestępczością. Kluby nie mogą lekceważyć zagrożenia. A "NYT" informuje, że giganci z Premier League już inwestują kolosalne pieniądze w ochronę piłkarzy i inni nie mogą zostać z tyłu. Bo gwiazdy coraz częściej będą podczas negocjacji transferowych pytać: a jak ochronicie mnie i moich bliskich?