Control - recenzja gry. Czy warto zagrać?

Później dowiadujemy się, że to miejsce mocy, w którym przebywa tajemniczy zarząd, głos doradczy dyrektora Federalnego Biura Kontroli. Biura monitorującego i przeciwdziałającego zjawiskom paranormalnym, w którego siedzibie właśnie się znaleźliśmy.

Co więcej, broń, którą podnieśliśmy (a która, czego możemy dowiedzieć się śledząc porozrzucane tu i ówdzie dokumenty, jest kolejnym wcieleniem Excalibura i Mjolnira) w pewien sposób uczyniła nas nowym dyrektorem biura.

Jeśli dotąd wszystko wydało się Wam całkiem logiczne to co powiecie na fakt, że wszystkie spotykane w grze postacie już wiedzą, że jesteśmy nową dyrektorką? Mało tego, na ścianach już wiszą obrazy naszej bohaterki! A przecież korytarze są puste, bo większość pracowników wisi u sufitów mamrocząc przyprawiającą o ciarki na plecach inkantację.

Wciąż mało klimatycznie i tajemniczo? No to dorzućmy jeszcze do tego fakt, że całe biuro znajduje się w budynku emanującym mocą, na pograniczu wymiarów. To Najstarsza Siedziba – twór potrafiący zmieniać swoje kształty. Coś jak w słynne schody w Hogwarcie, tylko na znacznie większą skalę.

W czasie gry pytania mnożą się i mnożą, ale jednocześnie są na tyle intrygujące, że nie możemy wręcz oderwać się od telewizora.

Kto robi takie zdjęcie dozorcy? Kim on właściwie jest, że jego zdjęcie wisi w głównym halu biura?

Znacie powiedzenie „Im dalej w las tym więcej drzew”? Wprost idealnie pasuje ono do Control. Odkrywamy jedną tajemnice (o ile można tak nazwać uchylenie jej rąbka), a już natrafiamy na tuzin kolejnych. Kim jest dozorca? Dlaczego jako jedyny bez specjalnego wzmacniacza nie popadł w obłęd? Co dzieje się z ludźmi? Skąd wziął się Syk - byt, który najwyraźniej opętał część ludzi stanowiąc śmiertelne zagrożenie dla pozostałych?

W czasie gry pytania mnożą się i mnożą, ale jednocześnie są na tyle intrygujące, że nie możemy wręcz oderwać się od telewizora/monitora. Coś jak we wspomnianym wcześniej „Fringe” czy „Twin Peaks”. Szczególnie, że z czasem atmosfera jeszcze gęstnieje, „wróg” rzuca przeciw nam coraz to wymyślniejsze formy opętanych, a twórcy dwoją się i troją by dostarczyć nam coraz to ciekawsze i bardziej zakręcone zadania.

Biurkiem w paszczę szaleństwa

Skoro mamy inwazję przeciwnika, najprawdopodobniej z innego wymiaru to i walka nie może być typowa. O zmieniającej się broni już wspominałem – ma ona kilka różnych odmian, w które potrafi się przeistoczyć, a które wymagają odblokowania podczas gry.

Poza tym jednak nasza bohaterka dysponuje umiejętnością wykorzystywania mocy obiektów paranormalnych. Tych zaś w Najstarszej Siedzibie jest całkiem sporo, bo gdy tylko zdarzał się gdzieś jakiś przedziwny incydent agenci biura kontroli zaraz znajdowali się na miejscu i niczym Men in Black pacyfikowali zagrożenie. Wszystkie „cudowne” przedmioty lądowały zaś w dziale badawczym.

Dzięki temu szybko odnajdujemy „szaloną”, 5,5-calową dyskietkę z rosyjskimi kodami nuklearnymi, która potrafi rzucać przedmiotami. Za jej sprawą zyskujemy podobną umiejętność, co od razu przydaje się podczas walki. Później dochodzą do tego dochodzą jeszcze inne, nie mniej dziwaczne obiekty i powiązane z nimi zdolności. Wierzcie lub nie, ale niektóre opisy takich paranormalnych przedmiotów potrafią nieźle rozbawić.

Control - recenzja gry. Czy warto zagrać?

Nie da się ukryć, że mechanika walki w wielu miejscach podobna jest do tego co widzieliśmy już w Quantum Break. W Control jednak wydaje się ona dużo bardziej naturalna i znacznie bardziej intuicyjna. Odblokowując kolejne umiejętności można jednak napotkać pewne trudności, tak aby opanować wszystkie sztuczki w stopniu wystarczającym do pokonania co trudniejszych bossów. Te zaś bywają mocno upierdliwe.

Szczególnie, że łapanie przedmiotów, którymi później rzucamy we wrogów nie jest aż tak precyzyjne jakby się wydawało. Nie raz niemile zaskoczony zostałem nagłym wybuchem przypadkowo chwyconej butli, która zamiast w przeciwnika trafiła w barierkę odbierając mi większość życia. Na szczęście, nawet takie „niespodzianki” nie były w stanie wytrącić mnie z równowagi na tyle bym rzucił Control w kąt i nie chciał grać dalej.

Czarnoziem ze skazą

Oczywiście, wad i niedociągnięć jest tu więcej. Control, choć świetny fabularnie, nieco traci przez kilka dość irytujących niedoróbek. Po pierwsze – system zapisu, który przerzuca nas do ostatniego przejętego przez nas miejsca kontrolnego. A, że ginie się tu dość często, przynajmniej na początku, może to oznaczać konieczność ponownego przebiegnięcia przez sporą ilość korytarzy i pomieszczeń.

Po drugie – choć twórcy obiecywali stabilne 30 klatek na sekundę nie do końca im się to udało. Gra potrafi potężnie chrupnąć, i to nawet w miejscach, gdzie nie walczymy, a jedynym „problemem” są duże, otwarte i dość puste przestrzenie. Na Xbox One X, na którym grałem spadki bywały dość potężne.

I wreszcie po trzecie – brak wsparcia HDR na premierę gry. Tego to już zupełnie nie rozumiem. Control aż prosi się o porządny HDR, z tymi wszystkimi źródłami światła, odblaskami i dziwacznymi lokacjami. Nie wiadomo czy Remedy w ogóle o tym nie pomyślało czy też może napotkało jakieś problemy, które nie pozwoliły im zaimplementować tej technologii. Dość powiedzieć, że w lakonicznym komunikacie na Twitterze poinformowali, że jak na razie nie ma co liczyć na te dodatkowe efekty.

W Control jest też sporo elementów RPG - od rozwijanego drzewka umiejętności, po nowe rodzaje broni i tworzenie ich modyfikacji

Na koniec tej wyliczanki muszę dodać jeszcze jedno - szkoda trochę, że większość wprowadzających dodatkowy klimat smaczków poukrywano w Control w leżących wszędzie notatkach, taśmach, dokumentach i filmach poglądowych stworzonych specjalnie dla personelu biura. By się wkręcić trzeba trochę pomyszkować i zaglądać w każdy kąt. Nie każdy to lubi.

Control – czy warto kupić?

O, jeszcze jak! Ta gra aż krzyczy – zagraj we mnie i daj się zaskoczyć. Control wygląda może i strasznie sterylnie, ale opowiadana przezeń historia jest tak nietypowa i tak niesamowicie wciągająca, że cała reszta przestaje mieć znaczenie.

Można zaliczyć tu tuzin śmierci, przy próbach przejścia jednej tylko misji, a i tak nie jesteśmy w stanie oderwać się od telewizora. Nie dlatego, że jak w Dark Souls chcemy poczuć satysfakcję z pokonania wymagającego bossa, ale dlatego, że pcha nas czysta ciekawość – co będzie dalej?

Jakie jeszcze tajemnice skrywa Najstarsza Siedziba? Skąd wziął się Syk? I czy może pośród zakamarków Federalnego Bura Kontroli coś ważnego uszło naszej uwadze? Chcecie poznać odpowiedzi? No to musicie w to zagrać. Naprawdę warto!

Ocena końcowa Control:

Ocena ogólna:

92% 4,6/5

Grę Control na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej polskiego dystrybytora - firmy CDP