Former PZPN president Michał Listkiewicz for the fact: I was also overheard!

Michał Listkiewicz: - Raczej rozbawiła. Jak się dowiedziałem, że kiedy mamy system Pegasus, ktoś podkłada podsłuch za 400 złotych z bazaru, to się roześmiałem. Nie ma się czym przejmować, bo widać w PZPN podsłuchiwanie to taka tradycja. Kiedy byłem prezesem trzykrotnie odkryto w moim gabinecie urządzenia monitorujące rozmowy, niejaki Kulikowski rejestratorem ukrytym w zegarku nagrywał mojego następcę Grzegorza Latę, a Robert Sowa, w którego restauracji znaleziono "pluskwy" zaczynał przecież jako kucharz reprezentacji Polski. Pamiętam, że kiedy za moich rządów znaleziono podsłuch, to się śmiałem, że widocznie ktoś jako pierwszy chce poznać, jaki skład kadry wytypował trener Leo Beenhakker.

Często korzystał pan z usług firmy odnajdującej urządzenia podsłuchowe?

Raz do roku. Dla komfortu psychicznego. To były trudne czasy. Okres wojny futbolowej z ministrem Dębskim i potem z Lipcem. Pamiętam, że kiedy rzucałem jednemu z pracowników hasło "czyścimy dywany", to był to nasz wewnętrzny kod, sygnał, że nadeszła pora, żeby wezwać fachowców od "pluskiew". Wchodzili specjaliści i rzucali: rozpoczynamy akcję "liść dębu". Było i strasznie i śmiesznie.

Zobacz także

5 najważniejszych zadań nowego prezesa PZPN Cezarego Kuleszy

PZPN w rytmie disco - polo. Cezary Kulesza będzie następcą Zbigniewa Bońka?

Kim pan jest, panie Kulesza? Oto nowy prezes PZPN

Wiadomo jakie treści wtedy wyciekły?

- Nie mogło to być nic istotnego, bo dziś rozmawialibyśmy na widzeniu. Przeżyłem tyle ataków z różnych stron na siebie i związek, że informacja o odkryciu "pluskiew" nie robiła na mnie wrażenia. Dlatego dziwię się, że PZPN nadał taki rozgłos medialny całej sprawie. Moim zdaniem zupełnie zbędny. Ale może z federacji chciano wysłać sygnał - zobaczcie jesteśmy tak ważni, że aż nas podsłuchują... Policja przyjęła zgłoszenie, bo musiała i rozpętało się zamieszanie. Dla mnie o wiele ważniejsza była informacja o nadaniu Stadionowi Narodowemu imienia Kazimierza Górskiego.

A może po prostu ujawniono sprawę, bo prezes Kulesza spotkał się z podobną sytuacją po raz pierwszy, był totalnie zaskoczony i chciał o tym poinformować opinię publiczną?

- Spokojnie. Cezary Kulesza to zaprawiony biznesmen. Z doświadczeniem w zdecydowanie poważniejszych branżach jak piłka nożna. Inwestuje w show biznes, deweloperkę, więc na pewno ma świadomość, o czym i gdzie można rozmawiać.

Kto stoi za podłożeniem "pluskwy" Kuleszy?

- Jakiś drobny szantażysta. Może zawiedziony współpracownik, który liczył na jakieś eksponowane, a przede wszystkim dobrze płatne stanowisko, a go nie dostał? Przypuszczam, że to człowiek, który ma znajomości lub wpływ na pracowników PZPN, skoro potrafił któregoś z nich namówić lub zmusić do podłożenia "pluskwy". Ale naprawdę nie ma się czym przejmować. Jakaś amatorszczyzna i tyle...

Michał Listkiewicz nazywa rzeczy po imieniu. Mówi też o przyszłości Krychowiaka

Polowanie na młode talenty. Działacze PZPN spotkali się w Bawarii ze zdolnymi piłkarzami

Nowy prezes PZPN zmiażdżył rywala. Grzegorz Lato nie ma wątpliwości, dlaczego tak się stało