Sąsiad polski - "Bob Budowniczy" wierci od rana, u niechluja śmierdzi, awanturnik bije. Witamy w bloku

Z dołu słychać uderzenia młotkiem, z góry czyjeś uniesienia miłosne, z lewej wiertarkę, z prawej rozkrzyczane niemowlę. A z parteru pijacką awanturę. Gdzie jesteśmy? W naszym kupionym za ciężkie pieniądze mieszkaniu w bloku. A wokół nas nasi najukochańsi, jedyni, niepowtarzalni - sąsiedzi. Znacie to, prawda? Piszemy o nich w sieci i obgadujemy na imprezach, a znajomi kiwają ze zrozumieniem głowami. Wygląda, jakby każdy z autopsji znał problem pt. "sąsiad z piekła rodem".

A to nieprawda. Badanie CBOS "Kontakty z sąsiadami i inne więzi społeczne" pokazuje, że aż 73 proc. sąsiadów świadczy sobie przysługi - np. pożyczenie jakiegoś sprzętu domowego czy pilnowanie dziecka pod nieobecność rodziców. Choć 83 proc. z nas utrzymuje z sąsiadami kontakty "grzecznościowe" - ograniczone do witania się, to z kolei co trzeci Polak (34 proc.) utrzymuje z sąsiadami kontakty towarzyskie, czyli np. bywa na sąsiedzkich imprezach. Z kolei w badaniu Millward Brown aż 89 proc. Polaków oceniło, że lubi sąsiadów.

REKLAMA

Dlaczego najczęściej jesteśmy z sąsiadami na poziomie grzecznościowym, natomiast gdy już rzeczywiście się poznamy i polubimy, to bardzo cenimy te relacje?

- Polacy - według wszystkich psychologicznych badań - są nieufni wobec tych, których dobrze nie znają. Potrzebują czasu, żeby przełamać opór i niechęć do zawierania pochopnych znajomości. Ale jak już się, często przypadkiem, poznają, to nawiązują przyjazne, także sąsiedzkie, relacje - mówi dla Weekend.Gazeta.pl psycholog społeczny dr Hanna Hamer z Uniwersytetu SWPS.

Zaledwie 6 proc. pytanych przez CBOS mówi, że ma z sąsiadami jakiś konflikt. Skąd więc tyle historii o złych sąsiadach? - W sieci i w rozmowach ludzie często narzekają (także ubarwiając i koloryzując opowieści) na sąsiadów-potworów, bo to ciekawsze, niż opowiadać o sympatycznych ludziach. Lubimy być słuchani. News jest, jak wiadomo, wtedy, gdy to "człowiek pogryzł psa", a nie odwrotnie - tłumaczy dr Hamer.

Dlatego każdy, kto mieszkał w bloku, wyróżni kilka typów sąsiada. Oto niektóre z nich.

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Bob budowniczy

Weekend. Delikatny powiew ciepłego powietrza z otwartego okna pieści naszą twarz, owiewa zamknięte jeszcze powieki. A pod nimi sen. Idylla. Tylko ten traktor. Chyba nadjeżdża. Jest coraz głośniejszy. I głośniejszy. Zaczyna do nas docierać straszliwa prawda. To nie traktor. To sąsiad. I jego najnowszy model wiertarki, którą właśnie odpalił. O ósmej rano, niech go piekło pochłonie.

Sąsiedzi z klatki mają już teorię, że gość trenuje montowanie boazerii. W jeden weekend zakłada, w drugi - zrywa. I tak od sześciu lat, co sobotę. Co tydzień. - Kiedy ojciec poszedł zwrócić mu uwagę, mało mu nie przywalił po tym, jak tamten zaczął pyskować - opowiada nam Jarek, który mieszka w bloku na warszawskim Żoliborzu.

Takiego sąsiada - Boba Budowniczego - ma chyba każdy blok mieszkalny w Polsce. To taki, co czerpie radość z zadawania cierpień bliźnim poprzez ciągły, uporczywy i nieprzerwany remont swojego mieszkania. Nie zazdrościmy naszemu czytelnikowi :

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Awanturnik

Chyba najgorszy ze wszystkich. Sami zobaczcie.

- Ludzie, od których kupowałam mieszkanie, uczciwie mnie ostrzegali, że z sąsiadami z parteru mogą być problemy. I zaczęli opowiadać, jak to o każdej porze dnia i nocy z parteru dochodziły krzyki mężczyzny i kobiety, płacz, ataki histerii, a także odgłos rzucania czymś o ściany. Niestety mówili prawdę - szybko się okazało, że to "coś" to lokatorka, a damskim bokserem, a raczej miotaczem, jest jej partner - opisuje nam pani Ania z warszawskiej Białołęki.

Trzeba było działać. Na dźwięki awantury sąsiedzi pani Ani wysłali do pary z parteru całą delegację. O pierwszej w nocy na korytarzu spotkali się panowie w bokserkach, panie w szlafrokach, wszyscy odziani stosownie do pory. Po krótkiej wymianie zdań padło: - Bo zadzwonimy po policję.

- Odpowiedź, jaką usłyszeliśmy z ust krewkiego sąsiada, była żywcem wzięta z filmu "Psy" Pasikowskiego - relacjonuje pani Ania. Pan odpowiedział bowiem: To ja jestem policja .

Okazało się, że nie tylko on, ale i jego partnerka pracują w jednej z komend dzielnicowych. Ale na każdego znajdzie się metoda. W końcu się wyprowadzili. Być może zadziałali rodzice lokatorki, do których faktycznie należało mieszkanie, a być może sąsiadka z naprzeciwka. Pracowała w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego...

Ale bywają tacy, na których nic nie poradzisz. Warszawska Praga, początek lat 90., stara kamienica, ostatni piątek miesiąca, zwany w pewnych kręgach świętem Matki Boskiej Pieniężnej, czyli po prostu dniem wypłaty. Oj, cały dom wiedział, że wypłata była, bo z mieszkania pana taksówkarza dochodziły krzyki i odgłosy bicia. Pan taksówkarz bowiem, gdy dostawał do ręki wypłatę, upłynniał natychmiast jej część na alkohol. A potem wracał i bił żonę. I nikt z tym nic nie robił.

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Niechluj

- Doskonale wiem, kiedy mój sąsiad wychodzi z mieszkania albo do niego wchodzi. Bo zaduch z jego mieszkania utrzymuje się na korytarzu około pół godziny po tym, jak pan wchodzi lub wychodzi - opisuje w rozmowie z nami pan Maciej z krakowskiego Podgórza. I dodaje: - Pan nie otwiera okien. W ogóle. Odkąd wprowadził się trzy lata temu, nie widziałem, by wietrzył. Okna szczelnie zasłonięte. Dwa razy uchylił drzwi balkonowe, bo wywieszał pranie. Ja rozumiem, że chroni prywatność, ale jego wstręt do świeżego powietrza uderza w nas, jego sąsiadów. A dokładnie w nasze nosy.

Fuj. Współczujemy. Pan Maciej z pewnością znalazłby wspólny język z jednym z naszych czytelników. Ma problem z parą emerytów lub rencistów. Mieszkają nad nim:

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Sąsiad polski -

Szpieg

Znacie ten klimat, prawda? Wychodzimy z domu, i nagle słychać cichy stuk zamykanych obok drzwi. Albo idziemy osiedlową uliczką, a tu na parterze za firanką... wiadomo. Osiedlowe komando do zadań specjalnych, wiek różny. Cecha wspólna? Duuużo czasu, żeby podglądać, co sąsiedzi robią. Ekwipunek? Lornetka, a jakże! Oto, jak to opisuje jeden z forumowiczów Gazeta.pl :

Jak cię widzą na korytarzu, to niby nic, wszystko okej, powiedzą "dzień dobry", zapytają, jak zdrowie. Ale spróbuj zrobić nawet najmniejszy remont. Będzie tak, jak u naszej czytelniczki :

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Typ, Którego Trzeba Się Bać

Na pewno zdarzyło się wam obejrzeć jakiś amerykański film, w którym grupa dzieciaków boi się tajemniczego sąsiada, który uchodzi za wariata, i nie wiadomo, czy nie przyjdzie mu do głowy przyrządzenie z dzieci potrawki w buraczkach. Czasem, jak w arcyklasyku "Zabić drozda", sąsiad okazuje się kompletnie nieszkodliwy. Ale nie w przypadku pana Rafała z Łodzi.

- Mój święty spokój skończył się w dniu, w którym do mieszkania nade mną wprowadził się około 40-letni "byczek", pokryty tatuażami - mówi nam pan Rafał. Okazało się, że jego nowy sąsiad niedawno wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za zabicie matki. A to mieszkanie właśnie po niej odziedziczył.

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Małżeństwo z Małymi Dziećmi

Historia jakich wiele: dziecko biega po mieszkaniu, wrzeszczy, śpiewa, skacze . Do 23. I weź tu pójdź następnego dnia do roboty wypoczęty i wyspany. Bywają wyjątki: w pewnym bloku w Warszawie mieszkają ludzie, którzy zapytani, czy małemu dziecku nie będzie przeszkadzać impreza, powiedzieli: - A rób spokojnie, możecie być głośno, ona jak zaśnie, to nic jej nie obudzi. Zazdrościcie? No pewnie, że zazdrościcie. To przypadek jeden na milion.

Dzieci bowiem, jak wiadomo, są działającymi niczym perpetuum mobile maszynami do wydawania dźwięków. Ich prawo, są dziećmi. Ale jak rodzice nie potrafią wyregulować głośnika swojej pociechy, to inni zaczynają przeklinać ich sąsiedztwo. Bo bywa tak, jak opisała czytelniczka Szafa.pl : 4-letnie dziecko jej sąsiadów od 8.30 rano "umila" jej czas bieganiem po mieszkaniu, odbijaniem piłki, jeżdżeniem narolkach (sic!!), gwizdkiem. Czytelniczka sama jest młodą matką - a jej maluch płacze, bo przez hałasy zza ściany nie może spać.

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Korespondent Klatkowy

Na drzwiach, windzie, domofonie. Kartka. A na niej wiadomość. Raz anonimowa, a raz wiadomo, o kogo chodzi - np. o "tę spod 24-ki". I wszechobecne sąsiadki, które proszą. "Proszę nie włączać pralki w sobotę wieczorem, bo nie mogę oglądać telewizji(nie było mnie w domu 3 dni). Proszę nie palić w sypialni, bo przez wentylację przechodzi do mnie smród papierosów (nigdy nie paliłam) - denerwuje się w rozmowie z nami Wiktoria z Tychów.

Natalia wścieka się na ludzką hipokryzję . Nikt przecież potworowi jednemu i drugiemu nie zwróci uwagi, że się wydziera i bije żonę. Nikt nic w sprawie kradzieży i zniszczeń nie napisze. Ale "dziwka z naprzeciwka" musi zostać napiętnowana :

(fot. matkaroku.blogspot.com/)

Szczególnym rodzajem blokowych ogłoszeń są te o imprezie, w stylu: "szanowni sąsiedzi, robimy imprezę, z góry przepraszamy za lekki hałas, mamy nadzieję, że nie będziemy za bardzo przeszkadzać". Blok na warszawskim Ursynowie, gdzie autor widział taką "windową" korespondencję, jest na szczęście dość "młody" i - mimo mnożących się w oczach wózeczków i tuptających po korytarzu latorośli - panuje w nim spore zrozumienie dla imprezowiczów. "A bawcie się dobrze! :)", "Miłej balangi!" - to dopiski odręczne. Na 10 windowych wiadomości tylko jedna była przeciwna imprezie.

Pan i Pani Hałas

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Nawet nie będziemy próbować przelicytować tego, co przydarzyło się naszej czytelniczce . Oto jej historia:

Czy jest rzeczywiście tak, jak to określiła Natalia, że

" mieszkamy wśród chamów, w otoczeniu pełnym agresji "

? Niekoniecznie.

Czy sąsiedzkie wojny to polska specyfika, zwłaszcza mieszkańców miast, skazanych na wspólne życie przez ścianę w bloku? Nic podobnego. - Sąsiedzkie wojny to specyfika ludzi po pierwsze: o ograniczonych horyzontach, po drugie: nauczonych walczyć o wszystko, ponieważ nie umieją rozwiązywać problemów przy pomocy kompromisu, po trzecie: takich, których nikt nie nauczył współpracy, po czwarte: po prostu niemiłych, gruboskórnych, chamskich, po piąte wreszcie uzależnionych od adrenaliny i dostarczających jej sobie także wojną z sąsiadami. Narodowość nie ma tu nic do rzeczy - kwituje dr Hamer.

A to oznacza, że istnieje pomijana kategoria sąsiada. Nierzucająca się w oczy, uszy i nos. Taka, której na co dzień nie zauważamy, bo nie zwraca na siebie uwagi. Ale w potrzebie okazuje się, że jest, istnieje i ma się całkiem dobrze. To nie będzie tekst tylko o tych złych sąsiadach. Zaskoczeni? My nie. Na internetowych forach i w relacjach przekazywanych wśród znajomych na imprezach nie brakuje sąsiadów wspaniałych, pomocnych, ciepłych i sympatycznych.

Fajny Sąsiad

(Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl)

Po prostu miły, sympatyczny, uprzejmy, grzeczny. Wiek różny. Pochodzenie społeczne i płeć też. Co wyróżnia ten typ? Życzliwość wobec innych, tolerancja i kultura osobista. Takie przypadki wcale nie są tak rzadkie, jakby się mogło wydawać. Ale jest warunek.

- Gdy po dłuższym czasie zaufamy komuś z sąsiadów, to wzajemnie świadczymy sobie wiele przysług. Bo to miłe i korzystne dla obu stron - jeśli jest wzajemne. Gdy stale przysługi świadczy jedna strona - znajomość się kończy, czujemy się wykorzystani i zmanipulowani - mówi dr Hamer z Uniwersytetu SWPS.

Jak opisuje nasz czytelnik na forum:

Takich przykładów jest więcej. Aż przyjemnie wyliczyć, za co ludzie lubią sąsiadów :

Jeszcze inna forumowiczka po powrocie z wakacji dostała ciasto i kartkę "witamy w domu" . Sąsiedzi pilnują też mieszkań, gdy wyjeżdżamy na urlop. Dają cynk, jak coś się dzieje. Co jeszcze? "Odbierają nasze paczki, jak nas nie ma", "jak mam coś dużego i ciężkiego do wniesienia, to sami bez proszenia proponują pomoc", "podlewają kwiatki", "opiekują się moim domem i kotem, kiedy leżę w szpitalu", "przymykają uszy, jak zdarzy nam się poimprezować" , wreszcie "są, 'a jakoby nikogo nie było'" - wylicza czytelnik na naszym forum. I jeszcze trzy cytaty z tego wątku , które najbardziej nam się spodobały:

No miód, nie ludzie. A już tacy, jak poniżej , to skarb:

Nie wystarczy? To opowiem wam legendę miejską. Tyle że prawdziwą, bo znam z pierwszej ręki. Pewien warszawski blok, początek lat 90. Pół bloku się zna, bo deficyt na rynku mieszkaniowym był wtedy taki, że jak w jednej dużej firmie gruchnęła szeptaną pocztą wieść, że są mieszkania do kupienia od zaraz, to pół firmy kupiło. Efekt? Minęło parę miesięcy, nowi ludzie wciąż się wprowadzali, przyszedł sylwester. I okazało się, że w co drugim mieszkaniu lokatorzy połączyli z tym sylwestrem parapetówę. CAŁY blok zamienił się w jedną wielką imprezę, nieznajomi ludzie stukali się kieliszkami podczas spontanicznych spotkań na korytarzach. Nie powtórzyło się to już nigdy później, ale każdy mieszkaniec tego bloku pamiętał jego inaugurację. Można? Można. Minęły lata, przeprowadziłem się i pewnego dnia to ja byłem w potrzebie. No to puk, puk do drzwi vis-a-vis.

- Dzień dobry sąsiedzie, czy pożyczyłbyś swoje składane krzesełka, bo mi na imprezę zabrakło? A sąsiad - nie po raz pierwszy - zaryzykował i pożyczył swój dobytek. Dostał z powrotem w stanie nienaruszonym. A gdyby cokolwiek zostało zniszczone, tobym odkupił. Bo dobry sąsiad to skarb!

Micha ł Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl, wcześniej pracował w Gazeta.pl, Dzienniku.pl i tygodniku "Newsweek". Pisze o sprawach zagranicznych i fotografii. Rozmawiał m.in. z Richardem Bransonem, Benjaminem Barberem, Robertem Biedroniem i Andrzejem Dudą. Prowadzi bloga Realpolitik , bywa na Twitterze i na Instagramie . Gdy nie pracuje, chodzi po górach i robi zdjęcia.