Uciekaj stąd! Fragment książki „I będę cię kochać aż do śmierci”

Rita i Tomasz, młodzi ludzie pełni radości, czerpiący z życia pełnymi garściami, czasem lekko zawadzający o granice prawa, nie spodziewają się, co przygotował dla nich los. Sami mają bardzo sprecyzowane plany, piękna ślubna suknia już czeka...

Wskutek tragicznego splotu okoliczności ich życie zmienia się diametralnie; nie będzie ślubu, nie będzie wspólnego czasu, nie będzie już wiatru we włosach Rity, zniknie radosna, szalona dziewczyna. Będzie musiała radzić sobie sama, pomocy nie uzyska nawet od matki Tomka. Zdecyduje się wyjechać.

Na Mazurach spotyka mężczyznę, który zauroczony nią, proponuje wspólne życie. Może nie takie, na jakie liczyła w wyobraźni, ale Rita nie może sobie pozwolić na grymaszenie. Wspólnie prowadzony pensjonat na Mazurach prosperuje dobrze, dzieci rosną. Świat Rity jest podporządkowany obowiązkom i mężowi, sama Rita również staje się osobą podporządkowaną. Nie ma już w sobie woli walki, pragnienia przygody; jej radością oprócz dzieci stają się konie. Chwile ważne dla siebie spędza, jeżdżąc konno po okolicy.

I to uporządkowane, poskładane jakoś życie nagle sypie się niczym domek z kart, a Rita po raz kolejny będzie musiała zmierzyć się z przewrotnością losu. Będzie musiała też zmierzyć się z samą sobą - i nie wiadomo, które z tych zmagań okażą się trudniejsze...

Do lektury najnowszej książki Anny Kasiuk I będę cię kochać aż do śmierci zaprasza Wydawnictwo Jaguar. Tymczasem już teraz zachęcamy do lektury premierowego fragmentu pierwszego rozdziału książki:

Rita poderwała się na łóżku. Musiała krzyczeć, bo z trudem łapała powietrze i zaciskała zmiętą koszulę nocną w pięści. Czoło zraszał jej pot. Rozejrzała się po pogrążonej w mroku sypialni, szukając zapewnienia, że doświadczyła właśnie sennej mary. Za każdym razem wolała się upewnić, że przeżycia ze snu nie są jawą. Jej oddech powoli się uspokajał. Do tej nocy wierzyła, że koszmary przestały ją nawiedzać. Nigdy nie były one aż tak wyraziste, jak ten, który właśnie ją obudził. Wstrzymała oddech, wsłuchując się w ciszę. Za ścianą spali jej synowie, obok powinna namacać nieco opasłe ciało męża. Jego jednak wciąż nie było.

Zza zamkniętych drzwi sypialni nie dobiegał żaden dźwięk. Wyciągnęła się zatem na łóżku i świadomie przy wołała przerażający sen. Po raz pierwszy widziała więcej niż dotąd. Wesele, biała suknia, piękna fryzura, wysokie szpilki. Obok niej on, wymarzony, idealny i kochający.

Tamtego dnia mieli umówioną ślubną sesję. Co prawda przed ceremonią, ale udało im się załapać na jedyny wolny termin fotografa, dlatego nie mieli wątpliwości. Często kierowali się spontanicznymi decyzjami, co czyniło ich życie niezwykle ekscytującym i barwnym.

– To nie jest dobry pomysł, by pan młody oglądał przyszłą żonę w sukni ślubnej – przestrzegała ją matka.

Ale oni nie wierzyli w przesądy. Byli młodzi, bardzo młodzi i przekonani, że życie stoi przed nimi otworem. Małżeństwo miało tchnąć wiatr w ich żagle i wyrwać ich z małej, pozbawiającej perspektyw mieściny, w jakiej żyli.

Tak miało być. Stało się jednak inaczej.

Po sesji udali się do pobliskiego baru. Było już późno. Suknia ślubna i wykwintny garnitur sprawiały, że młodzi czuli się wolni i bezkarni. Może to dlatego on tak gwałtownie zareagował na zaczepkę tamtego faceta? Rita nie pamiętała tak naprawdę, kto zaczął. Nagle usłyszała huk i dwa ciała zwarły się w stalowym uścisku. W jej głowie ćmił tylko obraz tłuczonego szkła i wściekłości, z jaką porykiwali tarzający się po podłodze mężczyźni. Kiedy ciemna krew zbroczyła jej suknię, głos jej przyszłego męża wyrwał ją z objęć panicznego strachu:

– Uciekaj stąd!

Zrobiła, co kazał. Szła sama drogą, wpatrzona w przerywaną linię, oddzielającą dwa pasy. W dłoni trzymała buty, a w jej głowie panowała absolutna pustka. Zgarnęli ją, gdy za zakrętem zaczęły majaczyć pierwsze światła domów. Potem zadawano jej dużo pytań. Miała zakaz opuszczania miasteczka, sąsiedzi unikali jej spojrzeń. Ale nie to martwiło Ritę. Jej wybranek miał temperament, choć naprawdę nie był złym człowiekiem. Wyszło jednak inaczej.

Kiedy dowiedziała się, że nie zobaczą się przez długie lata, bo mężczyzna z baru w wyniku doznanych obrażeń zmarł, jej świat runął. Nie pomagała świadomość tlącego się pod jej sercem życia. Cóż ono znaczyło, kiedy jego ojciec swoje miał spędzić za kratami.

Rita zacisnęła mocno powieki, a po policzkach popłynęły jej łzy. Chciała zapomnieć. Jednak powracające sny były jak wyrok przypominający o błędach młodości.

Zeszła na dół z zamiarem napicia się wody. Po drodze zajrzała jeszcze do chłopców. Spokojne oddechy śpiących dzieci ukoiły nieco jej emocje. W kuchni świeciło się światło. Otulona szlafrokiem stanęła w drzwiach.

– Późno dziś skończyłeś… – zagaiła rozmowę z pochylonym nad talerzem mężem.

Zawsze powtarzała mu, że jedzenie o tej porze przyprawi go o zawał. Ale Jan należał do tych osób, które wiedziały i robiły wszystko najlepiej. Z czasem Rita przekonała się, że nie należy dyskutować z nim o tym, co mu wolno, a czego dla swojego dobra nie powinien robić. Próżność i przesadna pewność siebie wykluczały istnienie jakichkolwiek zagrożeń, mogących pokrzyżować plany Jana.

– Mhm, wiosna przyszła. Ludzie wyszli w pola, a po robocie mają ochotę i prawo się napić. Jeszcze trochę i będziesz miała tyle samo pracy w pensjonacie. – Zerknął na nią wymownie.

Jan nie znosił nieporządku. Dlatego to on zajmował się finansami w ich domu. I choć Rita nie mogła narzekać, bo zawsze dostawała od niego, co chciała, apodyktyczna postawa człowieka, który powinien ją kochać i szanować, mocno jej ciążyła.

Owinęła się szczelniej szlafrokiem i nalała sobie szklankę wody. Przyjemny chłód spłynął jej do gardła, przynosząc ulgę.

– Pójdę się położyć. – Ruszyła do drzwi gotowa zakończyć niewygodną rozmowę.

Jan był jednak w nastroju do pogaduszek. Mimo późnej pory nie przejawiał oznak zmęczenia.

– Miałaś zły sen? – Zatrzymała się w progu i zerknęła na niego przez ramię. – Zrobię ci drinka. Dawno ich nie miewałaś. Może chcesz pogadać?

– Nie. Dziękuję.

– Ale chodź, Rita. Napij się ze mną. Potrzebuję dziś towarzystwa.

Nie czekając na odpowiedź, sięgnął po kieliszki i wręczył jeden żonie. Minął ją w progu i przeszedł do jadalni.

Uciekaj stąd! Fragment książki „I będę cię kochać aż do śmierci”

Rita poczuła od męża woń alkoholu. Było później, niż jej się zdawało. Źle oceniła sytuację i napatoczyła się podchmielonemu Janowi. Zanosiło się na ciężką noc.

– Przeglądałem dziś księgę rezerwacji. Szykuje się pracowity miesiąc. A to dopiero maj, w czerwcu powinniśmy ruszyć pełną parą. Siadaj – zachęcał ją, poklepując miejsce na kanapie. Rita przysiadła na krawędzi, zachowując jednak bezpieczną odległość od męża. – Niech no tylko skończy się rok szkolny. Zobaczysz, po pandemii wszyscy ruszą na Mazury. Za granicę ludzie będą się jeszcze bali wyjeżdżać. – Jan zamilkł i skupił wzrok na żonie.

– Dasz sobie radę?

– Oczywiście. Nie będzie tak źle. Misza z Katią przyjeżdżają już w najbliższy weekend. Będę miała pomoc.

– Te dwie lesby.

Jan mlasnął i pokręcił głową. Nie krył się ze swoimi homofobicznymi przekonaniami, choć w towarzystwie przyjeżdżających do pracy już od wielu lat dziewczyn nigdy nie zdradził się ze swoimi uprzedzeniami.

– Jan, to naprawdę pracowite dziewczyny. Poza tym traktują nasz pensjonat jak swój dom.

– Nie wiem, czy nie są złym przykładem dla dzieci – ciągnął, nawet nie patrząc w stronę żony.

Rita doskonale wiedziała, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. Przez dziewięć lat wspólnego życia nauczyła się rozróżniać nastroje kapryśnego męża.

– Niby dlaczego?

– To są chore kobiety.

– Nie są chore. Gdybyś przestał się zastanawiać nad tym, co je łączy, dostrzegłbyś w nich same zalety. Zapewniam cię, że ja jestem wdzięczna dziewczynom za pomoc.

Mają cudowny wpływ na chłopców. Są cierpliwe i wyręczają mnie w wielu pracach domowych, podczas gdy ja mogę zajmować się dziećmi i stajnią.

Dopiero słysząc jej ciepły, nieco błagalny ton, Jana ogarnęło uczucie zadowolenia. Oczywiście nie miał zamiaru pozbywać się dwóch ukraińskich lesbijek, ale wolał utrzymywać żonę w niepewności. Właśnie wtedy czuł, że ma nad nią przewagę.

– No dobra, już nic nie mówię. Ale będę je obserwował – dodał, mierząc w Ritę palcem. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością, choć w głębi duszy spodziewała się takiego zakończenia. – A co ci się śniło? Powiesz mi?

– Nie ma o czym mówić. To był emocjonujący dzień. Byłam w szkole u chłopców i oźrebiła się Juka, więc sporo się działo. Jestem trochę zmęczona – podkreśliła, widząc sunący po jej ciele wzrok nieźle podpitego męża. – A sny przychodzą właśnie wtedy.

– On już nie wróci. Możesz być tego pewna. Teraz masz mnie. Jestem za ciebie odpowiedzialny i obronię cię.

– Wiem, Janku.

– Chodź do mnie. – Wyciągnął w jej stronę rękę, a jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. – Ja też miałem długi dzień i myślałem o tobie.

Mdliło ją od nieudolnie wyrażanych umizgów. Jan nigdy nie potrafił okazywać czułości. Jego zachowanie zawsze cechowały chłód i dystans. Jednak w chwilach, kiedy liczył na coś więcej, próbował wysilić się na wrażliwość.

– Może zatem czas się położyć? – zaryzykowała, mając nadzieję na uniknięcie zbliżenia.

– To bardzo dobra myśl. Chodź, położę się obok ciebie.

Przyciągnął ją do siebie, wyjął z rąk kieliszek i postawił obok swojego na podłodze. Posadził sobie kobietę na kolanach i przyciągnął jej głowę do swojej. Jego żona była piękna. Ciemne długie włosy opadały na białą koszulę, spod której prześwitywały drobne różowe sutki. Jej fizyczność sprawiała, że na brak męskiej adoracji nie mogła narzekać. I choć miał ogromną ochotę położyć żonę na łóżku, lizać jej ciało i oddawać mu hołd pieszczotami, powstrzymywał się przed tym, ulegając wpojonemu przekonaniu, że obnoszenie się z czułością jest niczym innym, jak okazywaniem słabości, a tej nie był przychylny. Tak został wychowany. Twardą ręką ojca i zgodnie z surowymi zasadami matki. W jego domu nie było miejsca na słabość, dlatego doszedł tak wysoko w społeczności, w której żyli, i osiągnął wszystko, o czym kiedyś marzył. Całował teraz miękkie usta żony, a świat pod jego powiekami wirował. Pachniała świeżością i niewinnością, mimo że niejedno już przeżyła.

Rita zamknęła oczy. W wyobraźni widziała usianą letnimi kwiatami łąkę. Juka biegała po niej, a tuż za nią nieporadne kroki stawiało źrebię. Przez lata nauczyła się wyłączać umysł w trakcie odbywającego się pomiędzy nią a mężem aktu.

Czuła, jak opasłe palce ślizgają się po jej skórze. Tym razem nie był niedelikatny, jednak świadomość, że jest człowiekiem niezwykle porywczym i dwulicowym, pozbawiała ją jakiejkolwiek przyjemności płynącej z seksu.

Jej coraz szybsze oddechy miały zapewnić męża o płynącej z bliskości przyjemności, podczas gdy głowę Rity przepełniały zupełnie inne obrazy. Uniosła ręce i pozwoliła zsunąć z siebie koszulę. Podparta łokciami o barki męża zaczęła poruszać się coraz dynamiczniej, symulując zbliżający się orgazm.

– Nie spiesz się tak…. Potrzebuję jeszcze trochę czasu – wysapał, a zaraz potem przyssał się do jej piersi.

Powieść I będę cię kochać aż do śmierci kupić można w popularnych księgarniach: