Najgorszy w historii początek roku - Rynki - Dyskusja.biz

Okazało się, że słusznie niepokoiły. Początek roku był na giełdach bardzo zły. Często mówi się o „efekcie stycznia”, kiedy to fundusze napełniają portfele – tym razem można było mówić (na razie) o defekcie stycznia. Amerykanie twierdzą, że był to najgorszy w historii Wall Street pierwszy tydzień roku – indeks S&P 500 stracił 5,92%.

Teoretycznie (statystyka) pierwszy tydzień handlu w danym roku może pokazywać kierunek, w jakim pójdą indeksy w reszcie roku. Dane opublikowane przez WSJ Market Data Group pokazują, że dla indeksu S&P 500 pierwsze pięć dni handlu w 68% pokazywały to, co będzie się działo w całym roku. Jest jednak i „ale”. Wartość prognostyczna jest zdecydowanie większa, kiedy rok należy do „byczych”. Dla roku spadkowego prawdopodobieństwo tego, że pierwszy tydzień pokazał kierunek jest duże (ten przymiotnik to oczywiście żart) … i wynosi 50%, czyli praktycznie nie ma znaczenia prognostycznego.

Zaraza przyszła z Chin. Już w poniedziałek 4. stycznia słaby odczyt indeksu PMI dla sektora przemysłowego w Chinach i dość słaby indeks ISM dla przemysłu w USA szkodziły giełdom od strony fundamentalnej. W geopolityce też dobrze nie było. Napięcie na linii Iran – Arabia Saudyjska mocno wzrosło po spaleniu ambasady Arabii Saudyjskiej w Teheranie. Nie podobała się też próba bomby wodorowej przez Koreę Północną (podobno nie był to prawdziwy test).

W Chinach można było mówić o powtórce z sierpnia. Większość komentatorów skupia się na olbrzymich spadkach indeksu Shanghai Composite w poniedziałek 4. stycznia i w czwartek 7. stycznia. Dochodziło wtedy do zawieszenia handlu po spadku indeksu o ponad 7%. Spektakularny był czwartek, kiedy to handlowano tylko 29 minut – tyle wystarczyło do uruchomienia tego hamulca. W piątek 8.01 władze zawiesiły tę regułę. Mówiono, że takie ograniczenie mogło zwiększyć nacisk podaży, bo gracze bali się, że nie zdążą sprzedać przed zawieszeniem handlu. Indeks rzeczywiście odbił, ale już w poniedziałek 11.01 znowu zanurkował.

Ja od dawna mówię, że giełda chińska (z wielu powodów) nie jest dla świata naprawdę ważna. Ważne jest to, czy gospodarkę Chiny czeka twarde lądowanie, czyli prawdziwy kryzys, czy władze chińskie wchodzą do gry jako uczestnik wojny walutowej (bardzo groźne dla świata finansów i gospodarek innych krajów) i wreszcie, czy rząd chiński wie co robi, czy panuje nad sytuacją. I to ostatnie jest najważniejsze.

Na przykład osłabianie juana może się zakończyć katastrofą. Rynek osłabił go w pierwszym handlowym tygodniu stycznia o 2,5%, a od listopada 2015 juan stracił (do 6. stycznia) około 6,5%. Niewiele? Na razie tak, ale jeśli pamięta się o kolosalnym zadłużeniu firm chińskich w dolarach to osłabiania juana może wywołać efekt domina – każdy będzie chciał spłacać kredyty w dolarach, co doprowadzi do niewyobrażalnego osłabienia juana.

Tego za pomocą 3,5 bln USD rezerw rząd i bank nie dałyby rady zatrzymać. Nic dziwnego, że rząd i LBCH znowu interweniowały i od 7. stycznia juan zyskał dwa procent. Takie interwencje mogą się jednak źle skończyć. W zeszłym roku Chiny straciły 12% rezerw walutowych (blisko 500 mld USD) broniąc giełdy i usiłując zatrzymać zbyt szybką przecenę juana. Teraz władze robią dokładnie to samo. Na jak długo wystarczy Chinom rezerw? I tego właśnie, a nie spadków indeksu Shanghai Composite (nadal wyżej niż w sierpniu zeszłego roku) bali się inwestorzy na rynkach globalnych.

Na rynkach akcji sytuacja do 12. stycznia (piszę w trakcje bardzo wzrostowych sesji) była niewesoła. Szczególnie mocno traciły indeksy w Europie. Oczywiście mocno traciła również GPW, ale warto zauważyć, że węgierski BUX był ostoją spokoju (w tym fatalnym dla giełd tygodniu nawet lekko zyskał). Przez dłuższy czas spadki indeksów na Wall Street były wyraźnie mniejszy niż na giełdach europejskich, ale w czwartek 7. stycznia amerykańskie byki nie wytrzymały. Tym razem również S&P 500 stracił blisko 2,5%, a NASDAQ 3%. Podobnie wyglądała sytuacja w Europie.

Na rynku walutowym też było nerwowo, ale zdecydowanie mniej nerwowo niż na rynkach akcji. W Polsce umacnianie złotego w końcu 2015 roku (ewidentnie kwestia wyceny zadłużenia walutowego grała główna rolę na płytkim rynku) zakończyło się na początku roku 2016. Kursy EUR/PLN i USD/PLN błyskawicznie wróciły w okolice maksimów z 2015 roku, a CHF/PLN też wyraźnie wzrósł. W dużym stopniu przecena złotego wynikała z ucieczki kapitałów z rynków rozwijających się, ale nasza waluta nadal była jedną ze słabszych w tym gronie.

Na rynku surowcowym obawa o losy gospodarki chińskiej doprowadzała do przeceny ropy i miedzi. Przecena ropy (nowe 11. letnie minimum) zwrotnie szkodziła indeksom giełdowym. Traciła też miedź –przełamała dno z 2015 roku. Na chińskim zamieszaniu szczególnie dobrze wyszło złoto – cena uncji wróciła nad kluczowy poziom 1.100 USD. Surowce nadal są w mocnej bessie.

Najgorszy w historii początek roku - Rynki - Dyskusja.biz

Przejdźmy teraz do tego, co może się wydarzyć w niedalekiej przyszłości. W niedalekiej, bo prognoz na 2016 rok nie ośmielę się postawić. Jedno jest pewne – będzie panowała olbrzymia zmienność, czyli będzie to raj dla krótkoterminowych graczy. Nie ośmielę się też powiedzieć, że początek roku zapowiada potężne przeceny w jego trakcie. Tak wcale nie musi być, chociaż sytuacja najwyraźniej się zagęszcza.

Wystarczy spojrzeć na wykres indeksu S&P 500, żeby zobaczyć, że od wielu lat (tak, lat) specjalizuje się on w rysowaniu podobno rzadkich formacji typu V. Po dużych spadkach następują jeszcze większe zwyżki i to wcale niekoniecznie w formacjach falowych. Nie wykluczam, że i teraz tak będzie. Jedno wydaj się być pewne – groźne dla byków byłoby przełamanie przez indeks S&P 500 poziomu 1.865 pkt. Wtedy indeks wyrysowałby formację podwójnego szczytu, co dawałoby sygnał do rozpoczęcia korekty całej, sześcioletniej hossy.

Najbliższe dni mogą się jednak okazać korzystne dla rynku akcji. W poniedziałek 11. stycznia po sesji raport kwartalny opublikowała Alcoa, co rozpoczęło sezon publikacji kwartalnych raportów spółek. Taki okres i stara gra w „słabe prognozy, lepsze wyniki” najczęściej pomaga bykom.

Poza tym we wtorek 19. stycznia w Chinach opublikowane zostaną ważne dane w Chinach. Dowiemy się, o ile w 4. kwartale wzrósł w Chinach PKB oraz jak zachowała się tam w grudniu produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna. Dane lepsze od oczekiwań z pewnością pomogą w korekcie wzrostowej. Dane słabe zaszkodzą jej na jeden dzień.

Jest jeszcze jeden czynnik. W czwartek 21. stycznia posiedzenie będzie miał ECB, co może pomóc bykom, bo co prawda nie należy oczekiwać zmian parametrów polityki monetarnej, ale Mario Draghi, prezes ECB z pewnością podczas swoje konferencji prasowej będzie się starał pomóc rynkom. Jeśli byki tego wszystkiego nie wykorzystają to trzeba się będzie pogodzić z końcem hossy.

W Polsce dla GPW czynnikiem ryzyka jest nadal nadaktywność polityków. Ostatnio minister skarbu Dawid Jackiewicz stwierdził, że Ministerstwo Skarbu Państwa analizuje możliwość połączenia PKN Orlen, Lotosu i PGNiG. Akcje PGNiG i Lotosu taniały, a PKN Orlen drożały. Dowiedzieliśmy się też, że PKO BP i PZU mogą włączyć się w ratowanie kopalń, a to przeceniło akcje PKO BP.

Z drugiej strony sektorowi bankowemu pomagać mogły wypowiedzi wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który chce, żeby pomoc dla frankowiczów ograniczona była tylko dla tych mających największe trudności – ruch we właściwym kierunku, ale trzeba poznać szczegóły, żeby móc go naprawdę ocenić. Jedno jest pewne – politycy powinni mniej mówić. Otwartość jest dobra, ale nie dla giełdy, jeśli rodzi niepewność. Jeśli jednak na świecie dojdzie do wyraźnie rozpoczętego we wtorek 12. stycznia poważnego odbicia to uważam, że nasz rynek tym razem też to wykorzysta.